Marek Przychodzeń Marek Przychodzeń
106
BLOG

Debata prawicowa „na szczycie”

Marek Przychodzeń Marek Przychodzeń Polityka Obserwuj notkę 38

 

Nikt mnie nie może oskarżyć o jakąś przesadną sympatię wobec Jarosława Kaczyńskiego. Nigdy specjalnie nie lubiłem tych wszystkich fanatycznych PiS-owców (sporo w tej grupie kobiet, na co mam własną teorię), całego tego „zakonu PC” i tym podobnych, nawet szanse wyborcze „Prezesa”, jak pieszczotliwie mówią o Jarosławie Kaczyńskim jego poplecznicy, oceniałem dość krytycznie.

Wypadłem na moment z obiegu informacji, jednak zanim tak się stało spakowałem sobie do plecaka podróżnego fragment polemiki „Prezesa” z red. Lisickim. Proszę wybaczyć, jeśli moja nieobecność wpłynie na jakość tego wpisu, jednak moim zdaniem debatę prawicowych „frontmanów” wygrał Jarosław „Prezes” Kaczyński.

Gdyby ktoś mnie zapytał, dlaczego używam tego wyświechtanego rozróżnienia na prawicę i lewicę, powiedziałbym, że człowiek prawicy to człowiek z zasadami.  „Zasady” i „wartości” często zresztą pojawiają się we wspomnianej wymianie zdań. Do rzeczy jednak.

Obaj autorzy za punkt honoru (wartości!) stawiają sobie moralne zdyskredytowanie przeciwnika, co zresztą nieco dziwi, ponieważ jeśli partner dyskusji jest moralnym karłem, po co kruszyć z nim kopie. Co lepsze smaczki tutaj:

pewni ludzie, którzy głoszą mocno idee katolickie, a mają czasem duże kłopoty z wcielaniem ich we własnym życiu” (Kaczyński o Lisickim)

występuje w roli jedynego sprawiedliwego […] niezłomnego obrońcy prawdy o Smoleńsku […] Jak zatem wytłumaczyć fakt, że przez kilka miesięcy po katastrofie głoszenie owej prawdy zawiesił na kołku” (Lisicki o Kaczyńskim).

W skrócie Lisicki argumentuje, że Kaczyński manipuluje krzyżem po to, by grać pamięcią o Lechu Kaczyńskim, natomiast „Prezes” twierdzi, że padł ofiarą nagonki politycznie poprawnych oportunistów, do których zalicza Lisickiego (swoją drogą, jak ma się „Rzepa” po wyborach?).

Ogólnie Lisicki imputuje Kaczyńskiemu nieczyste intencje, podczas gdy Kaczyński broni się przed insynuacjami naczelnego "Rzepy", oskarżając z kolei o podłość tego ostatniego. Lisicki jest zresztą niespójny, ponieważ raz to wychwala dokonania Lecha Kaczyńskiego, raz gani Kaczyńskiego Jarosława za próbę uwiecznienia pamięci swego brata. 

Co mnie jednak, jako badacza myśli politycznej, interesuje szczególnie, to zdanie Jarosława Kaczyńskiego, że krzyż w kraju o tradycji katolickiej powinien być częścią tzw. „sfery publicznej”, w przeciwieństwie do tzw. zapateryzmu, czyli

„ … dążenia do tego, żeby wszelkiego rodzaju symbole religijne zniknęły ze sfery publicznej, tej normalnej przestrzeni fizycznej, dostrzeganej przez zwykłego człowieka, tym bardziej, żeby zniknęły z instytucji publicznych, ze szkół wraz z nauką religii. Krótko mówiąc, żeby Kościół zepchnąć całkowicie – jak to się kiedyś mówiło – do kruchty. To jest dokładnie to samo, co głosili komuniści na pierwszym etapie walki z Kościołem. Później w ogóle Kościoła miało nie być”. 

Wystarczy porównać ten fragment z wypowiedzią Bronisława Komorowskiegodla jedynie słusznej i postępowej gazety,by dostrzec przepaść, jaka dzieli poglądy obydwu panów na kwestię relacji państwo-religia:

Pałac Prezydencki jest sanktuarium państwa. Krzyż, co było zrozumiałe, postawiono w nastroju żałoby, lecz żałoba minęła i trzeba te sprawy uporządkować […] Krzyż przed Pałacem Prezydenckim to symbol religijny, więc zostanie we współdziałaniu z władzami kościelnymi przeniesiony w inne, bardziej odpowiednie miejsce”

Dziwne, że redaktor Lisicki nie dostrzega tej wyraźniej różnicy w filozofii politycznej głównych aktorów sporuo krzyż. Prezydentowi Komorowskiemu krzyż przeszkadza, a Kaczyńskiemu nie. Proszę zgadnąć, który pogląd jest bardziej zgodny z chrześcijańską tradycją myślenia politycznego.Nota bene, okazuje się, że krzyż przeszkadza także niektórym wysoko postawionym dostojnikom Kościoła. 

Ogólne wrażenie po lekturze ludzi „z zasadami” i w dodatku „na górze”, jest jednak dość przygnębiające. Jeśli tak ma wyglądać jakość publicznej debaty na prawicy, to chyba warto czekać na jakąś zmianę, przynajmniej pokoleniową. To, co widziałem, zasługuje jedynie na bycie ideologicznym pokarmem dla jedynie słusznej i postępowej gazety (tak się zresztą stało).

 

Marek Przychodzeń

 

Marek Przychodzen Utwórz swoją wizytówkę Marek Przychodzeń - ur. 1978. Doktor filozofii. Opiekun merytoryczny organizowanych na WSE w Krakowie studiów podyplomowych "Filozofia polityki ONLINE". Członek redakcji "PRESSJI", czasopisma Klubu Jagiellońskiego. Tłumacz i publicysta. Członek Katedry Filozofii Klubu Jagiellońskiego i jej szef w roku akademickim 2007/08. W latach 2004-2008 współpracował z Przeglądem Politycznym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka