Marek Przychodzeń Marek Przychodzeń
102
BLOG

Bóle sezonu ogórkowego

Marek Przychodzeń Marek Przychodzeń Polityka Obserwuj notkę 5


Sezon ogórkowy właściwie dobiega już końca, nie mogę sobie jednak darować tej przyjemności, by podzielić się z Państwem (w ramach wieczornego katharsis) tym, co mnie boli/śmieszy/wkurza w te sierpniowie noce i dnie. Właściwie mój odpoczynek polega na wykonywaniu prostych czynności fizycznych (i nie chodzi tu o otwieranie butelki), niemniej jednak co jakiś czas docierają do mnie rozmaite wieści z tzw. "świata" (głównie w formie dzwięku z radia w telefonie komórkowym).

Najbardziej dokuczliwy moment. Znowu słyszę, że "x dofinansowano ze środków Unii Europejskiej". Serio, dostaję drgawek. Nie ma chyba niczego bardziej oddalonego od rzetelnej pomocy charytatywnej (caritas - cnota) niż przymusowe, demoralizujące dofinansowania eurokołchozu. Równie dobrze mogliby ogłaszać,  że "x dofinansowano ze źródeł pochodzących z kradzieży", skoro przecież nie mogą powiedzieć, że "x zasponsorował y ponieważ sądził, że to coś bardzo wartościowego". Słyszę, że ci na Zachodzie powinni płacić, ponieważ są nam to winni. No to nie mogą od razu "x dofinansowano z reparacji wojennych"? Brzmi to może mniej politycznie, ale za to bardziej przekonująco.

Druga sprawa. Otchłań bezrefleksyjności dziennikarzy. Jakaś spikerka czyta fragment wywiadu z Bezylem Kerskim o rodzinie Mannów zamieszczonego w Jedynej Postępowej, Najlepszej Gazecie w Polsce, w którym pada klasyczne pytanie bez podtekstu:

Paweł T. (sic?): Gdyby Mann był Polakiem, jego losy byłyby w ostatnich latach poddawane lustracji, szukano by kompromitujących fragmentów jego biografii.


Bazyl Kerski: W Niemczech jest inaczej, nawet jeśli Polaków i Niemców łączy podobna obsesja na punkcie historii - obsesja zrozumiała, bo oba narody zostały przez tę historię połamane i próbują poskładać się na nowo. Atmosfera stawiania "pomników" jest jednak w Niemczech zupełnie inna niż w Polsce: żaden, nawet najbardziej drażliwy fragment biografii nie jest pomijany, a jednocześnie nie jest traktowany na zasadzie sensacji. Dlatego wznowiono na przykład "Rozważania człowieka niepolitycznego" Manna, książkę w pewnym sensie straszną, pełną ksenofobii i imperializmu, ale ważną jako dokument czasów. Otwarcie przywołuje się bardzo krytyczne wobec ojca wypowiedzi jego dzieci, zwłaszcza Golo Manna. Nic nie jest zamiatane pod dywan. Dużą rolę odegrał też w ostatnich latach reżyser Heinrich Breloer, który w swoich fabularyzowanych dokumentach podjął najważniejsze, najbardziej drażliwe dla Niemców tematy, jak doświadczenie terroryzmu z lat 70., Albert Speer czy właśnie Mannowie. Myślę, że gdyby Breloer zajął się na przykład Miłoszem, jego drogą między rokiem 1945 a początkiem lat 50., mógłby powstać fascynujący film. Bo Breloer nie szuka sensacji, nie podgląda, nie ocenia. Zamiast stawiać pod ścianą i przylepiać etykietkę - sprawdziłeś się albo nie - pokazuje dylematy i trudne wybory. A do bohatera dociera przez to, co w jego biografii pęknięte.

Ludzie, w jakim kraju ja żyję? Dziennikarka nie mogła mieć 50 lat, więc raczej nie była umoczona ani nie śledziła żadnego opozycjonisty. Dlaczego powtarza te brednie? Dlaczego nie doda czegoś od siebie tytułem komentarza?  Gdyby rzeczywiście praca dokumentalisty dała się porównać z zagadnieniem lustracji, jako pierwszy domagałbym się ekranizacji akt IPN-u.

Chwilę później słyszę, że Rosjanie przekazali nam kolejne akta śledztwa w sprawie zajścia w Smoleńsku (nazywanego przez prowojennych rewizjonistów tragedią w Smoleńsku). Co ma w związku z tym do powiedzenia spikerka radiowa? Otóż tyle, że Antoni Macierewicz ponownie "grzmi", że Polska nie dostała aktów zgonu. Czy rzeczywiście dziennikarze pospołu z rządem w ogóle nie mają  jaj (jak się tutaj mawia) i muszą liczyć na innych, które rzeczone posiadają, by ci upomnieli się u Rosjan o to, co dla Polaków ważne (pomijam tu fakt, iż świadomość, że Rosjanie prowadzą to śledztwo sami, jest dla mnie policzkiem).

Ludzie, ruszcie w końcu głowami. Ja rozumiem, że sezon ogórkowy, ale ... miałeś chamie złoty róg...

Marek Przychodzeń

Marek Przychodzen Utwórz swoją wizytówkę Marek Przychodzeń - ur. 1978. Doktor filozofii. Opiekun merytoryczny organizowanych na WSE w Krakowie studiów podyplomowych "Filozofia polityki ONLINE". Członek redakcji "PRESSJI", czasopisma Klubu Jagiellońskiego. Tłumacz i publicysta. Członek Katedry Filozofii Klubu Jagiellońskiego i jej szef w roku akademickim 2007/08. W latach 2004-2008 współpracował z Przeglądem Politycznym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka