Daleko Daleko
4116
BLOG

Lech Kaczyński. Daleko od Wawelu - odcinek dziesiąty

Daleko Daleko Polityka Obserwuj notkę 22

Obiady pierwszy obywatel często jadał z szefową swego sekretariatu Zofią Gust, ale do stołu dopuszczani byli też inni, których Kaczyński akurat chciał wyróżnić albo z którymi miał zamiar omówić jakąś sprawę. O tym, kto zasiądzie za stołem, decydował prezydent. Podobnie było z powtarzającymi się codziennie posiedzeniami sztabów antykryzysowych. Któregoś razu na posiedzeniu sztabu w gabinecie prezydenta zebrali się wszyscy najważniejsi ministrowie Pałacu. Brakowało tylko Andrzeja Dudy odpowiedzialnego za sprawy prawne. Jeden z ministrów spytał, gdzie jest i czy nie należy na niego zaczekać. Odpowiedź prezydenta była stanowcza: „Pozwól, że to ja będę decydował, kto przychodzi na narady do mnie”.

Ważnym punktem były wieczorne spotkania u prezydenta. „Lech Kaczyński nie jest skowronkiem, ale sową. Kładzie się późno, co zawsze irytuje jego małżonkę. Siedzi ze współpracownikami, czasem z kimś zaproszonym z miasta do późna w nocy. Przeważnie dzieje się to w salce za gabinetem prezydenta. Nie ma telewizji, nie ma muzyki, jest czerwone wino i pogaduchy. Bardzo dużo mówi się o polityce, dużo o sprawach osobistych, nie ma tematów tabu. Pani prezydentowa miała do współpracowników Lecha pretensje o te spotkania. Ministrowi Piotrowi Kownackiemu, który dołączył do pałacowej ekipy w drugiej części kadencji, pani Maria mówiła, że bardzo ją rozczarował. To był niby żart, ale była zawiedziona udziałem nowego ministra w wieczornych spotkaniach u prezydenta, w trakcie których podawane jest czerwone wino” – opowiadał nam pałacowy urzędnik.

W pomieszczeniu za gabinetem prezydenta stała ława, a wokół niej sofy obite lekko już przetartym materiałem…

Nie było regułą, jak opisywał nam Robert Draba, że spotkania tam odbywały się wyłącznie wieczorami i tylko w zaufanym gronie. „Na sofy” chodziło się zawsze, gdy prezydent zapraszał większą liczbę osób. W jego gabinecie goście w większej liczbie nie mieli gdzie usiąść. Luźne wieczory, według Draby, to trochę legenda. Jakieś 70 procent tych wieczornych nasiadówek to spotkania z ludźmi z zewnątrz, tylko 30 procent to rozmowy z najbliższymi współpracownikami, tłumaczył nam minister. Draba mówił, że na takie wieczorne spotkania chodził ze stertą papierów i o tych papierach rozmawiał z prezydentem i innymi gośćmi.

Inaczej zapamiętał to Janusz Kaczmarek. Pod koniec 2009 roku mówił nam: „Był zwyczaj wieczornego spotykania się u prezydenta. Rozmowy i wino. Bywało tak, że wchodziłem do prezydenta, a napoczęta w czasie wcześniejszego spotkania butelka już stała na stole. Kilka razy przyjeżdżałem wieczorem, żeby załatwić jakieś konkretne sprawy. Ale kończyło się na winie i rozmowach. Trzeba wiedzieć, że w bezpośrednim kontakcie Lech Kaczyński jest ciepłą, serdeczną osobą, która w dłuższej rozmowie wpada w profesorski ton. Na tych nasiadówkach nie widywałem ludzi z zewnątrz. Bywały tam osoby z otoczenia Lecha Kaczyńskiego”.

Częstym towarzyszem prezydenta w wieczornych rozmowach był Maciej Łopiński, szef gabinetu głowy państwa. „Przeciwnik agresywnej, mocnej gry w polityce, studzi emocje Lecha” – opisywał go prezydencki minister.

Ważny polityk PiS-u przedstawiał nam to tak w 2008 roku: „Łopiński nie ma żadnych pomysłów i pomysłów nie lubi. Jest urzędnikiem, który osiąga stan błogości, gdy nic się nie dzieje. Każdy nowy pomysł to nowe kłopoty. Jest za to jednym z najstarszych przyjaciół Lecha, jeszcze z konspiracji. Łopiński daje prezydentowi wytchnienie. Siedzą przy winie i wspominają stare czasy. Prezydent ubóstwia takie pogwarki. Jest mistrzem wielominutowych dygresji i szczególarzem. Potrafi na spotkaniu z mało znanym sportowcem wypalić: »Pamiętam pana bieg na mistrzostwach świata w 1976. Zajął pan czwarte miejsce z wynikiem 3,56«”.

Jak już wspominaliśmy, tego siedzenia po nocach nie lubiła pani prezydentowa. Jedna z osób bliskich Lechowi Kaczyńskiemu opisywała nam taką scenę: „Gdy robi się bardzo późno, na dół schodzi małżonka prezydenta. Pani Maria dba bardzo o Lecha. »No i co się dzieje? Jak schodzi prezydentowa, to nie ma wina na stole. Wino jest tylko, gdy jest tu Michał Kamiński?«, pyta w żartach. Potem pani Maria zaczyna rugać prezydenta, że jej nie odwiedził przez cały dzień: »Na kolana. Dziś na dwa!« »Tak przy wszystkich?« »Tak, niech się uczą dobrych zachowań«. W końcu pani Maria zbiera męża na górę: »Już idę, babusiu«, odpowiada potulnie prezydent”.

Skłonność do gawędzenia przy czerwonym winie ściągnęła na Kaczyńskiego ataki ze strony politycznych przeciwników. Wielokrotnie w czasie pięciu lat prezydentury roztrząsany był temat, czy aby głowa państwa nie ma problemów z alkoholem. Sytuacja była nienormalna: Aleksander Kwaśniewski pił, owijał się flagą, próbował wsiadać do bagażnika swojej limuzyny, a na kwestię jego słabości przez długi czas patrzono przez palce. Tymczasem cięgi zbierał Kaczyński, który w żadnej sytuacji nie został złapany na nadużywaniu trunków i nie nadszarpnął powagi urzędu prezydenckiego.

„Zagrywka z rzekomym piciem prezydenta jest faulem. Gdyby pił, na dłuższą metę, nie dałoby się tego ukryć”, mówił kiedyś Michał Kamiński, były minister u Kaczyńskiego.

„Wieczór przy winie i rozmowy to dla Lecha sposób na zdjęcie stresów, ale on nie ma problemów z alkoholem. Niewiele osób wie też, że prezydent ma niezwykle mocną głowę” – opowiadał nam w połowie kadencji współpracownik prezydenta. Potwierdza to znany biznesmen: „Kiedy Lech Kaczyński nie był jeszcze prezydentem, jedliśmy kolację. Wypiliśmy sporo. Ja ledwie się trzymałem, a po nim nie było niczego widać. Ja ważę ponad 100 kilogramów, a on jest mikrej postury”.

„Mit o nadmiernym piciu – opisywała Elżbieta Jakubiak – może brać się z gościnności Lecha. Jak wpadasz do niego, to zawsze cię zapyta, czy nie chcesz kanapki, herbaty, może wina. Tak było u Kaczyńskich w prywatnym mieszkaniu i tak samo potem, w Pałacu”.

Minister z Pałacu opowiadał: „Prezydent potrafi winem podjąć ludzi, którzy nie są jego najbliższymi współpracownikami. A ci mogą pomyśleć, a potem puścić w miasto myśl: »Skoro ze mną o godzinie 14 wypił kieliszek, to ze swoimi zausznikami pewnie wychyla dwie butelki«. Byłem świadkiem zdziwienia wiceministrów zaproszonych do Pałacu przed jednym ze szczytów w Brukseli. Podano wino. Prezydent chciał być po prostu dobrym gospodarzem. Podobnie było podczas spotkania z ministrami finansów w 2009 roku. Czerwone wino podaje się do obiadu w Pałacu zawsze. A potem słyszałem szeptankę z miasta, że w Pałacu poszły do obiadu dwie butelki. Owszem, poszły, ale przy stole było 12 osób! Jeśli panowie pytacie, czy po takim obiedzie prezydent musi odpocząć, udać się na sjestę, bo wino przeszkadza w pracy, to odpowiadam: »Nie, nie było takich zdarzeń«.

Były pracownik BBN-u zaś relacjonował: „Prezydent sączy winko wieczorem, gawędzi. Czasem napije się piwa. Wódki nigdy. Problem z alkoholem? Żart. Byłoby dobrze, gdyby Polacy pili tak jak on”.

Oczywiście czasem wina bywało trochę za dużo. Tak zdarzyło się dla przykładu na początku lutego 2007. Janusz Kaczmarek, wówczas szef MSWiA przyjechał przedstawić Lechowi Kaczyńskiemu świeżo upieczonego komendanta głównego policji Konrada Kornatowskiego. Nowy szef policji był bardzo przejęty perspektywą pierwszej w życiu rozmowy z głową państwa. Elegancko się ubrał, trzymał fason. Gdy wchodzili do gabinetu, pora była późna, po 23. Prezydent był w szampańskim nastroju, marynarka i krawat wisiały na oparciu krzesła, koszulę Lech Kaczyński miał wyciągniętą ze spodni. Miła pogawędka przy winku toczyła się przez kilkadziesiąt minut. Nagle zadzwoniła stara Nokia pana prezydenta. Okazało się, że to małżonka przywołuje głowę państwa do porządku. Kaczyński odłożył aparat i rzucił: „Panowie, uciekam, bo Marylka wzywa!”. Dosłownie w kilka sekund zwinął się ze swojego gabinetu, zostawiając zaskoczonych gości za stołem.

Po wybuchu afery gruntowej i słynnym przecieku z akcji CBA Kornatowski stał się jednym z czarnych charakterów tej sprawy. W wywiadzie dla Moniki Olejnik w Radiu Zet prezydent powiedział, że gdy Kaczmarek po raz pierwszy przyprowadził do niego nowego szefa policji, „ów dżentelmen zrobił na nim bardzo oryginalne wrażenie”. Kornatowski był poruszony tą wypowiedzią. Żalił się znajomym: „Czy Lech Kaczyński, zanim to powiedział, zadał sobie pytanie, jakie on na mnie tamtej nocy zrobił wrażenie?”.

 

Na następny odcinek „Daleko od Wawelu” zapraszamy jutro o godzinie 17. Książka jest już dostępna w sprzedaży.

 

 

Daleko
O mnie Daleko

Czerwone i Czarne to wydawnictwo książek dobrych i pięknych. Książki wydawane przez Czerwone i Czarne to literatura faktu skupiona na polskim życiu publicznym. Czerwone i Czarne tworzy nową jakość w projektowaniu książek. W księgarni łatwo je znajdziecie. Szukajcie czerwono-czarnych okładek.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka