Na pustyni Mojave, na północ od Los Angeles w Kalifornii, znajduje się najsłynniejsze składowisko samolotów pasażerskich, cywilnych i wojskowych z całego niemal świata.
Tamtejsze tereny doskonale nadają się na przechowywanie maszyn z kilku powodów: ze względu na bardzo niską wilgoć - roczna suma opadów jest niewielka i nie przekracza 150 mm, sprzyjającą latem temperaturę wynosi zaś 37,8°C, no i jak to w Stanach - ogromną przestrzeń wystarczająca do składowania wielkich samolotów.
Nie wiem, czy na liście znajduję się Tu-154 albo Tu-134, ale różnego rodzaju sprzętu (dawniej) latającego jest tam pod dostatkiem.
Mam więc propozycję: zamiast prowadzić kolejne eksperymenty w modelu matematycznym, czyż nie lepiej przeprowadzić eksperyment w naturze?
Weźcie jakieś DC-9, albo 737, albo cokolwiek zbliżone rozmiarami do tej ruskiej tutki, ciachnijcie skrzydło, znajdźcie amerykańską brzozę o podobnych rozmiarach, zaproście gości i przeprowadźcie eksperyment.
Będzie medialne przedstawienie (nikt sprawy nie przemilczy, nawet TVN24) i idealny materiał na konferencję w Pasadenie. Po co wydawać granty na modelowanie, skoro te $ można wykorzystać inaczej?
***
Chciałbym zauważyć, że jeśli chodzi o NASA, katastrofę "Columbi" i modele matematyczne, to w wyniku modelowania komputerowego uznano, że uszkodzenie które spowodowała odpadająca pianka od powłoki wahadłowca są na tyle niegroźne, że nie zagrażają bezpieczeństwu misji promu i kosmonauci mogą wracać na Ziemię.
Jak to się skończyło - cały świat widział. Dopiero po katastrofie eksperyment fizyczny polegający na strzelaniu pianką w realne skrzydło pokazał, jak bardzo modele się pomyliły.
----------------
www.michaeljohngrist.com/2009/10/airplane-boneyard-in-the-mojave-desert/