Istnieje teza, że linia polityczna mediów, sposób, w jaki relacjonują one i komentują rzeczywistość, jest w dużej mierze uzależniona od interesów ich właścicieli. Wydaje się, że obecnie mamy okazję obserwować ciekawą ilustrację tego zjawiska. Mowa oczywiście o coraz bardziej widocznym odwrocie mediów dominującego nurtu od popierania Platformy Obywatelskiej. Interesujące są przyczyny tego zwrotu.
Żeby się tego dowiedzieć, pozwolę sobie na pierwszą (płytszą) retrospekcję. Zauważmy, że przez kilka ostatnich lat poparcie głównych publikatorów dla PO było do tej pory bezwarunkowe i niezależne od pojawiających się zawirowań. Rządzącej partii nie szkodziły mniejsze i większe afery, nierealizowanie obietnic i widoczna gołym okiem nieporadność w rządzeniu. Kumulacją tego zjawiska było aktywne zaangażowanie się większości mediów w rozpowszechnianie chroniących rząd i szkodzących PiS dezinformacji po katastrofie smoleńskiej i mordzie łódzkim. To sprzeniewierzenie się przez tłumy dziennikarzy istocie ich zawodu będzie pewnie w przyszłości przedmiotem poważnych studiów, a być może również odpowiednich postępowań, niemniej jego główna przyczyna wydaje się być oczywista. Miało to służyć zapobieżeniu ponownemu objęciu władzy przez PiS. Z jakiegoś tajemniczego powodu motywacja ta straciła obecnie na znaczeniu.
Być może rąbka tajemnicy uchyli nieco głębsza retrospekcja. Były oto w historii III RP dwa wielkie i wykonane z otwartą przyłbicą skoki warszawki na kasę. Pierwszy z nich to program powszechnej prywatyzacji. Jego beneficjenci to nie tylko wszyscy ci ludzie, którzy zasiedli w zarządach i radach nadzorczych NFI oraz spółek im przekazanych. Zauważmy, że w wyniku realizacji tego programu szeroka fala pieniędzy popłynęła z byłych państwowych przedsiębiorstw rozsianych po całym kraju do głównie warszawskich firm doradczych, kancelarii prawniczych, banków, biur maklerskich, agencji reklamowych, mediów itp., a także ich kontrahentów. W ten sposób wzbogaciło się wiele wpływowych dziś osób. Niestety strumień kasy z biegiem czasu zaczął się zmniejszać w miarę wyprzedawania przez NFI udziałów w kolejnych firmach lub bankructw kolejnych przedsiębiorstw.
Tej przykrej, systemowej wady pozbawiona była druga reforma – emerytalna. Strumień kasy płynący do warszawki z naszych składek emerytalnych miał być nieprzerwany i – w miarę bogacenia się społeczeństwa – coraz większy. Miał być, ale okazało się, że nie będzie. I to dzięki hołubionemu przez warszawkę rządowi PO, który zmuszony jest skierować większość tego strumienia do budżetu. Faktu pogrążenia się Polski w kryzysie nie da się bowiem już dłużej przykryć samym PR-em.
Spójrzmy teraz co takiego zrobił warszawce rząd PiS. Owszem, WSI miało kłopoty. Hasał agent Tomek, w wyniku czego trzeba było ostrożniej robić interesy i inwestować kasę. Było trochę za dużo niepotrzebnego grzebania w życiorysach ważnych ludzi. Istniał też problem estetyczny, bo w Polsce nie da się robić dobrych interesów bez kontaktów z władzą, a jest trochę nieprzyjemnie płaszczyć się przed pisowskimi burakami. Wszystko to staje się jednak bagatelą w porównaniu z odebraniem tak wielu osobom należnych im od lat zysków. Lepiej jest bowiem mieć co – nawet ostrożnie – inwestować, niż żyć bez strachu przed agentem Tomkiem i być gołym. Pisowski straszak stracił zatem nieco na znaczeniu.
Powinniśmy więc niedługo usłyszeć więcej antyplatformerskich deklaracji celebrytów, a główne media zaskakiwać nas będą coraz bardziej rzetelną oceną poczynań rządu. Raczej jednak nie porzucą przy tym działań antypisowskich. Sądzę, że tym razem obdarzą swoją sympatią SLD, być może w jakiś sposób powiązany z obozem prezydenckim.
Tusk mógłby oczywiście ten proces zatrzymać zmieniając swoje plany wobec OFE. Chyba jednak rzeczywiście jest w sytuacji bez wyjścia. Inaczej nie ryzykowałby tak wiele. Warto sobie uświadomić, że podjęcie tego ryzyka przez Tuska, jest najbardziej dobitnym dowodem dramatycznej sytuacji, w jakiej znajdują się obecnie finanse naszego państwa.
Inne tematy w dziale Polityka