Dla Tuska najważniejszą sprawą jest, aby kampania nie była wcale merytoryczna ale emocjonalna, bo to emocje wyniosły go w 2007 roku do władzy, a nie merytoryczna krytyka rządu oponenta. Obecnie z tym jest według mnie spory kłopot, bo kampania jest wyjątkowo nudna i niezbyt zajmująca. Trwają więc próby wciągnięcia Kaczyńskiego w jakiś tygiel demagogicznej nawalanki, ale ten - jak na złość - wogóle się tym nie przejmuję, za to ciągle się uśmiecha.
A uśmiechnięty Kaczyński to dla PO prawdziwe zmartwienie. Bo jak tu straszyć facetem, który żartuję sam z siebie, że "rzeczywiście, nie jest piękną panną", po czym zauważa celnie, że mimo to premier był łaskaw "za nim biegać"? Albo dowcipkuję sobie po rozmowie w TV, że zarówno on jak i dwójka dziennikarzy, chciało mówić tyle samo i w efekcie nikt nie powiedział wszystkiego?
Innymi słowy Kaczyński zaczyna nie tyle bombardować "miłością", co "uprzejmością i spokojem" - stosuję więc zmodyfikowaną taktykę Tuska, a biorąc pod uwagę, że licznik uściśniętych dłoni ma znacznie lepszy niż premier (który po wpadce z plantatorem papryki albo kompromitacji, gdy pytał się gospodyni czy całą noc piekła ciasto, którym go poczęstowała, podczas gdy ta - nie zbriefowana widocznie przez PR-owców - odpowiedziała zgodnie z prawdą, że poczęstunek, którym pan premier się zachwyca przyjechał razem z nim samym), który wydaję się trochę zrażony do takich pokazówek (chyba, że są w 100% reżyserowane).
Jak wzbudzićtą falę oburzenia na PIS - to jest chyba główne zadanie sztabowców PO. A amunicji jest coraz mniej, bo PIS bardzo się pilnuje aby nie palnąć czegoś kontrowersyjnego. W redakcjach na Czerskiej, Słupeckiej i Wierniczej trwają więc gorączkowe wertowania archiwów w poszukiwania kontrowersyjnych wypowiedzi - i czasami z sukcesem udaje się wyciągnąć jakiegoś Hofmana. Ale generalnie to wszystko.
Tusk chyba zdaje sobie sprawę, że krótka pamięć Polaków działa w dwie strony i tak jak niewielu jest w stanie skojarzyć że rozryta Warszawa, przepłacone stadiony i autostrady, cyrki w przedszkolach, paraliż na kolei i podobne dopusty boże to robota PO, której "Polska w budowie" oznacza rozbabranie wszystkiego, byle nie tego co trzeba (a propos - mecz Polska - Niemcy miał być pierwotnie rozgrywany na stadionie Narodowym w Warszawie, ale tam ciągle "Polska w budowie") - tak niewielu pamięta "czarną noc rządów obu Kaczorów" (objawiającą się głównie depresją salonu).
Czego można więc teraz spodziewać się po premierze, który tak na marginesie jedyną normalną robotą - czyli malowaniem kominów - zajmował się w czasach młodzieńczych?
Nie wiem, bo władzuchna obecna nie wyznacza sobie granic podłości, ale wczorajsze pojawienie się - chyba dawno niewidzianego - Stefana Niesiołowskiego w TVN24 wskazują na pewną nerwowość. Choć z drugiej strony niezbyt uważnie śledzę tą stację, wiec może jestem "w mylnym błędzie".
Kłopot polega na tym, że takich jak ja jest coraz więcej i "całą prawdę, całą dobę" staje się takim kanałem dla koneserów - ot, telewizyjna wersja "TOK FM" czy "Tygodnika Powszechnego" - przynajmniej tak pokazują badania oglądalności, w których "pierwsza telewizja informacyjna" dołuje najmocniej.
Kto by się spodziewał - jak tak dalej pójdzie to niedługo mainstream będzie offstreamem. ;-)