DANIELA DANIELA
184
BLOG

siekiera motyka bimber szklanka

DANIELA DANIELA Rozmaitości Obserwuj notkę 9

Kiedy już wszyscy Goście są tak wstawieni, że wszystko jedno, co się dzieje za oknem, i pal sześć, że ogórki rozeszły się jak świeże bułeczki, zaczynam snuć swoją opowieść.

To nie będzie opowieść o miłości - uprzedzam. - Tylko o szaleństwie.

Słychać szmer niezadowolenia. Jak to nie o miłości?

Głowię się i troję, by wytłumaczyć tym kochaneczkom, że miłość to tylko punkt zapalny.

- Miłość jest jak dezodorant wrzucony w ognisko.

- Aaaaaa!

- Big bang.

.. a potem jest się kompletnym nieudacznikiem. Oczywiście, z wami może być inaczej. Ale nawet z pieskiem, bieskiem i stołem nigdy do końca niewiadomo czy to szczęście, czy tylko płacenie rachunków we dwoje.

Mnie miłość dopadła w najmniej spodziewanym momencie. Niczym Bridget Jones borykałam się z własnym odbiciem w lustrze wierząc, że tylko ślepy mógłby pójść ze mną w tango.

Miałam dwanaście lat i zero planów B. Gdyby tamtego czerwcowego dnia w przedzień święta Jana, stanął przede mną domorosły licealista z lichym wąsem - byłabym uratowana! Wszystko potoczyłoby się jak historia świata - od Aleksandra do Napoleona - równia pochyla - pierwsze pocałunki - przypadkowy seks - tapeta na twarzy  - mamo, tato Ala ma chłopaka - co ludzie powiedzą - jestem singlem - mały biały domek - małżeństwo z rozsądku - nie oglądaj się za innymi - kochanie boli mnie głowa - znowu jesteś w ciąży - gdzie ja miałem rozum.

Mając dwanaście lat, wspięłam się po schodach dziecinnego pokoju i nacisnęłam na klamkę, wpadając tym samym w oko cyklonu rozszalałych dzieciaków. Otworzyłam oczy. Na polu bitwy zostałam tylko ja i dwoje małych, ciemnych chłopaczków, okładających się pięściami, gdzie popadnie. Jako najstarszy dzieciak wziełam sobie za punkt niewieściego honoru  rozdzielenie tych dwojga. Wrzasnęłam ile sił w piersiach, spokój! I wszystko dookoła zamarło.

Odwróciłam się, by spojrzeć w oczy jednemu z tych małych rozbójników. Tym razem to ja zamieniłam się w słup soli.

W twarzy jefnego z chłopców tkwiły słodkawe, otulone mgłą oczy. Patrzył na mnie nie chłopiec, lecz mężczyzna. Poczułam dreszcze.  O nie. Nie były to dreszcze rodem z law story. Był to ten rodzaj dreszczy, które trzęsą człowiekiem w chwili jego spotkania z własnym przeznaczeniem.

Od tamtej chwili zaczęłam szukać Tamtego chłopca. Najpierw szukałam go po garderobach, czasem widywałam na łąkach za domem, a kiedy indziej  za urodzinowym stołem ciotki Maryni.

Tamten chłopiec pojawiał się zawsze wtedy, kiedy zachodziło słońce, wieczór był ciepły i wilgotny, a na ulicy nieśmiało, jedna po drugiej zapalały się lampy.

Rozkładal przede mną swoje książeczki. Kazał odgadywać, gdzie w tych bajkach skrył się podróżnik w pasiastej koszuli. Przed oczami miałam brązowe mostki, niebieskie rzeczki, hałaśliwe targi, nieustraszonych rycerzy i szemranych czarowników. I jeszcze cień, który rzucały rzęsy Tamtego chłopca.

Tamten chłopiec prosił, bym go odwiedziła. Mieszka blisko, całkiem niedaleko, wystarczy, że wsiądę na rower, przejadę drogą koło szkoły, minę kapliczkę, kilka domostw, staw po prawej, jeszcze skręcę w lewo, i pojawi sie płot Tamtego chłopca.

Lubił, gdy opowiadałam mu wymyślone historyjki, bał się, że zagadam go na śmierć, a on przecież chciał ratować świat, na pewno mu się uda, przecież umie latać,  gniewałam się, przepraszał jakby coś zmalował, prosił, nie przestawaj opowiadać, nikt tak pięknie nie mówił co robił, i gdzie był.

Kochałam tamtego chłopca tak, jak się kocha dzień za to, że wstał. Kochałam tak długo, aż wyprowadził się do miasta. Postanowiłam, że zapakuje ten letni deszcz do którejś z walizek i złożę tę walizkę na dnie szafy.

Miałam na tyle przyzwoitości, by nie kochać się w moim przyszywanym braciszku, na tyle odwagi, by nazwać siebie w myślach starą, dorastającą panienką, która od dawna wbija noże w pluszaki.

Dzień, w który Tamten chłopiec powrócił był podobny do tego, w którym ujrzałam go po raz pierwszy. Historia zatoczyła koło. Ten sam dom, te same dzieciaki, chodź z bagażem pryszczy i uniesień. 

Znów zajrzałam do garderoby. Przez szybę widziałam, że ulica była jasna i pusta. Wyjechałam z kieszeni szminkę. Chciałam mieć usta takie jak księżyc, gładkie i migotliwe. Szyba posłużyła mi za lustro. Poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Odwróciłam się, by ujrzeć przed sobą Tamtego chłopca. Jego ciało krzyczało, pachniało kosmetycznym zapachem miłości, i rozrosło się tak, że Tamten chłopiec zagubił się w ciele mężczyzny, który patrzył na te moje księżycowe usta.

Powiedział tylko żeby wpadła któregoś dnia.

Wybrałam sobie lipcową niedzielę. Nie miałam nic lepszego do roboty, więc pojechałam na przedmieścia, gdzie dom Tamtego chłopca stał pusty, a on siedział na oczkiem i trącał kamienie patykiem.

Nie wiedziałam, gdzie podziać oczy. W wodzie pływały małe, szkarłatne rybki. Tamten chłopiec nie wiedział co to za rybki. Powiedział, że ma w domu colę, dlatego musimy wejść do domu, a nie tak stać na oczkiem i gapić się na te rybki.

Weszłam do salonu, i stanęłam tam prosto, sztywno jak pacjent tuż przed przekroczeniem progu gabinetu dentystycznego. Tamten chłopiec zjawił się po chwili, bez szklanek z colą, brudny, rozczochrany, jakby w ogóle nie zniknął w łazience.

Popchnął mnie na kanapę. Wsunał palce w moje włosy, są proste powtórzył raz, drugi, czułam ten jego zapach potu i ognisk, czułam, że za chwilę będzie okrutnie przedzierał się przez moje ubrania, zamknęłam oczy, szepnęłam, że jestem stara, bardzo stara, nawet nie wiesz jak bardzo stara, zaśmiałam się w duchu, chyba chciałam iść, ale mi się nie chciało, Tamten chłopiec włożył mi rękę pod bluzkę, i kiedy uśmiechałam się gorzko, on niespodziewanie przytulił się do mojego policzka, i tak trwaliśmy po latach przeglądania kolorowych książeczek, po latach rozłąki, kiedy mnie urosły już piersi, a w morzu mojej krwi tonęły wszystkie te dzieci, których nie ma i nie będzie, tych dzieci, o których myśli się, że się stworzą w jakąś uśpioną noc.

Tamten chłopiec zszedł ze mnie. Poszedł do kuchni. Wstawił wodę na herbatę. Nie zauważył, kiedy wyszłam. Na schodach poczułam, że muszę wrócić, zalać wodę i wyznać wszystko Tamtemu chłopcu. Nawet nie mamy o czym ze sobą gadać - zaczęłam. - Chodź bardzo lubię, gdy słychać twój głos. Pamiętasz jak krzyczałeś za mną na łące, sędzie kalosz!

Dalej mówiłam już ciszej i wolniej, że tu nie idzie o miłość. Kiedyś naprawdę urosnę, wyjadę stąd i poznam wielu chłopaków, których będę oszukiwać, że znam się na Heglu, że noszę czarne koronki i bardzo lubię kochać się po lampce wina. A może trafi mi się najzwyczajniejszy dupek. I będę ślepą kurą domową z ziarnem, z którego nie wyrośnie żadne drzewo.

A ty, mówiłam Tamtemu chłopcu, jesteś moim ciałem. W tobie są wszystkie smaki i zapachy, o których w samotności mogę tylko pisać, pisać bez końca, z wiarą, że kartka papieru starczy mi za cały świat.

Opowiedziałam o tym Miśkowi.

Najbardziej wzruszyło Miśka, że wciąż trzymam na półkach kremy z retinolem. Każdego ranka oglądam w lusterku swoją twarz sprawdzając, czy nie nosi zmarszczek, śladów dni przeżytych bez Tamtego Chłopca, dni i o nocy, o których nie wie.

 

DANIELA
O mnie DANIELA

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości