doku doku
249
BLOG

Dlaczego piętno hańby i zdrady już nie szkodzi, a wręcz pomaga

doku doku Polityka Obserwuj notkę 3

Rzadko piszę o informatyce z pozycji swojej specjalizacji, gdyż na anonimowym forum dyskusyjnym jest to rodzaj sztuczki erystycznej, przypominającej ad hominem wobec własnej osoby. Na takim forum tekst powinien sam się bronić... i w ten sposób staram się pisać o IT... jednak teraz czuję w sobie moralny obowiązek napisać to ostrzeżenie dla tych, którzy mnie znają: Nie dajcie się nabrać, czytajcie uważnie, wyobraźcie sobie, że pisze laik i sami oceńcie merytoryczną jakość... bo w pewnym momencie wyjdziemy z obszaru IT i wejdziemy do obszaru polityki, musicie więc mieć wewnętrzne własne przekonanie, gdyż w polityce nie ma autorytetów.

Kiedy zaczynałem wkraczać w nowy dla polskiej informatyki obszar zwany ITIL, którego nazwa historyczna jest troszkę myląca, więc zamiast mówić "ITIL" mówimy po prostu to, czym jest ITIL - "biblioteką najlepszych praktyk w IT". Ponieważ informatyka jest nauką o przetwarzaniu informacji, więc naturalnie wykracza poza komputery - przetwarzanie informacji ma miejsce wszędzie - od rejestrów papierowych aż do sieci anten, satelitów i dekoderów... od umysłów polityków i biznesmenów aż do umysłów konsumentów badziewia... Tak więc ITIL nazywany jest po prostu "zbiorem najlepszych praktyk".

ITIL skupia się na jakości usług i rzeczywistej wartości dostaw (np. zakupów). Definiuje kilkadziesiąt praktyk, które nie wszystkie są prostymi pojedynczymi wskazówkami, takimi jak np. najbardziej chyba znana "miej Call Center". Niektóre są dość ogólne i powiązane z innymi, np.  zarządzaj informacjami o zmianach, incydentach, problemach i wnioskach czterema osobnymi suwerennymi procesami - incydenty, problemy, zmiany i wnioski są zbiorami rozłącznymi.  Sumę zbiorów incydentów i wniosków nazamy "zgłoszeniami". Aby praktyka mogła być zaliczona do najlepszych, musi być precyzyjnie opisana, stąd bierze się w ITILu nadrzędna zasada uściślania i uzgadniania pojęć. Jedną z najlepszych zasad ITILowych jest: "nie wtrącaj się do metod i praktyk stosowanych przez specjalistów", dlatego ITIL ogranicza się tylko do kilkudziesięciu praktyk, np. "nie wtrącaj się do prac zespołu projektowego", gdyż projektanci są specjalistami, stosującymi własne dobrze określone normy i metodyki (to dyscyplina zwana "inżynierią systemową" - zanim zostałem ITILowcem, byłem inżynierem systemowym). Można tę praktykę sformułować też tak: "wniosek o zmianę przekaż do zarządzania zmianami i zapomnij"(oczywiście, adresat tego "zapomnij" jest precyzyjnie wskazany, inni powinni pamiętać).

Niektóre najlepsze praktyki dotykają ekonomii i polityki. I tak doszliśmy do sedna, przepraszam za przydługi wstęp. Istnieje najlepsza praktyka: "zarządzaj informacjami o dostawcach". Jak każda najlepsza praktyka, tak też ma tę cechę, że nie ma możliwości jej podważenia ani sensu uzasadniania, gdyż każdy czuje, że jest najlepsza. To jest najpiękniejsze w praktykach, że w przeciwieństwie do nauk teoretycznych nie ma w nich miejsca na konkurencyjne teorie. Praktyka zawsze pokazuje w praktyce, że jest lepsza lub  gorsza od innej. Problem z najlepszymi praktykami jest tylko taki, żeby jasno i prosto je opisać, aby nie było nieporozumień. Jeżeli ktoś uzna, że "zarządzanie informacjami o dostawcach" polega na ich archiwizowaniu lub zatajaniu, to oczywiście nie zobaczy w tym najlepszej praktyki. Dlatego ITIL nie tylko formułuje zgrabne nazwy praktyk, ale także szczegółowo objaśnia, na czym one polegają.

Zarządzanie informacjami o dostawcach polega na tym, żeby osoby planujące lub decydujące o zakupach miały pod ręką klarowną informację o producencie, sprzedawcy, usługodawcy... czyli mówiąc prosto - o firmie, która chce być naszym dostawcą. Jeżeli firma ma piętno hańby, to nasz decydent od razu widzi to piętno i skreśla tę firmę z listy potencjalnych dostawców. Oczywiście to, co na potrzeby tej notki nazwałem "piętnem hańby", nie jest żadnym arbitralnym atrybutem wpisywanym z palca do bazy danych. Jest precyzyjnym wnioskiem z zebranych informacji o (ostatnich) sukcesach i porażkach firmy, o opiniach ich klientów i użytkowników ich dostaw, o produktach i usługach, które sami kiedyś od nich kupiliśmy; o wyrokach sądowych etc.

Przez pierwsze lata edukowania kolegów z IT i biznesowych partnerów IT byłem niemal ślepym - bo olśnionym - entuzjastą najlepszych praktyk, ale wreszcie wylano mi na głowę kubeł zimnej wody. Dowiedziałem się, że w Polsce i w całej UE nie wolno zarządzać informacjami o dostawcach zgodnie z najlepszymi praktykami. Prawo o zamówieniach publicznych jest tak skonstruowane, żeby przetargi wygrywały najgorsze firmy, a więc podstawową zasadą tego prawa jest zakaz piętnowania potencjalnych dostawców. Przyświeca temu zakazowi fałszywa idea, że wszyscy muszą dostać szansę, bo podczas przetargu może się okazać, że napiętnowana firma okaże się najlepsza.

Ta idea kojarzy mi się z ideą, żeby skazanego pedofila wkrótce po skazaniu wypuścić z więzienia i pozwolić mu wrócić do pracy z dziećmi, jeżeli tylko potrafi przedstawić nam przekonująco plan swojej przyszłej pracy z dziećmi. Taki pedofil pokaże, że nauczony doświadczeniem, pragnąc poprawić swój wizerunek, stanie się teraz najlepszym nauczycielem. Jego plan wygrywa konkurs, bo jest najlepszy, a w dodatku facet zgadza się na najniższą pensję... zostaje więc wybrany, jako najlepszy z kandydatów.

Najlepsza praktyka mówi, że takiego kandydata należy skreślić z listy kandydatów bez czytania jego planu. Ale prawo w UE zakazuje stosowania takich praktyk. Skąd się jednak wzięły te idee w UE? Czy jest to pomysł skorumpowanych polityków, aby stworzyć doskonały system oficjalnej korupcji zgodnej z "prawem"? A może mamy do czynienia ze zjawiskiem szerszym? Z jakąś odmianą przysłowia: "co było a nie jest, nie pisze się w rejestr"? Może to efekt szerszej mody na tolerancję związanej z litością dla napiętnowanych? "Dajmy mu jeszcze jedną szansę". "Tylko Bóg ma prawo skazywać na wieczne potępienie". A może to efekt mody na postmodernizm: "Jeżeli jedna narracja dowodzi, że ktoś popełnił czyn hańbiący, a inna narracja dowodzi, że to było bohaterstwo, to znaczy, że nie wiadomo, bo każda narracja jest równoprawna".

Kaczor, który zawarł z Lepperem zdradziecki sojusz w 2006; Tusk, który w 2009 podpisał z Rosją zdradziecki układ o żegludze... PSL, które sfałszowało wybory w kilku powiatach Mazowsza... może istnieją narracje, które mówią, że to były czyny bohaterskie - że ci ludzie w imię wyższych celów narazili swoją reputację, jak zabójca, który dokonuje eutanazji?

Możliwe, że politycy nie boją się hańby, ponieważ teraz w Europie modna jest postmodernistyczna amoralność. Modę tę oczywiście szerzą skorumpowani politycy i biznesmeni, ale faktem jest, że ta moda trafia na podatny grunt - trafia na ciemne masy ogłupione przez postmodernistyczną amoralność.

Dlaczego sam Błaszczykowski przypomina się Polakom ze swoim piętnem hańby, mówiąc coś takiego: "Jest to skompromitowany polityk, który powinien zaszyć się w mysiej dziurze" – mówi Salonowi 24 Witold Waszczykowski (mowa o Ursuli von der Leyen). Czy minister spraw zagranicznych, negocjujący z przedstawicielami Escobara, nie powinien zaszyć się w mysiej dziurze po tym, jak się niechcący zdradził, że miał taką wpadkę? Niestety, w dzisiejszym świecie skompromitowany polityk nie musi już siedzieć w mysiej dziurze. Ciemne masy dadzą mu kolejną szansę, a skorumpowana sitwa przyjmie go jak swego. Ursula von der Leyen nie schowa się do mysiej dziury tylko dlatego, że nosi piętno hańby.


doku
O mnie doku

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka