... nie może nie budzić nas, a więc budzi!
Nie mam zaufania do Piotra Dudy. Przypomina mi Lecha Wałęsę, ale to nie niechęć do byłego prezydenta sprawia, że podchodzę do niego z dystansem. Chodzi bardziej o to, że jego sposób mówienia, a nawet w jakimś stopniu wygląd sprawiają na mnie wrażenie celowej stylizacji na Wałęsę – Legendarnego Przywódcę Solidarności. Jeżeli więc nie jest to dziełem przypadku, musi czemuś służyć. Na przykład wywołaniu w społeczeństwie wrażenia, że znowu jest świadkiem czegoś wielkiego i przełomowego, jak w latach osiemdziesiątych minionego wieku. Ponieważ osobiście mam spore wątpliwości, czy następuje jakiś przełom, a już na pewno nie mogę zgodzić się z poglądem, że ostatnie demonstracje dowodzą jednoczenia się obywateli, będę utrzymywał, że to tylko przedstawienie mające na celu bezpiecznego skanalizowanie emocji tych Milionów PolakówTM, którym jak na złość nie żyje się lepiej.
Wprawdzie serce samego Dudy się raduje i płakać mu się chce ze szczęścia, że wreszcie żeśmy się obudzili jako polscy pracownicy, to nie potrafię podzielić tego entuzjazmu. Na rzecz mojego pesymizmu przemawia nie tylko brak bliższych i dalszych znajomych pobudzonych niedawnymi demonstracjami w stolicy, ale też kilka innych detali. Na przykład pochwały pod adresem związkowców płynące ze strony mediów głównego nurtu, umiarkowana reakcja rządu i wreszcie ugrzeczniony, wreszcie wręcz wzorcowy przebieg tych, zasługujących przez to na zapis w cudzysłowie, „protestów”. To ostatnie wydawać może się naciągane, ale przecież jasne jest, że sprowokować jakieś wywołujące oburzenie statystycznego Kowalskiego akcje byłoby bardzo łatwo. Takie wydarzenia nie miały miejsca, widocznie więc nikomu na nich nie zależało. Po prostu miało być sielsko.
Oczywiście może być też tak, że wszelkie podobieństwa są przypadkowe, a taki a nie inny odbiór tych protestów jest tylko dowodem na sprawność władzy, której przy wsparciu mediów udało się zagłaskać związkowych przywódców, ale nie przekonuje mnie to zbytnio. Jakkolwiek by jednak nie było naprawdę istotne, że wszystko rozeszło się po kościach. A jeżeli ktoś twierdzi, że po weekendowych happeningach z tańcami i karykaturami Donaldu Tusku „społeczeństwo się przebudziło” i rząd zaczął drżeć przed gniewem wyborców, proponuję wyłączyć telewizor i przejść się na przykład do pobliskiego supermarketu. Jeżeli będzie miał szczęście i trafi na jakąś super promocję, wtedy dopiero zobaczy radosnych i podobnie pobudzonych jak w osiemdziesiątym dziewiątym roku rodaków.
dzierzba