Daredevil Daredevil
636
BLOG

Inwigilacja prezydenta mediów nie interesuje

Daredevil Daredevil Polityka Obserwuj notkę 25

 

Opublikowany wczoraj przez „Gazetę Polską” tekst o prawdopodobnym inwigilowaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego przez służby podległe Donaldowi Tuskowi przeszedł praktycznie bez echa. W każdym, w miarę zdrowym, państwie taki materiał byłby prawdziwą bombą, która siłą swego rażenia mogłaby – a nawet musiała – mocno zatrząść sceną polityczną, włącznie z prawdziwą demolką partii rządzącej. U nas (a raczej u nich, bo od wielu już lat uważam, że Polska jest krajem niesuwerennym) po z górą 24 godzinach od sensacyjnej wręcz publikacji, prawie nikt jej nie zauważa. Bo i kto ma zauważyć? Telewizja założona przez służby specjalne PRL i dowodzona przez wieloletniego faworyta i pupila Jerzego Urbana? A może stacja będąca częścią imperium należącego do człowieka w roku 1989 posługującego się bodajże siedmioma paszportami, z których nie wiadomo ile było autentycznymi? A może ktoś liczy jeszcze w tej kwestii na telewizję z Woronicza, do której jak ulał pasuje przymiotnik „publiczna”, ale tylko i wyłącznie poprzez mocne kojarzenie tego słowa z miejscami świadczącymi usługi seksualne? A przecież i na przytłaczającą większość zadrukowanego papieru zalegającego kioski, przez nieporozumienie zwanego wciąż nad Wisłą „wolną prasą”, nie ma co liczyć od lat. Zwłaszcza, jeśli uważnie się przyjrzeć zachowaniu w tej sytuacji jedynego dużego dziennika, zupełnie już niezasłużenie uchodzącego za nieprzychylny rządowi. Otóż owa, rzekomo konserwatywno-liberalna, gazeta publikację „Gazety Polskiej” zauważyła dopiero ok. 21, czyli po 12 godzinach od jej pojawienia się w sieci. I żeby było zabawniej, doniosła głównie o dementi wystosowanym przez ABW, samą brzydko pachnącą aferę traktując mocno zdawkowo. W ogóle zadziwiające jest w tej sprawie zachowanie nawet tych dziennikarzy, którzy uchodzą za mających odwagę patrzeć na ręce obecnej tzw. władzy. Doszło nawet do tego, że żadnej wzmianki na temat inwigilowania Lecha Kaczyńskiego przez tzw. rząd PO nie usłyszałem, przynajmniej jak dotąd, w Radiu Maryja czy w Radiu Wnet (choć przyznaję, że dzisiejszego Poranka Radia Wnet wysłuchałem raczej pobieżnie).

 O ile zachowanie tub propagandowych III RP, czyli postkomuny, nie może dziwić, to jednak skala przemilczania sprawy o tak fundamentalnym znaczeniu, zdecydowanie szokuje. Bo proszę sobie tylko wyobrazić, co by się działo w sytuacji odwrotnej, gdyby to okazało się, że istnieją bardzo poważne przesłanki pozwalające przypuszczać, że dowodzone przez PiS służby specjalne, inwigilowały – nawet przy zastosowaniu podsłuchu – prezydenta Bronisława Komorowskiego. Przecież list z podpisami oburzonych „autorytetów moralnych” powstałby w  parędziesiąt minut, a różne Wajdy, Szymborskie czy inni Bartoszczewscy na wyścigi by się wpisywali na listę odwiecznie i stale oburzonych postępowaniem PiS-u. Oczywiście żadne z medialnych ramion Tuska i jego ferajny nie omieszkałoby owego protestu publicznie odczytać i poświęcić sprawie większości swoich serwisów, oszukańczo zwanych „informacyjnymi”.

 

A jak „niezależne i obiektywne media” kraju administrowanego przez PO zachowały się wczoraj? Ano, na przykład tematem dnia czyniąc jazdę samochodu wiozącego Jarosława Kaczyńskiego z prędkością 140km/h, co, rzecz jasna, przedstawiono jako niemalże przestępstwo i lekceważenie demokracji (oczywiście, gdy to samo parę lat temu zrobił Tusk, i to jako prowadzący pojazd, ta sama telewizja przestawiała swego pupila niemalże jak połączenie Kubicy z Bondem, całkowicie pomijając kwestię legalności i bezpieczeństwa takich wyczynów).

 

Jak wobec tego można nazywać Polskę krajem demokratycznym? Przecież fundamentem demokracji zawsze jest nieskrępowany przepływ informacji, zwłaszcza tych, które dotyczą najważniejszych dla państwa kwestii – najważniejszych, czyli decydujących o losach podstawowych instytucji, a przez to, pośrednio, o jakości życia każdego z obywateli. I nic tu nie zastąpi prawdziwie spluralizowanego, autentycznie wolnego rynku medialnego, gdzie główni, jednakowo silni gracze reprezentują różne strony politycznego sporu. Sporu, w którym każdy z uczestników ma niezbywalne, wręcz święte, prawo do informowania opinii publicznej o tym, co sam uznaje za najistotniejsze, a interpretację owych informacji pozostawia obywatelom, którzy tylko wtedy są świadomymi wyborcami, gdy wiedzę o otaczającym ich świece mogą czerpać z wielu alternatywnych źródeł, czyli mediów właśnie. A tymczasem w Polsce, dzięki poczynaniom PO i jej sojuszników, mamy do wyboru albo bardzo silne, wręcz monopolistyczne, media zaprzyjaźnione z władzą lub słabe, wręcz niszowe, do tego mocno nękane i zastraszane środki przekazu, które nieśmiało, po cichutku, raz na jakiś czas, są w stanie zaledwie symbolicznie poszarpać nogawki szeroko pojętemu establishmentowi. Dlatego, moim zdaniem,  nie ma przed partią, której autentycznie udałoby się odsunąć od władzy elity III RP (czyli tak naprawdę elity PRL), pilniejszego zadania niż skuteczne i trwałe ukrócenie monopolu postkomunistycznych przekaziorów. Innymi słowy: bez zdecydowanego, wręcz brutalnego, „wzięcia za twarz” – wbrew lewactwu całej Unii Europejskiej - czerwonych ośrodków masowego ogłupiania, Polska nigdy nie dostanie szansy na autentyczną, a nie tylko deklarowaną, suwerenność.

Daredevil
O mnie Daredevil

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka