Po zasłużonych wakacjach posłowie z PO zakasali rękawy i postanowili rozwiązać najbardziej nurtujący Polaków problem. Oczywiście Grześ Schetyna nie zajął się takimi tematami zastępczymi jak obniżka podatków, reforma finansów publicznych, redukcja deficytu budżetowego, cięcia w administracji, likwidacja biurokracji, wprowadzenie okręgów jednomandatowych, likwidacja senatu czy zmniejszenie uposażenia poselskiego. Palącym tematem, przez który statystyczny Kowalski w nocy nie może zmrużyć oka okazało się in vitro.
Polacy według Grzesia, Donka i Bronka marzą o wszechobecnej invitracji. Za cenę sztucznego niepokalanego poczęcia są w stanie znieść coraz wyższe podatki, wzrost zadłużenia kraju, rosnącą biurokrację czy korupcjogenną arogancję Karnowskiego, Waltz, Grobelnego czy Komorowskiego. Sztuczne dzieci są postępowe, europejskie i pro-plastic-life a ich główną zaletą jest to, że skutecznie odwrócą uwagę od spraw poważnych i zasadniczych, dla których u władzy trwa mać Tusk.
Grzesiowi Schetynie i innym inżynierom PR-genetycznym polecam zamiast invitracji całościową adopcję intelektu i ograniczenie sex-PR'u do niezbędnego dla zdrowego zmysłu minimum przyzwoitości. Nie ładnie jest bowiem wykorzystywać do celów politycznych intymne problemy bezpłodności Moniki Olejnik czy Kuby Wojewódzkiego i zbijać na tym polityczny kapitał.
