Daleko od miłości Daleko od miłości
2450
BLOG

Donald Tusk. "Daleko od miłości". Odcinek I

Daleko od miłości Daleko od miłości Polityka Obserwuj notkę 8

 

Jako Wydawnictwo Czerwone i Czarne proponujemy Państwu naszą nową książkę, "Daleko od miłości" dziennikarzy śledczych Michała Majewskiego i Pawła Reszki, autorów bestsellera sprzed roku o podobnym tytule, "Daleko od Wawelu". Fragmenty publikacji o czterech latach rządów Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej będziemy zamieszczać w odcinkach (kolejne rozdziały) codziennie o godzinie 17:00, z wyjątkiem sobót i niedziel. Serdecznie zapraszamy do lektury.

 

 

 

 

 

 Historia Zeliga

 

 

 

 

Doradca premiera: – Jeśli ja pisałbym książkę o Tusku, byłaby to książka o samotności i o niesamowitym, niesłabnącym napięciu, w którym Donald żyje od 2007 roku. On zmienił się nawet fizycznie. Nie potrafi już dłużej ukrywać, że jest zawodnikiem, który nie cofnie się przed niczym. Wcześniej, gdyby ktoś powiedział, że Tusk jest politycznym mordercą, odpowiedziałbym: „Stary, oszalałeś”. Choć przecież wszyscy wiedzieliśmy, że historia PO to historia politycznych mordów. Wtedy sobie mówiłem: „To nie on, to Piskorski, Schetyna, on jest przecież delikatnym intelektualistą”. Dopiero w czasie afery hazardowej uświadomiłem sobie, że Donald może wyrzucić z sań każdego, kto będzie mu przeszkadzał albo będzie dla niego zagrożeniem.

 

Ważny polityk PO: – Droga polityka to droga na szczyt. Trzeba iść razem całą ekipą, bo samotnie nie da się wejść na Mount Everest. Po drodze ludzie odpadają, nie dają sobie rady. Najtwardsi idą. Kiedy szczyt zostanie zdobyty, nagle okazuje się, że na samej górze jest zbyt mało miejsca dla wszystkich. Lider musi od czasu do czasu zepchnąć kogoś w przepaść. Tylko czy to jest opowieść o Tusku, czy o polityce w ogóle? Lider musi tępić konkurencję, tego od niego wymaga system.

 

Poseł PO: – Co to jest Sherwood? To pokój sejmowy Mirka Drzewieckiego. Rozumiecie: Drzewiecki, Drzewko, las, Sherwood. Mirek był najbogatszy, załatwił sobie największy pokój, miał największy telewizor. W wąskim gronie oglądało się tam mecze, piło się wino, palono cygara i opracowywano plan zdobycia władzy, czyli omawiano „projekt”. Donald uwielbiał te nasiadówki.

 

Były polityk: – Atmosfera tych „piłkarskich” spotkań była trochę knajacka, podwórkowa. W powietrzu latały bluzgi, niewybredne dowcipy. Klasyczny inteligent czułby się tam nieswojo.

 

Działacz PO: – Donald Tusk uwielbia włoską kuchnię i muzykę barokową. Godzinami mógł słuchać muzyki, popijać wino i rozmawiać z zaufanymi o polityce czy historii. Pasjonuje się starożytnością.

 

Znana dziennikarka: – Dla mnie jest mężem stanu. Wystarczy popatrzeć, jakie ma notowania w Europie, jak reprezentuje nasz interes.

 

Współpracownik premiera: – Ma jakąś niesamowitą potrzebę akceptacji. Ciągle kombinuje: „OK, ja mu powiem to i to, a on wtedy do mnie wróci i powie: »Donald, kocham cię!«”. Jest w tym coraz lepszy. Tak naprawdę na koniec dnia musi usłyszeć od kogoś to „kocham cię”. Jak nie usłyszy, to jest mu źle. On tak się nakręca, że wierzy w to, co mówi.

 

Polityk PiS-u: – Piłkarz, trochę leniuszek, chłopak w krótkich spodenkach. Tak o nim myśleliśmy w 2007 roku. Okazało się, że to był błąd.

 

1.

Jesienią 2010 roku Polskę zalały billboardy Platformy Obywatelskiej. Krzyczało z nich hasło „Nie róbmy polityki. Budujmy Polskę”. W innych wariantach rządząca partia namawiała do budowania: szkół, boisk albo mostów. Na wszystkich plakatach umieszczono ogromne zdjęcia Donalda Tuska. Było ich tak wiele, że premier spoglądał na nas niemal z każdego rogu ulicy. Nienaturalne jednak było to, że Tusk wyglądał jak nastolatek: opalony, odmłodzony, jakby po liftingu. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że przez lata sprawowania władzy premier pokrył się warstwą plastiku. Nałożonego na niego przez fachowców od PR-u, przez powagę urzędu, przez podszepty coraz bardziej dworskiego otoczenia. Przypominał pięknie opakowany „produkt”, na który – gdy przyjdzie czas – wszyscy zagłosujemy. Kiedyś był ciut starszy na twarzy, ale za to bardziej ludzki.

Wertując stare artykuły dotyczące Tuska, znaleźliśmy tekst w tygodniku „Wprost” z 2001 roku. Żony znanych polityków opowiadają w nim o swoich mężach. W stylu: trochę ploteczek, że mąż ma dwie lewe ręce w kuchni, ale przecież jest mężem stanu, który gdy tylko rano otworzy oczy, myśli, jak ulżyć górnikom i nauczycielom. Formuła wypowiedzi w artykule – ocieplić wizerunek, ale nie zaszkodzić. Jedynie małżonka przyszłego premiera Małgorzata Tusk „pojechała po bandzie”. Oto fragment:

„W stadle państwa Tusków zdarzyło się, że latały jajka. Przyczyna była jednak bardziej prozaiczna: »Kiedyś przygotowałam jajka w sosie musztardowym – wspomina pani Małgorzata – kładę więc na talerzu te jajka i chcę polewać sosem, a tu, niestety, leci jakaś papka. Spojrzał wściekły, chwycił jajka i rzucił o ścianę«. Pani Małgorzata w ogóle musi pilnować męża: »Niezachwiana pewność siebie to niedobra cecha. W razie potrzeby wyprowadzam więc męża ze stanu zadowolenia. Udowadniam mu, jaki jest nędzny. Mimo to »on bywa mendowaty«, czyli »chodzi i mendzi«: masło znowu niewyjęte z lodówki. Albo taki zniechęcony, patrzy na mnie i mówi: »Ale ty masz grube nogi«”.

W dodatku mąż pani Małgorzaty »kiedyś lubił wypić«. Robił się wtedy marudny. Wciąż pytał: »Czy mnie kochasz?«. Albo płakał, że nikt go nie kocha. »Teraz się pilnuje« – oddycha z ulgą pani Małgorzata. Po czym konstatuje: »Mąż nie jest opiekuńczy. Raczej sam wymaga opieki«”.

Dziś trudno sobie wyobrazić taki tekst. Żona premiera z rzadka udziela wywiadów i zawsze trzyma się uładzonej konwencji. Czy lubi być blisko męża? Jasne, że lubi, bo: „Bliskość między ludźmi jest zawsze bardzo ważna. Dotyczy to także premiera i jego żony”. Czy czeka na męża z kolacją? Oczywiście, a on: „Przychodzi i pyta: »A co robiłaś?«. Opowiadam mu o swoim dniu, a on zawsze słucha z zainteresowaniem. Potem sama pytam: »A jak u ciebie?«”. Pani Małgorzata kocha Sopot, ale „miłość do męża jest jednak silniejsza”. On nie jest już „mendowaty”, jest „mocnym człowiekiem”. Grają w Scrabble wieczorami, piszą do siebie czułe SMS-y i jest fajnie.

Tusk zresztą w opinii znajomych rodziny ma wiele do zawdzięczenia swojej żonie. Zanim stał się politykiem, a potem celebrytą, był działaczem podziemia niepodległościowego i historykiem, kandydatem na nauczyciela tego przedmiotu. Kiedy zaczynał bawić się w politykę na serio i został posłem, rodzina mieszkała na dwudziestu metrach w akademiku.

Lech Kaczyński wspominał na początku 2010 roku: „Tusk miał dwoje dzieci i marny pokoik w asystenckim akademiku. Ręce mi opadały, jak do niego chodziłem – bieda aż piszczała”.

Znajomy rodziny: – Donald bawił się w opozycję, potem w politykę. Ciągle go nie było. Wszystko zostawało na barkach Małgosi. Na dodatek ten dawny Donald, jeszcze kilka lat temu, był leniuszkiem, który nieustannie potrzebował wsparcia, pocieszenia, bo brakowało mu pewności siebie i siły. I Małgośka, która bardzo twardo stąpa po ziemi, dawała mu to wsparcie. Gdyby nie jej siła, to nie sądzę, żeby Donald zaszedł tu, gdzie jest teraz.

 

 

 

 

 

 

 

Następny odcinek już jutro o godz. 17:00.

 

www.czerwoneiczarne.pl

 

 

 

 

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka