Przytaczam Waszmościom pyszną wariację bałkańskiego przepisu na indycze piersi. Piersi zawsze mnie wybitnie interesowały. Do potrawy zalecany strój schludny a nawet wykwintny, świece można zapalić, coby ładnie było i kurzu po kątach się ścielącego luba nie widziała.
Bierzemy rodzynków szczodrą garść i wsypujemy do miseczki, zalewamy rumem, brandy, koniakiem czy kto ma co pod ręką, w ostateczności może być nawet żytnia z syropem klonowym wymieszana albo brązowym cukrem. Pieprzu nieco dodajemy. Odstawiamy. Niech leżą w lodówce.
Bierzemy piersi indycze, na plastry zgrabnie kroimy. Do miseczki pierwszej wtłukujemy jajo, które prędko roztrzepujemy widelcem, a do drugiej sypiemy mąkę wymieszaną pół na pół z orzechami laskowymi (włoskie też mogą być z braku laku, ale nie polecam). Plastry indyka obtaczamy w jaju i w mące, a następnie wrzucamy na olej na patelni mocno rozgrzanej. Smażymy szybko.
Indyka zgrabnie układamy na talerzach w wachlarz elegancki, a wokół kładziemy cząstki grejpfruta czerwonego (białej skórki starannie pozbawionego!) w dużej ilości i polewamy zawartością miseczki z lodówki wyjętej. Płynem (alkoholem znaczy) kropimy też indyka. Dla dekoracji można nawet połówkę orzecha włoskiego położyć.
Białe wino chętnie widziane w tych pięknych okolicznościach.
Kłaniam się nisko,
Azjata z Tatarstanu