A jednak było buczenie. Buczenie wyczekiwane z utęsknieniem, a także z obawą - a nuż tym razem obchody rocznicy Powstania obędą się bez incydentów? A przecież wszystko już przygotowane - komentarze, felietony, tokszoły, tokefemy, gwiazdy dziennikarstwa już w blokach startowych, medialne wycieruchy zapraszane do telewizji przy każdej okazji już się rozgrzewają, już ćwiczą oburzenie. I jak tu, panie dzieju, bez buczenia?
Znalazł się na szczęście człowiek odpowiedzialny, który rozumiejąc, iż akcja powoduje reakcję, w odpowiednim momencie powiedział parę słów o motłochu. I buczenie było. Co prawda niezbyt okazałe, trzeba je było odpowiednio nagrać, potem dźwiękowcy musieli je odpowiednio podszlifować, aby w ogóle było słyszalne.
A więc było buczenie. A gdyby buczenia nie było? No cóż, w takim wypadku zawsze można poszukać kamerą kogoś, kto tupał. Albo sapał. Albo patrzył bezczelnie. W ostateczności można zawsze zapytać o buczenie redaktor Kolendę - Zaleską, która jak chce, to usłyszy, co trzeba.