Skoro już wiecie Państwo dlaczego te wybory są takie ważne, to zanim udacie się do lokali wyborczych, warto odpowiedzieć na pytanie: dlaczego w Polsce jest tylko jedna zielona partia? Do zieleni chętnie odwołują się bowiem politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego. Nic dziwnego, wszak sukcesy naszych zielonych kolegów i koleżanek w innych państwach, przede wszystkim w Niemczech (powyżej 20% poparcia), nie mogą pozostać niezauważone przez inne partie polityczne i pojawia się pokusa „zazielenienia się” w nadziei, że także w Polsce niebawem coraz większy elektorat będzie poszukiwał zielonej alternatywy. Z pewnością zainteresowanie zieloną polityką (http://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Zielona_polityka) w przyszłości wśród Polek i Polaków będzie wzrastać, natomiast nie mam wątpliwości, że logo w postaci zielonej koniczynki i hasło „zielona strona mocy” używane przez Waldemara Pawlaka, nie wystarczy, by zwieść wyborców i wyborczynie w tak bliskie ludowcom pole.
Choćby wątpliwa postawa PSL wobec upraw organizmów modyfikowanych genetycznie (GMO), którym 70% Polek i Polaków jest przeciwnych, rodzi pytanie, o to czyje pola są ludowcom najbliższe? Może pola zagranicznych monopolistów patentujących sfabrykowane ziarna? Z jednej strony wywodzący się z PSL minister rolnictwa, Marek Sawicki, postuluje zakaz upraw GMO na szczeblu unijnym, a z drugiej posłowie i posłanki tego ugrupowania przegłosowują ramię w ramię z Platformą Obywatelską ustawę o nasiennictwie, która tylnymi drzwiami wprowadziłaby do Polski uprawy GMO, gdyby nie weto prezydenta Bronisława Komorowskiego, poczynione pod naciskiem społeczeństwa obywatelskiego wspieranego przez Zielonych. Mało tego, poseł ludowców, Eugeniusz Kłopotek nazywa ekologów protestujących przeciwko GMO „nawiedzonymi”.
Zakładając nawet, że PSL przyjmie linię ministra Sawickiego, nie brakuje powodów, dla których jest to partia, której w żadnej mierze nie można nazwać „zieloną”. Kwestią fundamentalną dla zielonej polityki jest walka o prawa kobiet. Partia, która jest zielona nie miałaby wątpliwości, że należy poprzeć projekt ustawy o świadomym rodzicielstwie przygotowany przez SLD. Zamiast niego większość klubu parlamentarnego PSL głosowało za ustawą o „świadomym barbarzyństwie”, która wykluczała z prawa te wyjątki, które obecnie dopuszczają w Polsce aborcję.
Zielonych wyróżnia także to, że obok solidarności wewnątrzpokoleniowej i międzypokoleniowej, wyznają także solidarność międzygatunkową. W tym wypadku kilku posłów PSL również niedawno dało wyraz swojej ignorancji w stosunku do praw zwierząt, głosują przeciwko ustawie o ich ochronie i tłumacząc, że „zakaz trzymania psa na łańcuchu to atak na wiejską tradycję”. Także sprzeciw „ludowców” dla rozdziału kościoła od państwa, czy wprowadzenia związków partnerskich jest nie do pogodzenia z zieloną polityką.
Kolejnym tematem polityki państwa jest energetyka: Waldemar Pawlak jak kameleon zmienia swoje poglądy na temat energetyki jądrowej będąc „za a nawet przeciw” a jego partia manipuluje wyborcami. Kiedy udało mi się przekonać Klub Parlamentarny SLD do złożenia wniosku o przegłosowanie referendum w sprawie energetyki jądrowej w Polsce, Rada Naczelna PSL ogłosiła, że jest za. Kiedy zaś posłowie SLD zwrócili się oficjalnie do posłów PSL z propozycją poparcia wniosku o referendum „ludowcy”... wniosku nie podpisali.
Doceniamy oczywiście stanowisko PSL w kilku zbieżnych z nami kwestiach, np. sprzeciw wobec likwidacji połączeń kolejowych, ale nie czyni to jeszcze z PSL zielonej partii, tak jak sprzeciw wobec GMO nie czyni zielonej partii z Prawa i Sprawiedliwości.
W Polsce jest zatem tylko jedna partia, co do której istnieje pewność, że jest zielona. To Zieloni 2004, zrzeszeni zresztą w Europejskiej Partii Zielonych i współpracujący z Grupą Zielonych w Parlamencie Europejskim - PSL zasiada w Parlamencie Europejskim w grupie chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej. Rozumiemy, że PSL swoich historycznych barw nie zmieni, ale będziemy uparcie powtarzać, kto w Polsce realizuje zieloną politykę, która stanowi nowoczesny i dynamicznie rozwijający się nurt polityczny.