Przed paroma dniami Krzysztof Leski zamieścił swój profesjonalny sondaż, z którego jasno i bezspornie wynika, że frakcja „będę smażyć placki" tylko o włos przegrała z „może padać deszcz". A jeśli stworzą koalicję, to będą istną potęgą - nie ma ustawy, której Plackowcy do spółki z Deszczowcami by nie przegłosowali. Dzisiaj był idealny dzień koalicyjny - padał deszcz i smażyłam placki. Placki wyborcze (wyborne), moje ulubione.
Na pozór są to banalne, najzwyklejsze placki ziemniaczane (zetrzeć ziemniaki, dodać trochę maki, jajo, sól i pieprz do smaku). Ale tylko na pozór. Kryją bowiem w sobie głębię niezliczonych możliwości. Bo tak: można dodać czosnek, cebulę, pokruszony twaróg, suszone pomidory (próbowałam - pycha!), kapary, oliwki, boczek, kiełbasę, i co tam jeszcze komu przyjdzie do głowy. Można podawać ze śmietaną, z sosami przeróżnymi, twarożkiem, gulaszem - tu dowolność też jest przeogromna. Jednym słowem - każdy ma taki placek, na jaki zasługuje.
Ja najbardziej lubię - i takie robiłam dzisiaj - tarte częściowo na grubych oczkach, a częściowo (dla uzyskania odpowiedniej konsystencji) na drobnych. Doprawiałam tylko pieprzem, solą i odrobiną czosnku. Podawałam z serkiem wiejskim. Takie proste, a takie pyszne.
Smacznego życzy Dziewczyna Pingwina