Eva Mei; Foto: ARTE
Eva Mei; Foto: ARTE
Tadeusz Deszkiewicz Tadeusz Deszkiewicz
220
BLOG

Konkursy nie są niezbędne do zrobienia kariery- rozmowa z Evą MEI

Tadeusz Deszkiewicz Tadeusz Deszkiewicz Kultura Obserwuj notkę 0
Studia rozpoczęłam gdy miałam 18 lat. To było we Florencji, w Konserwatorium Luigi Cherubiniego. Ukończyłam je z honorowym wyróżnieniem w 1989 roku. Pochodzę z muzycznej rodziny. Moja mama także śpiewała. Podobnie jak mój dziadek. Tak więc zainteresowanie śpiewem zawdzięczam głównie mamie.
Początek mojej kariery to zwycięstwo w Międzynarodowym Konkursie Mozartowskim w Wiedniu w 1990 roku. Otrzymałam tam nagrodę Catariny Cavalieri za interpretację partii Konstancji w "Uprowadzeniu z Seraju". Potem był mój debiut w październiku tego samego roku w wiedeńskiej Staatsoper w tej samej roli. Od tego momentu zaczęto mi proponować występy w Niemczech, we Włoszech, w Wielkiej Brytanii.

 

Proszę powiedzieć coś więcej o debiucie....

To piękne wspomnienia. Byłam bardzo młodziutka. Miałam zaledwie 22 lata. A przeżycie było ogromne i bardzo emocjonujące. Konstancja to bardzo trudna partia. Byłam jednak zadowolona, że zadebiutowałam właśnie tą rolą. Mozart to kompozytor, którego dzieła śpiewam najchętniej i najczęściej. Mam nadzieję, że będę mogła go śpiewać jeszcze bardzo długo, bo dla mojego głosu to idealna muzyka.

Wygrała Pani poważny konkurs. Czy lubi Pani takie współzawodnictwo i czy - pani zdaniem - konkursy są potrzebne młodym śpiewakom?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Zwycięstwo w konkursie mozartowskim w 1990 roku było poczatkiem mojej kariery. W jury zasiadało wiele znakomitości Wolfgang Sawallisch, Gundula Janowitz, wielcy śpiewacy, muzycy, dyrygenci. Wygrana na takim konkursie to poczatek lawiny propozycji. Mimo wszystko jednak uważam, że konkursy nie są niezbędne do zrobienia kariery. Konkursy nie uczą sceny. Tego wszystkiego co robi się wieczorem w operze. A dla mnie to właśnie jest najważniejsze. Kontakt z publicznością, dyrygentami, kompozytorami...

Która z ról mozartowskich jest Pani najbliższa? Czy właśnie Konstancja?

To bardzo trudne pytanie. Nie wiem jak odpowiedzieć, bo do każdej roli przykładam ogromną wagę. Mnie osobiście w momencie przygotowywania jakiejkolwiek roli wydaje się, że właśnie ona jest dla mnie idealna. Teraz na przykład śpiewam Hrabinę w Weselu Figara. Dlatego dziś mogę Panu odpowiedzieć, że właśnie ta rola jest moją ulubioną. Bardzo ważna jest dla mnie osobowość bohaterki, w którą mam się wcielić. Ogromnie mnie fascynuje poznawanie i współtworzenie wizerunku postaci.
Miałam taką okazję wielokrotnie. Tak było na przykad z postacia Donny Anny podczas przygotowań do wystawienia Don Giovanniego z Nikolausem Harnoncourtem w Zurichu i Amsterdamie. Potem Królowa Nocy na Festiwalu w Budapeszcie (dyrygował Ivan Fisher). W 1991 roku śpiewałam Musettę w genewskiej premierze Cyganerii. Potem była Violetta w Traviacie w Operze Berlińskiej i Norina w Monachium. I wiele innych ról...

A potem był debiut w La Scali...

To było w 1993 roku. Amenaida w Tankredzie Rossiniego. Ogromne przeżycie.

Czy liczyła pani kiedyś ile głównych ról ma pani już za sobą, mimo dość krótkiego jeszcze scenicznego stażu?

Tak. To były 23 główne partie.

A co Pani sama sądzi o własnym głosie? W jakich typach ról czuje się Pani najlepiej?

Opisanie głosu jest rzeczą bardzo trudną. Myślę, że to sopran koloraturowy. Niekoniecznie jednak określilabym go jako lekki sopran liryczny. O moim głosie mówi się, że jest to sopran mozartowski lub rossiniowski. Choć - co mnie zadziwia - wielu dyrygentów słyszy w nim właśnie coś dramatycznego. Np. Maestro Muti, który powierzył mi partię Adalgisy, czy Maestro Harnoncourt, który dał mi teraz rolę Hrabiny. To nie jest najlepsza partia dla lirycznego sopranu koloraturowego. Zwykle tę rolę powierza się sopranom lirico spinto. To samo mogę powiedzieć o propozycji Nikolausa Harnoncourta - "Missa Solemnis" Beethovena cztery lata temu w Salzburgu. Muti też odnajduje w moim głosie odcień dramatyczny, ja natomiast czuję się najlepiej w partiach buffa. Ale jak na złość najczęściej powierzają mi partie dramatyczne. Ale lubię oczywiście oba te gatunki pod warunkiem, że pracuję u boku naprawdę zdolnego dyrygenta. Wtedy wszystko staje się interesujące.

Wspomniała Pani o Adalgisie z "Normy" Belliniego. Przez wiele lat istniała tradycja powierzania tej partii głosowi mezzosopranowemu, choć została ona napisana dla sopranu. Riccardo Muti powrócił do pierwotnej koncepcji. Co Pani o tym sądzi?

Jestem przekonana, że powrót do oryginalnej myśli kompozytora jest słuszny. Osobowość Adalgisy jest bardzo infantylna i jej głos mezzosopranowy wobec sopranu Normy stanowi nieuzasadniony kontrast. Tak więc decyzję Maestra Mutiego uważam za bardzo słuszną. Adalgisa jest przecież młodziutką dziewczyną. Tytułowa Norma musi być wykonywana głosem bardziej dramatycznym.

Dwukrotnie pracowała Pani z Riccardo Mutim...

To niezwykły człowiek i bardzo lubię z nim pracować. Po raz pierwszy spotkaliśmy się przy okazji Normy a drugi raz podczas realizacji Don Pasquale w La Scali w której śpiewałam partię Noriny. Dwie fascynujące ale diametralnie różne przygody. Jedna to opera dramatyczna, druga buffa. Muti bardzo rzetelnie i analitycznie podchodzi do pracy. Podczas prób nie tylko wymaga, ale i uzasadnia swoje decyzję dotyczace koncepcji interpretacyjnej. Dlaczego tu legato, tam staccato itd... Tłumaczy jak to widziano za czasów kompozytora, jak trzydzieści czy czterdzieści lat temu, a jak on dziś chciałby to widzieć. Muti to prawdziwy mistrz znajomości belcanta.

Z jakimi innymi dyrygentami miała Pani okazję już pracować?

Dwukrotnie z Harnoncourtem w Amsterdamie i Zurichu, z Sir Colinem Davisem w Londynie, Wolfgangiem Sawallischem w rzymskiej Santa Cecilia i Adamem Fischerem w Berlinie i Wiedniu. Danielem Barenboimem - to była Królowa Nocy w Czarodziejskim Flecie, no i oczywiście Riccardo Muti. On dyrygował moim mediolańskim debiutem. Śpiewałam Norinę w Don Pasquale Donizettiego

Czy jest Pani na stałe związana z jakimś teatrem operowym?

Nie. Jedyny kontrakt jaki do tej pory miałam to umowa na udział w dziesięciu spektaklach rocznie w operze w Zurychu. Nie jest to stały kontrakt, ale to właśnie dzięki niemu miałam szansę pracować z Maestro Harnoncourtem. To wielkie szczęście.

A inne stałe kontrakty?

W 1995 roku podpisałam pięcioletni kontrakt z wytwórnią fonograficzną BMG RCA Red Seal.

Czy ma Pani swojego wokalnego mistrza?

To bardzo trudne pytanie. Jeżeli odpowiem, że Callas to zabrzmi jak truizm. Ale chyba tak właśnie jest. Z pewnością byłaby moim całkowitym ideałem, gdyby piękno swojego głosu łączyła z bogactwem sztuki aktorskiej. Tak czy owak to niezwykła artystka i zawsze będzie niekwestionowanym autorytetem dla młodych śpiewaków - primadonna assoluta!

W jakich spektaklach bedzie Pani śpiewać w najbliższym czasie?

Teraz w "Weselu Figara" w Zurichu, w maju w Londynie będę śpiewać w "Uprowadzeniu z Seraju". Ten spektakl przygotowuje Sir Colin Davis. A w lecie Pesaro - festiwal rossiniowski i spektakl "Okazja czyni złodziejem". To na razie wszystko...

Na koniec naszej rozmowy pytanie o płyty....

Moja ostatnia to "Mezzanotte" nagrana dla RCA. Jest to płyta z pieśniami Belliniego, Rossiniego i Donizettiego z towarzyszeniem fortepianu, na którym gra znany w Polsce z poprzedniego Konkursu Chopinowskiego Fabio Bidini.
Potem.... mamma mia nie pamiętam.... aha właśnie ma się ukazać "MIssa Solemnis" Beethovena z moim udziałem, potem "Stabat Mater" Pergolesiego pod batutą Harnoncourta. Niebawem wyjdzie płyta z kompletnym nagraniem opery "Il re pastore" Mozarta także pod dyrekcja Harnoncourta. O "Normie" z Mutim już mówiłam. To chyba wszystko. A nie! Przeciez jeszcze "Don Pasquale" i niedługo wyjdzie płyta z ariami z oper Belliniego, Rossiniego i Donizettiego. Także dla RCA. Nagranie było w marcu.
A potem "Tankred" Rossiniego nagrany w ubiegłym roku. Roberto Abbado, (Cavarova i Vargas???) i Monachijska Orkiestra Radiowa. Ta płyta zostanie wydana w dwóch wersjach, bardziej komicznej wersji tzw. weneckiej i smutniejszej wersji z Ferrary. Wreszcie najprawdopodobniej nagramy "Capulettich i Montecchich" Belliniego.
W planach jest także "Alcina" Haendla z Maestro Harnoncourtem, wreszcie mało znana opera młodziutkiego, dziewiętnastoletniego Schuberta. Nagranie ma sie odbyc w przyszłym roku dla TELDEC-u.

A plany sceniczne?

Eurydyka w Orfeuszu i Eurydyce Glucka, Hrabina w Weselu Figara, Covent Garden i Teatro Comunale we Florencji. W lutym 1997 Alcina w Operze w Zurichu i Wiener Festwochen. W Theater an der Wien śpiewać będę Madame Herz, Luitgarde, Alcinę i Violettę. Więcej już nie powiem.

Dziękuję. To wystarczy!

Warszawa, luty 1996

Rozmowę z włoskiego przetłumaczyła Agnieszka Deszkiewicz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura