Okazuje się, że tak jak rząd Tuska oszukał Polaków, tak sam został oszukany przez Zachód (fot. flickr.com_photos_pierre-selim)
Okazuje się, że tak jak rząd Tuska oszukał Polaków, tak sam został oszukany przez Zachód (fot. flickr.com_photos_pierre-selim)
Łukasz Rogojsz Łukasz Rogojsz
773
BLOG

ACTA, Tusk i Polacy - kto kogo i dlaczego zrobił w konia?

Łukasz Rogojsz Łukasz Rogojsz Polityka Obserwuj notkę 4

Ironia losu czy może wstydliwie skrywana tajemnica? Do tej pory internauci obwiniali rząd Donalda Tuska o to, że w bezczelny sposób zakpił z nich, zatajając porozumienie ACTA i prowadzone nad nim prace. Okazuje się jednak, że być może żadnych prac tak naprawdę nie było, a z polskiego rządu zakpiono o wiele bardziej.

Większość internautów miała dotychczas rządowi za złe, że prowadził prace nad ACTA za ich plecami. Po lekturze pewnego bardzo interesującego i pouczającego artykułu na Wirtualnej Polsce okazuje się, że wcale nie musiało to wyglądać w ten właśnie sposób.

Umowa ACTA swój początek wzięła od amerykańskich kongresmenów, których kampanie wyborcze są wspierane przez potężne koncerny rozrywkowe. Zależność chyba każdy rozumie? Jednak to nie Waszyngton zainicjował prace nad dokumentem. Zrobiła to Japonia. Oczywiście, Stany Zjednoczone bardzo szybko się do tej inicjatywy przyłączyły. Potem przy stole znalazły się także Australia, Kanada, Korea, Meksyk, Maroko, Nowa Zelandia, Singapur i Szwajcaria. I można było zaczynać.

A co z naszym rządem? Otóż on do gry przystąpił, kiedy treść porozumienia była już de facto określona i zatwierdzona przez państwa-inicjatorów. Co więcej, Rada Ministrów doskonale zdawała sobie z tego sprawę, o czym świadczą słowa ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego zamieszczone w oświadczeniu z dnia 5 maja 2010 roku.

Szef resortu napisał wtedy: „Planowany jest też udział przedstawicieli Polski w kolejnej rundzie negocjacyjnej porozumienia ACTA, chociaż - z uwagi na wyłączne kompetencje UE w zakresie polityki handlowej oraz przyjęty mandat negocjacyjny - państwa członkowskie nie biorą bezpośredniego udziału w negocjacjach, a jedynie w wypracowaniu stanowiska UE”.

A zatem wszystkie zapewnienia, które padały w ostatnich tygodniach, dotyczące starań Polski o zmianę kształtu umowy ACTA oraz jej upublicznienie były najzwyklejszym kłamstwem. Ze słów ministra wynika bowiem jasno, że od początku nie mieliśmy w tej sprawie nic do powiedzenia. Już na starcie zostaliśmy sprowadzeniu do roli sygnatariusza drugiej kategorii. Co więcej, doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę. I zasłanianie się w tej sytuacji Unią Europejską, jako podmiotem pełniącym funkcję naszego reprezentanta jest zwykłą polityczną hipokryzją.

Z informacji serwisu WikiLeaks.org wynika, że rząd Tuska uległ naciskom Zachodu wcale nie 26 stycznia, kiedy oficjalnie polska ambasador w Tokio podpisała znienawidzony przez internautów dokument, ale już na samym wejściu do tego „paktowego towarzystwa”. Od samego bowiem początku było jasne, że pewna grupa państw wypracowuje kształt ACTA, a dopiero później zaprasza do stołu inne państwa. Jednak, tylko w celu zapoznania się z dokumentem i podpisania go. W razie odmowy, „elementy wywrotowe” miały zostać skazane na polityczną, handlową i cyfrową banicję.

A dlaczego raz jeszcze ustąpiliśmy Stanom Zjednoczonym i innym „dużym graczom” światowej sceny politycznej. Z jakiego powodu podpisaliśmy dokument, którego implementacji do polskiego prawodawstwa nasze społeczeństwo nie chciało? Niechcący odpowiedzi na to pytanie udzielił sekretarz ministerstwa kultury Piotr Żuchowski podczas swojego wystąpienia 31 sierpnia 2011 roku.

- Od 2010 roku, kiedy zostaliśmy skreśleni z takiej bardzo symbolicznej listy, na której przedstawicielstwo handlowe rządu Stanów Zjednoczonych umieszcza kraje, które łamią prawo europejskie, znaleźliśmy się w gronie tych państw, które w sposób jednoznaczny muszą bronić prawa własności intelektualnej jako szczególnego dobra i to bronić w sposób skuteczny – przyznał wtedy urzędnik.

Ten sam Żuchowski powiedział również: „Umowa powstawała w sposób bardzo swoisty. Przedstawiciele rządów, którzy negocjowali umowę, początkowo spotykali się w sposób nieformalny, a wręcz tajny. Przez długi czas materialna zawartość dyskutowanych w trakcie spotkań tematów była nieznana”. Czy to aby nie dziwne, że posiedzenie sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej zostało zaplanowane na czas kampanii wyborczej i przeszło zupełnie bez echa? Zresztą, nie ono pierwsze i nie ostatnie.

Mimo że sprawa była skutecznie tuszowana przez rządzących i wyciszana w mediach, niektóre środowiska dowiedziały się o niej i starały się temat „drążyć”. 24 listopada 2009 roku Internet Society Poland wystąpiło do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o ujawnienie polskiego stanowiska w tej materii oraz udostępnienie danych osoby (lub osób) reprezentującej Polskę podczas negocjacji ws. ACTA. Wniosek odpowiedzi się nie doczekał, a kiedy ISP zwróciło się z nim do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - został on odrzucony. Odrzucony, chociaż ustawa o dostępie do informacji publicznej na taki krok KPRM nie zezwalała.

Kiedy dowiedziawszy się o tym, interpelacje ws. ACTA do ministra Zdrojewskiego złożyło dwoje posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej (Grzegorz Pisalski oraz Bożena Kotkowska), ten odmówił im upublicznienia dokumentów i danych. A żeby było ciekawiej, odesłał ich do... internetu. Dlaczego? Ponieważ uznał, że posłowie mogą tam znaleźć wszystko, czego szukają i co jest im w tej materii potrzebne.

18 maja 2011 roku doszło do konsultacji społecznych ws. ACTA z organizacjami i przedsiębiorstwami. Łącznie, z 27 podmiotami. Do grona których nie zaproszono jednak wspomnianego wcześniej ISP. Ale to nie wszystko. Owe organizacje i przedsiębiorstwa reprezentowały w zasadzie tylko jedną stronę tego sporu (?) - artystów i zwolenników ochrony praw autorskich (m.in. ZAiKS). Spośród mediów obecne były jedynie trzy największe stacje telewizyjne - TVN, Polsat i TVP. Dlaczego nie zaproszono nikogo z branży internetowej, skoro właśnie jej umowa ACTA dotyczy przede wszystkim?

- Wydaje mi się mało prawdopodobne, aby istniały przepisy europejskie, które uniemożliwiają ministrowi kultury przekazanie informacji, o którą pytaliście. Sprawdzę to jeszcze dzisiaj. Jestem prawie pewien, że zastosowano wybieg bez żadnej podstawy prawnej - powiedział na tym właśnie spotkaniu szef polskiego rządu, niejako odcinając się od decyzji swojego podwładnego, a nawet własnej kancelarii, ws. wniosku ISP. A może nic o tym nie wiedział?

Z powyższych danych i wypowiedzi wyłania się więc nowy obraz rządu premiera Tuska ws. ACTA. Już wcale nie wyrachowanego, potężnego demiurga, omijającego swoich obywateli przy okazji stanowienia prawa. Raczej słabo zorientowanego studenta I roku, ośmieszonego przez grono doświadczonych profesorów na jednych z pierwszych zajęć nowego roku akademickiego.

Studenta, który za wszelką cenę starał się ową kompromitację rozpaczliwie zatuszować, ratując swoje dobre imię. W tym wypadku - kłamstwem. Efekt? Wpadka wyszła na jaw. Zaufanie społeczeństwa zostało utracone. Indolencja władzy przebiła misternie szyte kłamstwa, gniew i oburzenie zamieniając w śmiech i politowanie.  

"Człowiek rośnie w grze o wielkie cele" - Friedrich Schiller "Osiąga się triumf przez zwalczanie trudności" - Victor Marie Hugo "Fortuna boi się odważnych i uciska bojaźliwych" - Seneka Młodszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka