dylandog dylandog
1036
BLOG

Naleciałości żydofobii w Najwyższym Czasie

dylandog dylandog Polityka Obserwuj notkę 14

Na wstępie chcę zaznaczyć, że szeroko rozumiane środowisko dawnego UPR i tygodnika Najwyższy Czas jest mi zdecydowanie ideologicznie i politycznie najbliższe spośród wszystkich środowisk uczestniczących w naszej prowincjonalnej debacie publicznej. Tym bardziej jednak krew mnie zalewa na charakteryzujące to środowisko od wielu lat przejawy żydofobii. Jest to bowiem moim zdaniem przejawem słabości intelektualnej tego środowiska, podczas gdy ja bym chciał by miało ono znacznie większy wpływ na polską rzeczywistość. Nie piszę o antysemityzmie, bo jak wiadomo jest to termin wieloznaczny i chętnie nadużywany. A o "naleciałościach żydofobii" jako zjawisku niepożądanym pisał ostatnio też Rafał Ziemkiewicz w artykule o potrzebie odrodzenia endecji w Polsce.

Powoduje mną bezpośrednio lektura przedostatniego numeru Najwyższego Czasu (nr 47 z 20 listopada 2010). Znajdujemy tam m.in. artykuł profesora Bogusława Wolniewicza pt. "Brak zmysłu państwowego". W tym dość miałkim tekście wybitny filozof, tłumacz Wittgensteina, a w latach 1956-1981 członek PZPR, zastanawia się między innymi dlaczego Tusk nie kandydował na prezydenta. Profesor odpowiada, że dlatego iż otrzymał takie polecenie, a jedną ze spraw, które tajemniczy mocodawcy kazali Tuskowi załatwić jest ponoć zapłacenie miliardów dolarów w ramach restytucji mienia żydowskiego. Zawstydzająca jest tutaj głupota (naiwność, brak wiedzy, zła wola?) Wolniewicza. Polska jest jedynym krajem regionu, który nie uregulował ustawowo odszkodowania za mienie zagrabione po wojnie przez komunistów. Wolniewicz pije do odszkodowań, których żądają ponoć zagraniczne organizacje żydowskie, ale wiadomo, że w ramach reprywatyzacji w grę wchodzić może jedynie zwrot  mienia lub odszkodowanie dla indywidualnych byłych właścicieli, bez względu na ich wyznanie czy narodowość.

W artykule "Rozpad POPiS-u - faza pierwsza", Marian Miszalski wspomina o jakichś idiotycznych oskarżeniach ze strony dziennikarza Wojciecha Mazowieckiego wobec księży o głoszenie treści antysemickich. Abstrahując od sensowności rozpatrywania tego typu bzdur, warto zauważyć, że Miszalski najwyraźniej nie może się powstrzymać i nazywa TOK FM "agendą gazety żydowskiej". Pytam, po jaką cholerę?! Czemu ma to służyc? W artykule następnym, pt. "W krainie dysonansu", Krzysztof M. Mazur nie wiadomo w jakim celu wtrąca długą andegdotę ze wspomnień Wincentego Witosa o tym jak pewna gruba Żydówka w Karlovych Varach zajmowała całą ławkę i robiła awanturę jakiemuś starszemu panu. Głowiłem się, ale naprawdę nie zrozumiałem czemu ten przydługi opis służy, oprócz pokazania jak bardzo niewychowani byli ci Żydzi. W tekście "Spór o historię" o francuskich debatach o przeszłości, Bogdan Dobosz pisze, że wpływowe amerykańskie lobby żydowskie zmusiło biedną dyrekcję francuskich kolei SNCF do wyrażenia "żalu" i "ubolewania" za udział w deportacji Żydów podczas wojny, i to mimo że koleje nie były wtedy samodzielne a akcją kierowali Niemcy. Ciągłość personalną i majątkową autor natomiast pominął.

Ostatni felieton w tym numerze to recenzja Mirosława Winiarczyka filmu pt. "Joanna" Feliksa Falka. Autor zarzuca dziełu, że co prawda uczciwie pokazuje dzielną Polkę ratującą Żydów, ale obraz całości społeczeństwa polskiego pozostaje "ciemny, odpychający i barbarzyński". Filmu nie widziałem, więc nie wiem ile w tym prawdy, ale nie przestaje mnie śmieszyć naiwne przekonanie, że sztuka czy nawet filmy historyczne powinny "sprawiedliwie" oddawać wojenną rzeczywistość.

Uderzająca jest nadreprezentacja odwołań i tematów żydowskich w tym numerze Najwyższego Czasu. A przecież Polska jest krajem z coraz bardziej ograniczoną suwerennością, bezlitośnie łupionym przez polityczno-urzędnicze mafie, wciąż kontrolujace gospodarkę bezpieczniacko-nomenklaturowe sieci znajomości, i w  rosnącym stopniu  przez wielkie międzynarodowe korporacje. Tymczasem autorzy Najwyższego Czasu wszędzie widzą Żydów. Rozumiem, że dominacja Gazety Wyborczej, w której pracuje parę osób o pochodzeniu żydowskim, może budzić frustrację (choć GW w ostatnich latach wyraźnie słabnie). Ale to przecież  światopogląd czy też kondycja etyczna tych osób a nie ich żydowskie pochodzenie stanowi tu problem.

Podobnie jest z koncentracją na wątkach żydowskich w polityce międzynarodowej. Państwa świata od kilkudziesiecu lat zadłużają się na potęgę. Świat stanął na głowie, bo sektor finansowy żeruje na sektorze produkcyjnym. W czasie kryzysu w USA i w Europie ratowane są przedsiębiorstwa niewydolne kosztem  przedsiębiorstw skutecznych i kosztem podatników. Od czterdziestu lat żyjemy w historycznie nienormalnych warunkach pieniądza fiducjarnego. To są zasadnicze problemy strukturalne, a nie udział w nich Żydów. Niestety mentalnie, wielu konserwatywnych liberałów wciąż tkwi w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy 10% mniejszość żydowska była postrzegana jako problem dla Polaków. Ponieważ jednak Niemcy ten "problem" już rozwiązali, warto chyba uwolnić się od schematów myślowych nieprzystających do obecnej rzeczywistości. Również frustracji płynącej ze słabości środowiska w Polsce można dawać upust w bardziej konstruktywny sposób.

dylandog
O mnie dylandog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka