Doksa Doksa
191
BLOG

Prawicowa nowomowa

Doksa Doksa Polityka Obserwuj notkę 28

Dyskusja na temat krzyży w szkołach pokazała (a właściwie przypomniała), że prawicowi blogerzy, komentatorzy i publicyści lubują się w wymyślaniu coraz bardziej nieprawdopobnych i emocjonalnie nacechowanych pojęć, którymi można by się posłużyć w czasie dyskusji na temat kondycji współczesnego społeczeństwa i państwa polskiego czy nawet współczesnej cywilizacji. I tak mamy „cywilizację śmierci”, „totalitaryzm”, „zakamuflowany totalitaryzm”, „rządy komuchów”, „rządy agentów” – można wymienić długą listę. Lista byłaby jeszcze dłuższa, gdyby uwzględnić epitety, którymi obdarzają przeciwników ideowych: naśladowcy nazistów, „bolszewicy”, „smarkacze”, „zamordyści”, itd., itd.

Głównym chłopcem do bicia w prawicowej retoryce jest liberalizm rozumiany jako swego rodzaju odmiana (kontynuacja) komunizmu i zamaskowana forma totalitaryzmu, który ma odpowiadać za wszelkie zło w świecie. Język religijnej prawicy styka się tutaj z językiem lewicy. Jan Paweł II spotyka się z Herbertem Marcusem – obaj w kontekście państw liberalno-demokratycznych pisali o „totalitaryzmie”. Prawicowa krytyka jako żywa przypomina diagnozy frankfurtczyków - chociaż proponowane rozwiązana są inne. Łączy je swego rodzaju pogarda dla liberalnej kultury  polityki. A także swego rodzaju językowy relatywizm, nowomowa, która utrudnia racjonalną dyskusję, ponieważ pojęcia przestają znaczyć cokolwiek:
 
Po pierwsze, pozbawia się słów jasnego znaczenia, które staje się bardzo rozciągliwe. Jeżeli o władzy sprawowanej bądź co bądź w ramach konstytucyjnych ograniczeń można napisać, że jest to „totalitaryzm” albo grupkę uczniów korzystających ze swoich podmiotowych praw można przyrównywać do bolszewików, to pojęcia te nic po prostu nie znaczą
 
Po wtóre, ocena politycznej rzeczywistości za pomocą tak silnie negatywnych pojęć powoduje, iż traci się zdolność adekwatnego nazwania sytuacji naprawdę skrajnych.
 
Po trzecie, prowadzi to do banalizacji i konwencjonalizacji pojęć, które po prostu stracą swoją funkcje i będą postrzegane jako stylistyczna maniera pisania o przeciwnikach politycznych.
 
Po czwarte, ten rozemocjonowany styl powoduje, że w tekstach dominuje ocena zamiast informacji, opisu i analizy. Być może jest to zjawisko nieuchronne wynikające z rosnącej indywidualizacji i konkurencji. To pierwsze to pewien paradoks: konserwatyści różnej maści walczą o bycie zauważonym jako jednostki choć ciągłe mówią o wspólnocie i potrzebie prawdziwych autorytetów. Ale dziś każdy chce być sam sobie autorytetem – co widać w działalności samych konserwatywnych blogerów, którzy tłoczą się na salonie, przedstawiają swoje racje, zamiast pokornie uznać hierarchiczność i naturalny fakt, że ludzi mądrych mających coś do powiedzenia jest niewielu. W przypadku dziennikarzy natomiast trzeba czymś gawiedź przyciągnąć. Jak to implicite wyłożył Łukarz Warzecha: on musi się posługiwać dosadnym językiem bo mu za to płaci brukowiec. 
 
Nowomowa prawicy psuje język, bo zamienia dyskusje w monolog. Adresatem takiej pisaniny są po po prostu zwolennicy takiej czy innej opcji politycznej i jej funkcją jest utwierdzanie ich w tym co już wiedzą. Ot po prostu wyrażone jest to bardziej plastycznym i emocjonalnym językiem.
Doksa
O mnie Doksa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka