don_samael don_samael
102
BLOG

Wielkie utwory, rodział 2: "Thunder Road" Bruce'a Springsteena

don_samael don_samael Kultura Obserwuj notkę 0

Na początku 1975r. przydomek Bruce'a Springsteena "The Boss" oznaczać mógł jedynie, że był najlepszym graczem w elektroniczny bilard w okolicy. Dwa albumy, które zdołał do tego momentu wydać przeszły właściwie bez większego echa. Ten rok, w którym ukazało się kilka epokowych dzieł, by wspomnieć chociażby "Wish You Were Here" czy "A Night At The Opera" okazał się jednak przełomowy również dla niego. 

"Zobaczyłem przyszłość rock and rolla" - tak jeden z koncertów Springsteena skwitował szef działu recenzji płytowych w "Rolling Stone" Jon Landau. To hasło z pewnością pomogło w promocji młodego wykonawcy, który chciał brzmieć jak "Orbison śpiewający Dylana i nagrywany przez Spectora". To pragnienie udało mu się chyba zrealizować na swojej trzeciej płycie, zatytułowanej "Born To Run". 

 Utwór, o którym chcę opowiedzieć, rozpoczyna ten wspaniały album od spokojnej partii fortepianu Roya Bittana i zagrywki na harmonijce ustnej. Następnie pojawia się głos "The Bossa" - głęboki, mocny, żarliwy. Nie bacząc na tradycyjną strukturę zwrotka-refren-zwrotka Springsteen prowadzi nas w historię absolutnie prostą, można by powiedzieć, wręcz banalną - chłopiec chce zabrać dziewczynę na przejażdżkę po owej tytułowej Thunder Road, symbolizującej tu wolność, pęd, młodość, chęć wyrwania się z prowincjonalnej nudy. To stały motyw w realistyczno-romantycznych tekstach Springsteena - w końcu, sama płyta nosi tytuł "Urodzeni by uciekać". Muzyka rozwija się, do fortepianu dochodzą gitary i perkusja, narasta napięcie. Utwór pędzi do przodu niczym prawdziwie amerykański samochód  w radiu dla samotnych śpiewa Roy Orbison zaś okolicę nawiedzają duchy tych wszystkich, których pełna wahań i lęków Mary odesłała sprzed swoich drzwi. Jednak nuda, strach, rozpacz - wszystko zniknie jeśli tylko zdecyduje się ona na krótki spacer od schodów na przednie siedzenie by pod brudnym dachem odnaleźć odkupienie (a jaka będzie jego natura, to już nie ma co wnikać). Jak to się wszystko skończy - tego nie wiemy. Może bolesnym rozczarowaniem jak w innym klasyku Bossa "The River"? W dopisanym po latach "sequelu" "Thunder Road" zatytułowanym "The Promise" Springsteen nie udziela zbyt optymistycznej odpowiedzi.  Ale na pewno jest w tym wszystkim nadzieja i obietnica straceńczej wolności, dążenie do niej - bez wielkiej ideologii, poszukiwania sensu życia w Ogromnych Słowach. A puentą utworu jest bezpośrednie stwierdzenie: 

It's a town full of losers and I'm pulling out of here to win.

Chyba każdy chciałby sobie to czasem zanucić. A jak jeszcze ma się amerykański samochód i amerykańskie autostrady przed sobą? Jak napisali Grzegorz Brzozowicz i Filip Łobodziński: Bruce był muzycznym tradycjonalistą, śpiewającym o dziewczynach i samochodach w sposób, jaki hipisi wysławiali narkotyki i dążenie do nirwany. On swoją nirwanę znajdował pędząc autem z prędkością 180 kilometrów na godzinę z dziewczyną u boku. Proste prawda? Można o tym powiedzieć wprost, nie siląc się na próby dorównania Bobowi Dylanowi...ale można też i tak: 

Hey what else can we do now?
Except roll down the window and let the wind blow back your hair
Well the night's busting open
This two lanes will take us anywhere
We got one last chance to make it real
To trade in these wings on some wheels
Climb in back, Heaven's waiting on down the tracks

Utwór, spokojny na początku, w instrumentalnej końcówce przemienia się w istną ścianę dźwięku, gdzie spiętrzone fortepian, gitara i saksofon wygrywają tryumfalną, rozpędzoną melodię pełną optymizmu. Może Thunder Road okazała się tak naprawdę ślepym zaułkiem, może jej bohaterowie patrząc na to wszystko po trzydziestu latach śmiali się tylko z młodzieńczych marzeń o ucieczce, buncie - przed czym? przed kim? w imię czego? w imię łamania przepisów drogowych i wsłuchiwania się w wiatr? A może i tak. 

Jest w tej piosence Orbison - wspomniany bezpośrednio jako głos z radia śpiewający wieczorem dla samotnych, ale też w głębokim głosie Springsteena. Jest Dylan - w prawdziwie poetyckim tekście. Jest wreszcie Spector - w potężnym brzmieniu rozpędzonej końcówki utworu, w dynamice napędzającego utwór motywu granego na fortepianie przez Roya Bittana. Springsteen dopiął swego.

A potem został prawdziwym Bossem.  

 

don_samael
O mnie don_samael

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura