Niewielka Szwajcaria powszechnie kojarzy się z (obok legendy o Wilhelmie Tellu i serów) umiejętnym wychodzeniem na swoje. Ciekawe, jak wyjdzie na uwięzieniu Romana Polańskiego...
Nieangażowanie się w konflikty międzynarodowe, czego najlepszym przykładem była neutralność w obu wojnach światowych, przekształcenie państwa w jedno z centrów bankowych Europy i świata (mile goszczącego każdego majętnego, również niemieckich nazistów, gwałtownie dorabiających się na grabieżach, i in. szemranych typów pokroju Ala Capone) - sprawiły, że ten czterojęzyczny kraj zazwyczaj raczej zyskiwał, aniżeli tracił.
W jakim zaś stopniu skrupulatnie wykalkulowana była decyzja o aresztowaniu twórcy "Chinatown" właśnie w tym a nie innym momencie - zastanawiam się od początku przejść filmowca z helweckimi władzami.
76-letni Roman Polański najświetniejszy okres ma zapewne za sobą i przypuszczalnie - choć bardzo chciałbym się mylić - nie powtórzy już sukcesu "Dziecka Rosemary" bądź "Pianisty".
Ale ma Polański całkiem sporo zaoszczędzonej kasy, którą mógłby wydawać. A dlaczego nie u nas i dla nas? - czyż nie mogliby w ten sposób rozumować przedsiębiorczy i rezolutni Szwajcarzy?
Bo - i tu sypią się kolejne pytania - czemuż nie aresztowali reżysera kiedy indziej? Przecież mieli multum okazji. Polański w swojej willi w Gstaad odpoczywał nieraz. Dlaczego nie został zatrzymany na przykład po tym wydarzeniu:
- albo wcześniej (tudzież nieco później?)? Przypadek?
Raczej do przewidzenia było też, że artysta z chęcią zamieni pierdel na alpejską rezydencję, nawet jeśli musiałby paradować z obrożą niczym pospolity bandzior (Mirosław Stankiewicz, rysownik-satyryk, z kolei sportretował Polańskiego à la psa na smyczy ["Angora", nr 50, 13 grudnia 2009 r., s. 84]). OKej, panie Romanie, ale to będzie kosztować [4.500.000 franków szwajc., czyli 3.000.000 €uro = ponad 12.000.000 zł - przyp. DziubekWrocław] - czyż mało prawdopodobne, że do takich wniosków dochodzili sprytni Helweci?
Polański jak każdy człowiek musi jeść, pić, kupić detergenty, szampon i pastę do zębów. Przecież zakupów nie zrobi Emmanuelle Seigner, bo do wieczora by jej zajęło przedzieranie się przez bataliony ścierwojadów z lustrzankami. Zarobi jakiś szwajcarski kurier. A jeśli pójdzie któryś z przyjaciół, tak czy inaczej uda się do jednego z miejscowych sklepów. Zarobi Szwajcaria także na całym zamieszaniu medialnym wokół aresztowania Romana Polańskiego. Chociażby na tym, co wydadzą fotohieny z całego świata w hotelikach, knajpkach etc. - "turystów" tam teraz mrowie.
I, stawiając się w roli małego żandarma, zyska (politycznie) punkty u wielkiego żandarma - USA - bo Polańskiego nie schwytali Hiszpanie, Włosi, Francuzi, Niemcy, Polacy ani inni, tylko my, sprawiedliwi. Reszta przychylnej artyście międzynarodowej opinii publicznej też - aczkolwiek z początku zdegustowana - w końcu na logikę będzie musiała przyznać rację: aresztowali jednak człowieka poszukiwanego, obarczonego wciąż nie wyjaśnionymi zarzutami. Może by więc na ferie zimowe do Berna?...
Możliwe, iż jest poniekąd tak, jak pisał jeden z salonowych blogerów: "Sprawę Polańskiego można rozpatrywać tylko subiektywnie. Analizy prawne, czy moralne są zawsze skażone własnym zdaniem, ponieważ wobec reżysera i jego sprawy nie można być obojętnym". (Nie ukrywam, że bardzo wysoko cenię sobie twórczość Polańskiego). Może też nieco ulegam stereotypom (lecz przecież skądś się wzięły!). Ale - mimo że zazwyczaj jak najdalszy jestem od wszelkich spiskowych teorii (wręcz mam skłonność do dworowania z nich i lekceważenia) - zaiste trudno mi przyjąć, że sprawa Polańskiego rozgrywa się akurat teraz przez zupełny przypadek, ot tak: po prostu mieli okazję, to złapali. Za dużo tu bowiem różnych elementów, zmyślnie współgrających ze sobą jak w zegarku. Szwajcarskim - rzecz jasna.
Przeczytaj też relację z XVII Camerimage