Artur Sankowski - rekonstrukcja historyczna walk nad Bzurą w 1915 roku
Artur Sankowski - rekonstrukcja historyczna walk nad Bzurą w 1915 roku
jazlowiak jazlowiak
1255
BLOG

Fritz Haber - ojciec wojny gazowej

jazlowiak jazlowiak Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

 

Kompromitujące wyniki użycia dotychczasowych drażniących BST, spowodowały, że Niemcy zaczęli baczniej przyglądać się propozycji złożonej jesienią 1914 roku szefowi Sztabu Generalnego generałowi Erichowi von Falkenhayn przez niemieckiego profesora żydowskiego pochodzenia prof. Fritza Habera[1].

Haber twierdził, że chlor to nowa broń, która potrafi przełamać najlepiej umocnione pozycje i która przyniesie zwycięstwo w wojnie pozycyjnej. Haber opracował też odpowiednią technologię jego zastosowania.

Atak miał wyglądać w następujący sposób: kilka tysięcy metalowych butli z ciekłym chlorem zaopatrzonych w zawory, ustawionych równolegle do pozycji nieprzyjacielskich miało zostać otworzonych w jednym i tym samym momencie. Wydobywający się obłok gazu nie tylko porazi i zabije żołnierzy przeciwnika, ale także będzie miał niesamowite znaczenie psychologiczne. Spowoduje panikę i rozprzężenie w szeregach wroga. Chlor rozwieje się na tyle szybko, że będzie możliwy natychmiastowy atak piechoty, która będzie posuwać się bezpośrednio za chmurą. Gaz ten miał mieć jeszcze tę zaletę, że jako cięższy od powietrza wniknie i wolniej będzie się ulatniał z wgłębień terenu, z okopów i linii obrony, skutecznie eliminując chcących się tam ukryć.

Aby efekt użycia chloru był skuteczny potrzebny był oczywiście sprzyjający kierunek wiatru.

            Podczas gdy 10 marca dowódca 35 pułku saperów płk Peterson zameldował o zakończeniu prac związanych z instalowaniem butli z chlorem na odcinku 4 armii niemieckiej wywiady Aliantów nie chciały dać wiary pogłoskom o przygotowaniach do wojny gazowej. Obawiano się, że są to wiadomości podsuwane w celu wywarcia efektu psychologicznego. Nikt nie spodziewał się, iż Niemcy szykują się do złamania Konwencji Haskiej z 1899 roku, która zabraniała "użycia pocisków, których zadaniem jest wydzielanie trujących lub duszących gazów".

Tymczasem 22 kwietnia 1915 roku na północ od Ypres[2], pod Langemarck, w zachodniej Belgii, Niemcy dokonali napadu falowego za pomocą chloru[3]. Atak wykonano na froncie długości 6 km. Straty Aliantów wyniosły 12000 ludzi, z czego od gazu zmarło 350 osób.

Ogrom poniesionych przez aliantów strat i ogromna skuteczność chloru, którego okrucieństwo wstrząsnęło opinią publiczną całego świata spowodowały, że datę tego pierwszego, skutecznego ataku gazowego uznaje się na całym świecie jako moment rozpoczęcia wojny gazowej.


Przygotowania i ataki gazowe

Na kilkunastokilometrowym odcinku frontu (12 km w linii prostej) od Tartaku Bolimowskiego aż po Białynin lub jak podają inni po Suchą, 36 pułk umieścił 12000 butli z 264 tonami sprzężonego chloru (pod Ypres użyto 150 ton chloru). Saperzy umieszczali butle na w okopach wkopując je w ziemię i okrywajć je workami z piaskiem. Butle były ustawiane pojedynczo lub łączone po kilka, a od zaworów odchodziła 3-metrowa rura zwana "kaczym dziobem", z której wydobywał się po odkręceniu butli ciekły chlor zamieniający się w gaz.

Niemcy musieli czekać na odpowiedni kierunek wiatru aż do końca maja 1915 roku. Najnowsze ustalenia wskazują, że Rosjanie wiedzieli o Ypres i o nowej niemieckiej broni, jaką są ataki gazowe. Nie powiadomiono jednak żołnierzy o środkach zapobiegawczych choc trzeba przyznać, że dowództwo VI Korpusu Syberyjskiego zamówiło nawet dla żołnierzy środki ochrony dróg oddechowych. Dotarły one niestety pod Bolimów dopiero 31 maja wieczorem, w kilkanaście godzin po pierwszym ataku gazowym.

30 maja 1915 roku ustabilizowała się korzystna cyrkulacja powietrza i następnego dnia (31 maja 1915) nad ranem, między godziną 2 a 3 (wg. innych źródeł ok. godz.4) wystrzelone ogniste flary z balonów dały sygnał do ataku i żołnierze niemieccy otworzyli zawory stalowych butli. Sunąca z wiatrem żółto - zielona chmura o wysokości ok. 6 metrów szybko dotarła na oddalone o 80 do 600 kroków pozycje Rosjan. Zupełnie zaskoczeni Rosjanie, nie wyposażeni w maski przeciwgazowe (wówczas nie mieli ich także Niemcy, a 36 pułk saperów posiadał aparaty tlenowe), nie wiedzieli jak się zachować w obliczu nieznanego sobie niebezpieczeństwa. Sądząc, że jest to zasłona dymna poprzedzająca atak na bagnety, chowali się do okopów. A tam stężenie gazu było największe.

"Mdły, słodkocierpki gaz tamował oddech w gardle, wywołując u ludzi duszenie się[4]. W ustach zjawił się cierpki, metalowy smak, błony śluzowe dróg oddechowych uległy zapaleniu, wszystkie wewnętrzne organy trawienia męcząco paliły. Ci żołnierze, którzy więcej od innych wciągnęli do płuc śmiercionośnego gazu (...) wkrótce stracili przytomność i umierali. Twarze ich stawały się sine i puchły, zaś twarze innych sczerniały jakby zostały zwęglone. U innych z gardła, nosa i uszu trysnęła krew, z ust sączyła się krwawa piana. Równocześnie ciekły łzy (...) bolały oczy, pojawiały się mdłości i wymioty, a następnie bolesny kaszel i plucie krwią".

Bardziej domyślni spośród żołnierzy przykładali sobie do twarzy zmoczone szmaty, niektórzy wdrapywali się na drzewa lub dachy domostw. Z życiem uszli tylko ci, którzy zdołali uciec zanim stracili przytomność, bądź kontrolę nad sobą. Byli to na ogół żołnierze z odwodów, gdzie stężenie gazu było o wiele mniejsze.

Gdy chmura chloru oddaliła się na pozycje rosyjskie rozpoczęło się niemieckie natarcie. "Żołnierze, którzy pozostali w okopach cierpiący i chorzy, pozbawieni sił, dźwignęli karabin, ale wszystkie części metalowe w karabinach zardzewiały[5]". Chlor niósł śmierć nie tylko żołnierzom: "Wszystko co żyło, a co trafiało w zasięg działania gazu, natychmiast ginęło. (...) Ziemia pokryła się czerwono - burą powłoką, żyto więdło, wydawało się jak spalone. Liście na drzewach skręcały się jakby pod wpływem silnego żaru i usychały. Ptaki siedzące na drzewach padały martwe".

Na szczęście dla rosyjskiej obrony gaz przeszedł nad żołnierzami znajdującymi się w pierwszej linii okopów, którzy wraz z rzuconymi pośpiesznie posiłkami powstrzymali atak Niemców. Nie wiemy dokładnie ilu rosyjskich żołnierzy poległo w tym dniu w rejonie Bolimowa. Liczba zagazowanych osiągnęła podobno 11 tysięcy. Inne źródła podają, że było ich 9.100. Rosyjskie publikacje twierdzą, iż życie straciło 1200 żołnierzy. Dziś jest to nie do ustalenia, wiadomo jednak bezsprzecznie, że ucierpiały następujące pułki: 217, 218 piechoty, 10, 53, 54, 55 Strzelców Syberyjskich oraz 14 Syberyjska Brygada Artylerii. Gazem objęte były następujące miejscowości: Wola Szydłowiecka, Tartak Bolimowski, Humin, Sucha, Borzymów, Wola Miedniewska. Wyraźny odór czuć było w odległości 30 kilometrów. Wśród zagazowanych była także ludność cywilna.

Rosyjskie straty w dniu 31 maja 1915 roku

 

Oddział

Straty do końca 3 czerwca 1915 roku

Uwagi

ilościowo

procent z dnia 31 maja

oficerowie

szeregowi

oficerowie

żołnierze

14. Dywizja Strzelców Syberyjskich

53 pułk piechoty

17

3127

48,6

96,2

Straty ponoszono do 3 czerwca, ponieważ resztki gazu pozostałe w zagłębieniach terenu stanowiły zagrożenie dla żołnierzy.

W 14 Dywizji Strzelców Syberyjskich w ten sposób zatruło się 120 osób.

55 pułk piechoty

16

2625

41,0

70,4

54 i 55 pułki piechoty, artyleria i kompania saperów

12

186

 

 

1 i 4 sotnia Dońskiego pułku kozaków

5

62

 

 

Ogółem straty

50

6000

 

 

Straty z 31 maja 1915 roku

45

5938

31,9

42,4

Zmarli z powodu zatrucia gazem

15

876

10,6

6,2

55 Dywizja Piechoty

217 pułk piechoty

16

2147

60

 

218 pułk piechoty

9

897

30

 

219 i 220 pułk piechoty i artyleria

1

29

 

 

Ogółem straty

26

3070

21,0

23,6

Straty z 31 maja 1915 roku

24

2963

19,4

22,8

Zmarli z powodu zatrucia gazem

2

290

1,6

2,2

Straty całkowite

9146

Zatruci gazem

9038

Zgony

1183

http://supotnitskiy.ru/book/book5_2_3.htm

            „…Około godziny 4 nad ranem – cytował oficjalną depeszę z Petersburga amerykański New York Times - nieprzyjaciel, rozsiewając chmurę dymu i wykorzystując duże ilości szkodliwego gazu, zaatakował w znacznej sile nasze pozycje nad Bzurą koło Brochowa, Sochaczewa, Kozłowa oraz wykazał wyjątkową nieustępliwość nad dolną Rawką w sektorze wyznaczonym przez wsie Mizerka i Wola Szydłowiecka. Pomimo użycia olbrzymich ilości gazu duszącego, którego zapach był wyczuwalny na około 30 km od naszego frontu, wszystkie ataki wroga zostały odparte..” W amerykańskiej gazecie znajdujemy też informacje o zasięgu ataku: „W nocy 31.05 Niemcy atakują za pomocą gazu duszącego nad Bzurą pod Brochowem, Sochaczewem, Kozłowem, Mizerką i Wolą Szydłowiecką”[6].

Tak wspominał tamten atak mieszkaniec Bolimowa Stanisław Wróblewski, któremu Zycie uratowali rosyjscy saperzy: "Tego dnia wiozłem na wozie do Wiskitek rosyjskich saperów, którzy cała noc na przedpolach ustawiali zasieki. Nagle poczuliśmy coś duszącego. Zaczęliśmy szybko uciekać. Sześciu żołnierzy jadących ze mną osłaniało mnie, młodego chłopaka, czym się dało. Kiedy już dojechaliśmy do wioski, zauważyłem, że saperom z ust ciekła czerwona piana. Trafili oni od razu do szpitala, który znajdował się w tamtejszej szkole. Ja już na drugi dzień poczułem się dobrze. Później dowiedziałem się, że jadący ze mną saperzy zmarli".

Wstrząsające relacje z bojowego użycia chloru na polu bitwy nad Rawką, przedstawili prości mieszkańcy okolicznych wsi, którzy musieli grzebać zatrutych żołnierzy. Tu po raz kolejny widać, jak duża ilość umierających to byli Polacy: „W czasie pierwszej wojny światowej to był tu stały front. Trwał 9 miesięcy. I tutaj na tym terenie Niemcy po raz pierwszy puścili gaz chlor. Ustawione były butle w okopach i za pomyślnym wiatrem ten gaz ciągnął. I tutaj wytruto masę żołnierzy rosyjskich, ale powiedziałbym, że nie rosyjskich, bo w większości byli to Polacy tak po stronie Niemców, jak i po stronie Rosji”.Żołnierzy zatrutych to widziałem jak … jeden przy drugim. Ratowaliśmy ich. Jak który jeszcze mógł jeszcze to krzyczał RATUNKU!. Jak nie mógł, a tylko oddychał, aż z krwią, taki już się nie wyleczył. Dopóki trwał front to zakopywaliśmy ich tam gdzie kto leżał (…)”.

Żyrardów znajdujący się po rosyjskiej stronie frontu zamienił się w jeden wielki szpital. I choć część zatrutych gazem odesłano do Warszawy, to i tak wozy sanitarne i taborowe dzień i noc zwoziły rannych i zabrakło miejsc w szpitalach. "Pewnego pięknego majowego dnia na dziedzińcach szkół żyrardowskich - napisał w książce "Mój Żyrardów" Paweł Hulka - Laskowski - poukładano setki żołnierzy potrutych gazami. Biedni ci ludzie leżeli pokotem na ziemi w swoich znoszonych i brudnych szynelach, a nieliczni lekarze z siostrami Czerwonego Krzyża chodzili śród nich i rozkładali ręce bezradnie. Nie było środków opatrunkowych, brakło wyszkolonego personelu, aby ratować potrutych. Umierali na ziemi spokojnie, cicho, bez buntu, całymi dziesiątkami"[7]. „To był istny koniec świata. Leżało to wszystko na ulicach. Zwały ludzi. Rozpacz brała człowieka na widok tych nieszczęśników. Ci co konali rwali na sobie mundury. Młodzi chłopcy. Za co to? Za co ta wojna?”.

Po ataku gazowym w Żyrardowie zapanowała psychoza gazowa. Najmniejsza chmurka, albo co gorzej mgła wywoływała panikę. Mieszkańcy miasta zaczęli pośpiesznie robić opaski i tampony z waty na nos i usta, które nasycone octem miały chronić przed zabójczym działaniem gazu.

            Polowe szpitale dla potrutych zorganizowano w Guzowie (budynki cukrowni), Szymanowie i Radziwiłce.

            Ogromna ilość poległych powodowała, że Rosjanie stanęli przed koniecznością ich szybkiego grzebania. Jedynym wyjściem było kopanie ogromnych rowów i chowanie poległych w tzw. „bratnich” mogiłach. Po atakach gazowych powstały takie ogromne zbiorowe groby w Wiskitkach, Miedniewicach i Guzowie. „Jak składaliśmy ich do grobów, to wszystko było w rozkładzie. Myśmy podostawali takie prymki do ssania i papierosy do palenia z takim kadzidłem. (...) Rów wykopali jak stąd do stodoły. Pop ruski święcił, odmawiał (...) Jedna warstwę walili głowami, drugą nogami, to takich warstw było chyba ze cztery; co nawalili, oproszkowali, skarbolowali, wywapnowali, to znów następnych kładli[8]. „Jak Wola Miedniewiecka, to tam gdzie zakręt gdzie tam teraz krzyż stoi, to tam zwozili tych zagazowanych. Ci co byli na pierwszej linii mówili, że gaz przeszedł nad nimi górą, dopiero zaczął truć drugą i trzecią linię (…)”– tak wspominali chowanie poległych okoliczni mieszkańcy.

Po raz drugi użyto chloru nad Bzurą i Rawką w dniu 12 czerwca 1915 roku o godz, na krótkim 4 km odcinku frontu od Kozłowa Biskupiego po Suchą. atak ten nie spowodował w szeregach rosyjskich tak znacznych strat jak poprzedni. Rankiem o godz. 3.30, po długotrwałym ostrzale artyleryjskim, rozpoczęto wypuszczanie gazu. Jednak z powodu nagłej zmiany kierunku wiatru po 5 minutach zakręcono zawory. W tym krótkim czasie zdążono opróżnić już co trzecią z 4,5 tys. butli.

Dokładny opis ataku odnajdujemy we wspomnieniach Maksa Wilda, niemieckiego oficera wywiadu, któremu polecono dostarczyć pod Bolimów profesora Fritza Habera.

"Po zajęciu wygodnej pozycji do obserwacji ataku - wspomina Max Wild - zapytałem profesora, czy nie uważa, że atakowanie ludzi w ten sposób jest głęboko niehumanitarne? Na to profesor odpowiedział mi w poważnym, ale lekko pobłażliwym dla mnie tonie: - ma pan rację ze swego punktu widzenia. Ale w tej wojnie, którą toczy cały świat, skrupuły moralne nie liczą się. My nie możemy postępować inaczej, jeśli chcemy uratować naszych ludzi".

Wypuszczenie gazu poprzedziło przygotowanie artyleryjskie. Następnie żołnierze rosyjscy po raz kolejny usłyszeli charakterystyczny syk wydobywającego się z butli gazu. Po przejściu chmury gazowej, na milczące pozycje rosyjskie ruszyła piechota niemiecka. Za żołnierzami podążył strzeżony przez Wilda prof. Haber.

"...To co zobaczyłem idąc - napisał Wild - to była suma grozy, która urągała ludzkiej fantazji. Ludzie zmagający się w śmiertelnej walce wlekli się na czworaka i jak w obłąkaniu rwali na ciele odzież. Jeden leżał wczepiwszy palce w ziemię, drugi obok z szeroko rozwartymi źrenicami. W oczach jego tkwiło przerażenie przez niepojętem. Świszczące, zatrute oddechy mówiły o niezmiernej męce konających. (...) W dalszej drodze widzieliśmy grozę śmierci gazowej w jeszcze straszliwszej postaci. Nigdzie tchnienia życia. Martwi oficerowie, martwi żołnierze leżeli skuleni jeden obok drugiego. W twarzach ich zastygła męka cierpienia. Śmierć zaskoczyła jednych czuwających, innych we śnie".

Widok ten wywarł wstrząsające wrażenie na niemieckich żołnierzach, skłaniając ich do niesienia Rosjanom pomocy. Zbierali zatrutych z pola walki i odnosili na tyły.

"To nie było natarcie - wspomina Wild - ale współczucie i pomoc dla haniebnie potraktowanego przeciwnika, dla umęczonego człowieka. Te akty litości były jedyną rzeczą, która im w tym dniu nie pozwoliła zwątpić w ludzkość".

Kto wie czy przyczyną udzielania pomocy zagazowanym nie było to, że po obu stronach walczyło dużo Polaków? Może to oni słysząc krzyki rannych w języku polskim zaczęli spontanicznie wynosić zagazowanych poza rejon ataku gazowego?

Znamienne było natomiast zachowanie przyszłego laureata nagrody Nobla (1918) prof. Habera. Chodząc pomiędzy zatrutymi poszukiwał przykładów dla potwierdzenia swojej teorii selekcjonując żołnierzy na tych co się "nadają do grobu" i na tych którym można pomóc.

Nacierający XVII Korpus na szerokości 6 km wdarł się w pozycje rosyjskie na głębokość 2 km. Wzięto przy tym 1660 jeńców, osiem dział i dziewięć karabinów maszynowych. Straty niemieckie wyniosły 1100 ludzi, z czego 350 padło ofiarą gazu.Straty ze strony rosyjskie poniosły: 218 pułk piechoty i 3 pułki Strzelców Syberyjskich: 23, 54, 56.

Użycie "cudownej broni" i tym razem nie przyniosło 9 armii oczekiwanego sukcesu terytorialnego.

Pod Borzymówką i Huminem 17 czerwca 1915 roku zatruciu chlorem uległo 150 żołnierzy rosyjskich z 12 pułku strzelców syberyjskich.

Ostatni atak nastąpił w nocy z 6 na 7 lipca 1915 roku na froncie o szerokości 12 kilometrów kończąc się tragicznie dla samych Niemców. Początkowo wiatr powodował przesuwanie chmury chloru w stronę pozycji rosyjskich. Za chmurą posuwało się natarcie niemieckie które zdobyło pierwszą linię rosyjskich okopów. Wtedy wiatr zmienił kierunek i zepchnął obłok gazowy na Niemców. Środki ochrony okazały się niewystarczające i około 1200 z nich zostało zatrutych gazem. Aby ukryć ten fakt przed własnym wojskiem, śmiertelnie zatrutych gazem pochowano bezpośrednio w okopach. Dopiero po przejściu frontu Niemcy wynajęli miejscową ludność do ekshumacji poległych. Przy okazji odzyskano to co się jeszcze nadawało z oporządzenia żołnierskiego.

Fritz Haber i Klara Immenrwahr

Z wydarzeniami 12 czerwca 1915 roku i pobytem Habra nad Bzurą i Rawka wiąże się również tragiczna historia znakomitej niemieckiej chemiczki Klary Immerwahr, od 1901 roku żony Habera. Klara była pierwszą z kobiet, która obroniła doktorat na Uniwersytecie Wrocławskim i należała do nieprzejednanych przeciwników broni gazowej. Do końca robiła wszystko, aby odwieść swojego męża od przewodzenia ludobójstwu. Na próżno. Pomimo protestów żony Haber zapowiedział, że wyjedzie na front wschodni osobiście nadzorować atak gazowy. Kiedy Klara dowiedziała się o tym popełniła samobójstwo strzelając do siebie ze służbowej broni męża. Stała się jedną z tysięcy ofiar wojny gazowej prowadzonej pod fachowym okiem jej męża.




[1] Fritz Haber był znaną postacią światowej chemii, dyrektorem Berlińskiego Instytutu Fizykochemicznego im. Cesarza Wilhelma, twórcą technologicznej metody syntezy amoniaku. Do końca życia pozostał gorącym orędownikiem broni chemicznej. W 1920 roku opracował Cyklon B. W 1929 roku włączył się do prac nad gazami bojowymi dla Reichwery. Po dojściu Hitlera do władzy, jako Żyd, pozbawiony został wszystkich stanowisk. Przygnębiony tym faktem Haber wyjechał do Szwajcarii i zmarł w 1934 roku w Bazylei. Wielu badaczy podnosi żydowski wątek w życiu Habra doszukując się w nim łączenia jego okrutnych poglądów na los Żydów mordowanych gazem przez Niemców w czasie II Wojny Światowej. Jest to pogląd chybiony, ponieważ Haber był niemieckim patriotą, antysemitą i przeszedł w młodości na luteranizm i nie miał z Żydami, prócz pochodzenia, nic wspólnego.

[2] Również pod Ypres w nocy 12/13.07.1917 roku Niemcy użyli po raz pierwszy środka trującego – gazu musztardowego, który od miejsca jego użycia nazwano iperytem. Środek ten zastosowano w skali dotąd nie spotykanej, w ciągu kolejnych dziesięciu dni artyleria niemiecka wystrzeliła ponad milion pocisków chemicznych (2500 ton iperytu). Szacuje się, że iperyt używany przez wszystkie strony wojny spowodował 80% strat spowodowanych użyciem broni chemicznej.

[3] Użyto do tego 160 ton chloru, umieszczonego w 5735 butlach - www.users.globalnet.co.uk/~dccfarr/gas.htm.

[4] Chlor ma działanie drażniące. Przy stężeniu 50-150 mg/m3- podrażnia błony śluzowe oczu, nosa, górnych dróg oddechowych, powoduje łzawienie, kichanie, ślinotok, kaszel połączony z bólami głowy i za mostkiem. Przy większych stężeniach rzędu 200-300 mg/m - następuje obrzęk płuc, sinica i śmierć w kilka godzin wśród objawów duszenia i niewydolności krążenia. Przy jeszcze wyższych stężeniach śmierć jest natychmiastowa ponieważ następuje obrzęk głośni. Jeżeli do dużego stężenia gazu dochodzi wilgoć to chlor może powodować uszkodzenia skóry. Chlor nie odkłada się w organizmie i nie powoduje przewlekłych zatruć. U ludzi którzy przebywali dłuższy czas w oparach chloru występowały przewlekłe nieżyty dróg oddechowych, uszkodzenia błon śluzowych, jamy ustnej i szkliwa zębów.

[5] Przy dużym stężeniu chloru i porannej rosie metalowe części broni mogły pokryć się rdzawym nalotem, ale wątpliwe jest, aby mogło to spowodować uszkodzenia powodujące niemożność jej użycia.

[6] The New York Times, opublikowano 1 i 2 czerwca 1915.Warto dodać, że relacje amerykańskie konsekwentnie określały front na wschodzie w rejonie Warszawy “frontem w Polsce”, pomimo, ze formalnie było to Imperium Rosyjskie.

[7] Polski lekarz płk. Montrym - Żakowicz twierdził, że w armii rosyjskiej odsetek zagazowanych ewakuowanych do szpitali w 1915 i 1916 roku wynosił dla żołnierzy 65,2%, dla oficerów - 41%. Odsetki śmiertelności wykazują natomiast znaczne odchylenia np: od 2,4% do 26,3%. Rosyjski naukowiec Daniłow uważał natomiast, że przeciętna śmiertelność wśród żołnierzy wynosiła 23,6%, wśród oficerów 12,5%. Dla porównania śmiertelność w armii francuskiej wynosiła 4,2%, niemieckiej 2,9%, angielskiej 3,3%. M. Montrym - Żakowicz, Statystyka strat od broni chemicznej w czasie wojny światowej, Lekarz Wojskowy, Warszawa 1932.

[8] W. Sokołowski, Świadkowie, Wiadomości Skierniewickie, nr 14, 1981 za: K.J. Kaliński, Z dziejów Bolimowa, Bolimów 1993.

Zobacz galerię zdjęć:

Paweł Olszak - rekonstrukcja walk 1915 roku
Paweł Olszak - rekonstrukcja walk 1915 roku Dorota Leszczyńska - rekonstrukcja Tułowice 1915 - moment ataku gazowego
jazlowiak
O mnie jazlowiak

fascynat historiozofii i procesów powtarzajacych się co pewien czas, które możemy przewidzieć, a z lenistwa nam się nie chce

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura