Digitales Scriptor Digitales Scriptor
1425
BLOG

Zamach stanu z 10 kwietnia 2010 roku

Digitales Scriptor Digitales Scriptor Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 11
image

Gdy wszedłem do domu, zostałem powitany bez zwykłego uśmiechu. Od razu wiedziałem, że coś się stało.
- Polski prezydent zginął w wypadku lotniczym w Rosji. Właśnie podali to w telewizji.
- Niemożliwe. Żaden prezydent na świecie nigdy nie zginął w "wypadku", zawsze były to zamachy, nawet jeśli to nie było wiadome od razu!
Taka była moja pierwsza reakcja na wieść o śmierci Prezydenta Kaczyńskiego. Przebywałem wtedy bardzo daleko od Polski, jednak dzięki sieci internetowej natychmiast miałem wszystkie oficjalne informacje na bieżąco. Następne, czego dowiedziałem się, był fakt, że na pokładzie feralnego samolotu zgromadzono najwyższe dowództwo Wojska Polskiego oraz polityków i osobistości pragnące odsunięcia dawnych komunistów od władzy - od ostatniego Prezydenta II Rzeczpospolitej na uchodźstwie po "zwykłą" robotnicę, która swą postawą powstrzymała działania agentury UBeckiej i doprowadziła do powstania "Solidarności" w 1980 roku.
Pamiętam, jak natychmiast zadałem sobie (i w sieci) pytanie:

Kto upchał ich w jednym samolocie?

"Po nitce do kłębka", jak mówi polskie przysłowie.
Znając tego, kto rankiem 10 kwiernia 2010 roku przeniósł pasażerów drugiego samolotu do samolotu Prezydenta Kaczyńskiego poznalibyśmy od razu pierwszą z osób uczestniczących w tym zamachu. Jednak polskojęzyczne media w Polsce oczywiście nie były zainteresowane zadaniem tak logicznego, samemu wręcz narzucającego się pytania. Wtedy jeszcze wydawało się to dziwne, dzisiaj jest już jednak w pełni zrozumiałe dlaczego nikt w polskojęzycznej prasie i telewizji od razu nie zadał tak oczywistego pytania, gdyż wiemy już, że natychmiast po zamachu rozpoczęła się zawczasu przygotowana kampania fałszu i dezinformacji we wszystkich mediach.
Pytania mogące w jakikolwiek sposób naprowadzić na rzeczywistych sprawców zamachu były - jak dzisiaj wyraźnie to widać - zabronione lub ignorowane, jedynie oficjalna narracja "o wypadku spowodowanym przez głupotę" była dopuszana na antenę. Tak samo wszelkie hipotezy o zamachu były natychmiast usuwane nawet z komentarzy pod artykułami w sieci (jak moje pytanie o nazwisko tego, kto ich upchał w jeden samolot). Dosłownie nikt w głównych ośrodkach prasy i telewizji polskojęzycznej w Polsce nie odważył się (albo też nie było to nigdy puszczone na antenie) nawet pośrednio zapytać o ewentualność zamachu.
Od zupełnie pierwszych informacji narzucona została wszystkim oficjalna narracja o "wypadku". Jak to ujawnił generał Petelicki, rządząca wówczas Platforma Obywatelska rozsyłała już w kilka godzin po "wypadku" instrukcję jak pisać i mówić o tym wydarzeniu:

Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił.

W Smoleńsku dymią jeszcze szczątki samolotu, nie ma jeszcze żadnego śledztwa, ale Tusk, Komorowski i PO już "wiedzą", że to wina pilotów i tego, kto ich "zmusił" do lądowania... (w domyśle: była to decyzja Kaczyńskiego, więc sam sobie winien). Zauważmy, że ta narracja będzie potem podtrzymywana przez długie miesiące za wszelką cenę, nawet gdy Rosjanie opublikują później stenogramy rozmów z kokpitu na których nie ma niczego ani nikogo "zmuszającego" pilotów do lądowania.
W świadomości opinii publicznej zaszczepiono specjalnie na samym początku "winę pilotów zmuszonych przez kogoś do lądowania" gdyż spece propagandy pracujący dla zamachowców wiedzieli, że tak to już zostanie zapamiętane w Polsce i na świecie.

Zamach stanu z 10 kwietnia 2010 roku

Gdy po 24 godzinach od "wypadku" nadal nie usłyszałem nawet jednego dziennikarza choćby dopuszczającego możliwość zamachu, było to dla mnie tylko kolejnym dowodem, że właśnie odbywa się dawno zaplanowana i sprawnie przeprowadzona operacja przejęcia władzy w Polsce.
Oczywiście, dopóki sprawcy zamachu nie zostaną rozpoznani, osądzeni i ukarani, dopóty nie będzie na to żadnych bezpośrednich dowodów, jednak "po owocach ich poznacie" - i jak dzisiaj wiemy z absolutną pewnością, dosłownie wszystkie podawane wówczas przez oficjalne polskojęzyczne media "fakty" o "wypadku" okazały się kłamstwami i już ten fakt sam w sobie jest kolejnym pośrednim dowodem spisku: od wiadomości o "nakazie lądowania za wszelką cenę", przez uderzenie w "pancerną brzozę" i "roztrzaskanie się" prezydenckiego samolotu na tysiące kawałków, aż po tajemnicze śmierci tak wielu osób obecnych wówczas na lotnisku w Smoleńsku, słuchających radiowej komunikacji prezydenckiego samolotu z rosyjskimi kontrolerami i w inny sposób związanych z "wypadkiem".
Nie jest moim celem wyliczenie wszystkich bzdur jakie w ramach fałszowania i dezinformacji społeczeństwa podawały opanowane przez dawnych UBeków i ich agentury dosłownie wszystkie polskojęzyczne media w Polsce, gdyż istnieje wiele witryn temu poświęconych i dokładnie nie tylko je demaskujących, ale punkt po punkcie logicznie tłumaczących każde kłamstwo.

Natomiast faktem jest jednak, że do dzisiaj - 5 lat od chwili tej "katastrofy" - nadal nie wiadomo, kto upchał wszystkie te osoby w prezydenckim samolocie. Swego czasu padło jedno nazwisko, jednak do dzisiaj osoba ta nie została ukarana, więc oficjalnie jest on niewinny... I być może rzeczywiście tak jest; UBecy uczyli się przecież sztuki dezinformacji w sowieckich szkołach, a więc jednych z najlepszych na świecie, a jedną z ich ulubionych metod propagandy jest przypisywanie własnych czynów swoim przeciwnikom: np. Polaków w Katyniu wymordowali Niemcy, zaś atak na Ukrainę to "obrona" Rosjan. Jak widać tylko na tych dwóch przykładach, sowieckie metody do dzisiaj nic nie zmieniły się.

Fundamenty państwa zdrajców

Cofnijmy się w czasie o ćwierć wieku.
Plany "pierestrojki" Gorbaczowa nie powiodły się, gospodarka ZSRS była już poza możliwością jakiejkolwiek naprawy i tylko o krok od kompletnej zapaści. Sowiecka agentura w Polsce daje "zielone światło" na przeprowadzenie tzw. "rozmów okrągłego stołu" i oficjalny demontaż PRL-u, albowiem jest już wiadome, że Związek Sowiecki długo nie pociągnie. Aby zapobiec niekontrolowanemu rozpadowi i anarchii, jaka powstałaby na jego terenach, towarzysze sowieccy zadecydowali o rozmontowaniu bloku państw komunistycznych w stopniowy, jak najmniej bolesny (dla nich) sposób, najlepiej pod płaszczykiem wprowadzania "demokracji", o której wiedziano, że społeczeństwa zmęczone dziesiątkami lat "socjalizmu" pod panowaniem Imperium Sowieckiego przyjmą z radością, a tym samym zaakceptują towarzyszące procesowi przemian "przejściowe trudności" na kilka do kilkunastu lat - okres czasu wystarczająco długi, aby w tym czasie komuniści przejęli wszystko co możliwe w dotychczasowych socjalistycznych kołchozach i stali się "kapitalistami pełną gębą", a jednocześnie większość społeczeństwa zapomniała o ich grzechach z przeszłości.

Zamach stanu z 10 kwietnia 2010 rokuOczywiście w żadnym nawet momencie "transformacji ustrojowej" nie chodziło o faktyczne oddanie władzy w Polsce (ani tym bardziej w Rosji po rozpadzie ZSRS), ale jedynie o przeprowadzenie transformacji czerwonych towarzyszy i ich kolesiów z bankrutujących i prawie uniwersalnie nie akceptowanych już przez społeczeństwo komunistów - w nowych "demokratów". Transformacji polegającej najpierw na "prywatyzacji", czyli przejęciu wszystkich największych przedsiębiorstw państwowych w bezpośrednie posiadanie agentury UBeckiej lub pośrednie, przez podstawionych przez nich tzw. "słupów". Równocześnie - nie tylko dla zamydlenia oczu społeczeństwa - zorganizowano "okrągły stół", do którego dopuszczono tzw. "rozsądne" (z punktu widzenia czerwonych zdrajców) grupy opozycji nie nawołującej do odsunięcia zdrajców od władzy. Komuniści musieli zapewnić sobie legalną kontynuację własnych wpływów i otrzymać zapewnienie o bezkarności dla wszystkich czerwonych zdrajców w zaplanowanej przez nich nowej, "demokratycznej" Polsce i to był praktycznie jedyny powód, dla którego komuniści doprowadzili do "rozmów okrągłego stołu", gdyż z opozycją czy bez - "transformacja" w Polsce już trwała od 1988 roku, oficjalnie rozpoczęta wraz z tzw. reformami gospodarczymi ministra Wilczka (wtedy właśnie zaczęło się przejmowanie przedsiębiorstw państwowych przez czerwonych "kapitalistów").Dlatego właśnie dzięki "okrągłemu stołowi" wraz z narodzinami III Rzeczpospolitej powstała niepodważalna do dziś doktryna "grubej kreski", która była i jest nadal gwarantem utrzymania dotychczasowych przywilejów i zalegalizowanej bezkarności dla ogromnej rzeszy zdrajców i wykonawców komunistycznej władzy PRL-u w "demokratycznej" III RP. W zamian za ten swoisty immunitet czerwoni zdrajcy zagwarantowali "rozsądnej opozycji" niewielki dostęp do władzy, oczywiście pod kontrolą agentury UBecko-sowieckiej.

Zamach stanu z 10 kwietnia 2010 rokuZ upływem lat widać wyraźnie, jak genialny był to plan.
Pozostawiając swoje agentury przy władzy nadal faktycznie rządzili (i wciąż rządzą) krajem, a jednocześnie nie byli już więcej skrępowani żadnymi ideologicznymi mrzonkami o "powszechnym dobrobycie" i innymi "socjalistycznymi fanaberiami", jakie od wielu lat stanowiły dla nich obciążenie niczym kula u nogi i przeszkadzały w rozwoju ich władzy.
Plan ten jednak częściowo nie powiódł się, gdyż w sytuacji naprędce przeprowadzanej "transformacji" wielu agentów i tajnych współpracowników komunistycznego UB nie zostało od razu właściwie "wynagrodzonych" za ich dotychczasową służbę, lub po prostu chciało wykorzystać powstałą sytuację aby dorobić się i - jak to zdrajcy - poszukali sobie nowych panów. Błyskawicznie zainteresowali się nimi Niemcy, którzy po zjednoczeniu RFN i NRD przejęli część archiwów STASI, zawierające m.in. ogromną liczbę polskich zdrajców pracujących dla UB i sowietów w czasach PRL-u.
Dopóki istniał Związek Sowiecki, dopóty Polska była nienaruszalną "strefą wpływów" zastrzeżoną tylko dla wywiadu ZSRS. Jednak po rozpadzie ZSRS sytuacja uległa zmianie i nieformalna (a może nawet formalna) umowa między ZSRS i Niemcami przestała obowiązywać, zaś w krajach dawnego Układu Warszawskiego zapanowała "wolna amerykanka".
Kompromitującymi materiałami STASI i pieniędzmi wywiad zjednoczonych Niemiec przejął więc część dawnej UBeckiej agentury i tak - prawdopodobnie w przeciągu jednego roku - narodziła się w Polsce nowa "frakcja" agentury wpływu, "frakcja" niemiecka, podczas gdy dotychczasowi agenci sowieccy stali się "frakcją" rosyjską, jak słusznie kiedyś nazwał te grupy zdrajców Stanisław Michalkiewicz. CIĄG DALSZY ARTYKUŁU TUTAJ

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka