DziubekWrocław DziubekWrocław
1528
BLOG

Mój bolesny powrót z Woodstocku

DziubekWrocław DziubekWrocław Kultura Obserwuj notkę 26

W ubiegły poniedziałek wróciłem z tygodniowego pobytu na XVI Przystanku Woodstock. Nie spotkałem się tam z jakąkolwiek agresją (choćby słowną), z żadnych aktem złej woli. We wtorek włączyłem TV i zobaczyłem, że niektóre ludziki potrafią naparzać się nawet pod krzyżem (rzekomo w jego obronie). I niech mi ktoś teraz powie, że to na Woodstocku jest bydło...

 

 

Byłem na Woodstocku po raz szósty (poprzednio w latach 2003, 2004, 2005, 2006 i 2009). Tym razem wybrałem się na festiwal 26 lipca br., a więc z czterodniowym wyprzedzeniem. Postanowiliśmy wraz towarzyszącym mi kumplem, że jeśli przyjedziemy wcześniej, zarezerwujemy dobre miejsce i wytyczymy granicę obozowiska. Dzięki temu znajomi docierający na PW w kolejnych dniach, mogli rozbić swoje namioty tuż obok naszych.

Przede wszystkim jednak chcieliśmy chłonąć woodstockową atmosferę nie przez trzy dni, tylko przez tydzień. I nie rozczarowaliśmy się. Nim zdążyliśmy postawić namioty, ludzie ze Stargardu Szczecińskiego, którzy rozlokowali się opodal, zaprosili nas do siebie na imprezę.

Sanitariaty funkcjonowały co najmniej od dnia naszego przybycia, toteż bez najmniejszego problemu mogliśmy wykąpać się zaraz po rozpakowaniu. Stała już Pokojowa Wioska Kryszny, ale brakowało jeszcze stoisk-namiotów organizacji pozarządowych i sklepiku WOŚP, zaś przy dużej scenie trwały prace wykończeniowe. Na drugi dzień kilkanaście metrów od nas rozkładał się Przystanek Jezus. Z czasem otworzono również Akademię Sztuk Przepięknych i gastronomię. Woodstock się budził, Woodstock rozrastał się z dnia na dzień, Woodstock rozwijał się jak Łódź w "Ziemi obiecanej" albo świat w Księdze Rodzaju. Bardzo przyjemnie patrzyło mi się na ten proces. Do czwartku (29 lipca) niemalże cała przystankowa infrastruktura była gotowa.

W środę (28 lipca) dojechała większość zapowiadanych wcześniej znajomych z Bielawy (jako jedyny w tej ekipie reprezentowałem Wrocław; poza tym niespodzianie przyłączył się do nas chłopak z Gliwic). Wieczorem zaprosiliśmy do naszej strefy namiotowej ks. Rafała z Przystanku Jezus, z którym przy coli i soku z czarnych porzeczek przegadaliśmy bez mała dwie godziny.

W czwartek po południu odbyły się pierwsze spotkania w ASP. W woodstockowej uczelni gościł najpierw Tomasz Zimoch, który kapitalnie opowiadał o pracy komentatora sportowego i związanych z nią własnych przygodach, a następnie burmistrz miasta Przystanek Woodstock - Jurek Owsiak. Jurkowi partnerował Jan Skaradziński, współautor wydanej niedawno książki "Przystanek Woodstock. Historia Najpiękniejszego Festiwalu Świata", która w sposób naturalny była tematem przewodnim rozmowy. Ponadto Jurek Owsiak mówił o trudnościach przy organizowaniu kolejnych Przystanków Woodstock, nawiązywał do historii festiwalu, jak każdy gość Akademii Sztuk Przepięknych odpowiadał na pytania publiczności, a na koniec składał autografy wszystkim, którzy egzemplarz "Przystanku Woodstock..." akurat mieli ze sobą.

W ASP byłem jeszcze na wykładach Marka Kondrata (sobota, 31 lipca), Jerzego Buzka (31 lipca) i Andrzeja Wajdy (niedziela, 1 sierpnia).

Odtwórca postaci pułkownika Kwiatkowego wyjaśniał woodstockowiczom, czemu postanowił zakończyć karierę aktorską, opowiadał o swojej nowej życiowej pasji, którą jest winiarstwo, i uzasadniał, dlaczego - jego zdaniem - istotna w życiu jest zgoda z samym sobą oraz indywidualizm. Marek Kondrat protestował przeciwko moralnym szantażom, zawartym w hasłach wyborczych i w tym kontekście użył sformułowania: "Polska nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest nasze życie. Bo ono jest jedno. Jeżeli będziemy zadowoleni z życia, to Polska też na tym zyska". Owego sensu pozbawił stwierdzenie Kondrata autor bloga Wolność Gospodarcza (podobnie zresztą uczynił z pozostałymi cytowanymi przez siebie zdaniami). I zamiast rzeczywiście skupiać się na krzewieniu idei wolnego rynku (co ma przecież sugerować tytuł jego bloga), okrasił te ogołocone z kontekstu wypowiedzi komentarzykiem własnym, mającym tyleż wspólnego z prawdą, ile lefebrysta z leseferystą.

Tak samo kłamliwe jest wmawianie przez blogera Wolność Gospodarcza, jakoby Jurek Owsiak nawoływał do niepłacenia abonamentu RTV. Owsiak powiedział jedynie, że on sam nie płaci, ponieważ kompletnie nie odpowiada mu chłam oferowany przez TVP (z podobnego założenia wychodzą zresztą miliony Polaków!), miał na myśli durne kabaretony serwowane na przemian z gadającymi głowami. Dlatego też padły z ust prezesa WOŚP zdania: "Telewizja publiczna jest upolityczniona, zła, puszczane są bzdury..." oraz: "Woodstock oddaje w trzy dni ponad tysiąc litrów krwi, co jest jakimś rekordem. Tu pod ambulansem powinni kamery postawić, bo tu jest misja. Przyjeżdża Buzek, Wajda. A telewizja pokazuje gościa, co ogień dupą puszcza, żeby kogoś zadowolić". W tym roku bowiem Telewizja Polska kompletnie olała Przystanek Woodstock (zgadnijmy dlaczego...), a jedyną wzmianką o nim był news w "Wiadomościach", że w Wiosce Motocyklowej znaleziono niewybuch z II wojny światowej (zapewne niektórzy również za to gotowi są winić Owsiaka). I w zupełności podzielam oburzenie Jurka. Bo jeżeli TVP lekceważy kilkaset tysięcy ludzi (potencjalnych abonentów), jeżeli lekceważy największy w Europie festiwal, gdzie przyjeżdża przewodniczący Parlamentu Europejskiego, laureat Oscara czy sprawozdawca sportowy, dla którego kibice wyłączają telewizory, by słuchać jego relacji w radiu, a jeżeli w zamian TVP regularnie pokazuje polityczne połajanki i prymitywny dowcip kabaretów w rodzaju Łowcy.B (czyli właśnie ów metaforyczny ogień z dupy) - to taka telewizja rzeczywiście nie zasługuje na grosz abonamentu (nawiasem: zadziwiające, że ktoś, kto opowiada się za wolnością gospodarczą, krytykuje jego niepłacenie!), gdyż z misją nie ma wspólnego nic, zero absolutne.

Ale łgarstw nt. Woodstocku jest w Salonie 24 znacznie więcej. Przy czym przeważają "rewelacje" sprzed lat, które odkłamywałem już nieraz, więc nie warto pochylać się nad nimi po raz n-ty. Odniosę się wyłącznie do jednego znalezionego ostatnio tekstu z S24 - tego wg mnie najbardziej idiotycznego. Jego autor o lata świetlne przekroczył nie tylko granicę rzetelności i uczciwości, lecz przede wszystkim granicę absurdu.

Bloger Małpa w Czerwonym opisał swój pobyt na XIV Przystanku Woodstock, przedstawiając festiwal jako miejsce rojące się od najgorszej kategorii ćpunów ("[...] w życiu nie spotkałem tak wielu [...] ludzi [...] ze strzykawkami w ręku..."), pijackich orgii ("[...] ludzie śpiący w błocie, nadzy, dziewczyny bez spódniczek leżące w krzakach, być może wcześniej straciwszy dziewictwo...") i w ogóle wszelkiego zła ("Pierwsza myśl jaka mi wtedy przyszła do głowy to biblijna «Sodomia i Gadomia»" [sic! on naprawdę napisał "Gadomia"! LOL]). Tylko że nieopatrznie dodał do teksu zdjęcia (trzeba przyznać: bardzo dobrej jakości), przez co znakomicie strzelił sobie w stopę. Na żadnej bowiem z fotek absolutnie niepodobna dojrzeć owego obrazu nędzy i rozpaczy, tak namiętnie imputowanego Woodstockowi przez Małpę w Czerwonym. W ten sposób skrojonej do zdjęć historyjki nie kupiłby ani "Fakt", ani "SuperExpress", gdyż nawet niezbyt lotni czytelnicy owych brukowców zorientowaliby się, że coś tu nie gra (za to wróżę Małpie w Czerwonym świetlaną karierę w Urbanowskim "Nie" bądź w "Naszym Dzienniku")! BO GDZIE, NA BOGA, SĄ TE STRZYKAWY?! GDZIE TE UPODLONE DZIEWCZYNKI BEZ SPÓDNICZEK?! DLACZEGO ZDJĘCIA KOMPLETNIE ZAPRZECZAJĄ TEKSTOWI?! DLACZEGO NA CHOĆBY JEDNEJ FOTCE NIE MA TEGO, CO CIĘ TAK NA WOODSTOCKU ZNIESMACZYŁO, MAŁPO W CZERWONYM?! WYPISAŁEŚ OSKARŻENIA, RZUCIŁEŚ KALUMNIAMI, ALE DOWODÓW ZERO! A wręcz przeciwnie: foty Małpy w Czerwonym mogłyby z powodzeniem znaleźć się na oficjalnej stronie Przystanku Woodstock! Przy okazji: sprawdziłem, jak Małpa w Czerwonym nazwał swoje zdjęcia, i znalazłem jeszcze jeden dowód jego hipokryzji. Okazało się, że fotografię przedstawiającą ludzi bawiących się pod sceną (szóstą z kolei) zatytułował "Dupy" (mając zapewne na myśli dziewczyny płynące na rękach tłumu). Taki to właśnie z niego "staroświecki" gentleman, który "damy puszcza przodem"! No po prostu chapeau bas! Aha - jeszcze jedno. Na przyszłość proponuję Małpie w Czerwonym, aby przed napisaniem czegokolwiek poczytał nieco o zasadach interpunkcji (w tej kwestii jego ignorancja wychodzi niemal w każdym zdaniu) i deklinacji (bo nie: "dzieci-kwiata Hołdysa", tylko: dziecka-kwiatu Hołdysa; i nie: "rastamani z Jamajka-Włoch", tylko: rastamani z Jamajki-Włoch - jeżeli w ogóle upierać się przy tej formie).

Kiedy rok temu zdałem na blogu relację z pobytu na XV Przystanku Woodstock, znajomi zarzucili mi, że niepotrzebnie poświęcam czas i miejsce na podobne odnoszenie się do bredni jak powyżej. Bo oszołomstwo będzie zawsze i nic się nie poradzi. Faktycznie - moje teksty są przez to dłuższe, ale po prostu nie jestem w stanie siedzieć cicho wobec takich kłamstw. Nie mogę milczeć, skoro byłem na Woodstocku sześciokrotnie, doskonale pamiętam, co tam widziałem, a jakiś pajac wciska wszem i wobec opis zupełnie innej rzeczywistości i twierdzi, że to ten sam festiwal. Już nie mieści się w granicach przypadku i prawdopodobieństwa, że ja po sześciu Woodstockach nie widziałem ani jednego ćpuna dającego sobie w żyłę, a ktoś po jednym pobycie twierdzi, że było ich tam na pęczki. Zwłaszcza że chodzę po terenie Woodstocku sporo i niemożliwe, abym coś takiego przeoczył. Owszem pijanych w sztok kilku widziałem i nigdy nie negowałem ich istnienia. Ale stanowią oni niewielką część wszystkich woodstockowiczów, najwyżej 1%. Na pewno zaś nie więcej niż menele w kilkusettysięcznym polskim mieście. I bredzenie, że to oni są Woodstockiem, jest idiotyzmem równym sugerowaniu, że w kilkusettysięcznych miastach w Polsce mieszkają głównie kloszardzi. Nigdy na Woodstocku włos mi z głowy nie spadł, czuję się na nim bezpieczniej niż we własnym mieście, wracam tam w niemal każde wakacje i nikt nie wmówi mi rzeczywistości innej od tej, którą sam dotykałem, którą widziałem nieraz na własne oczy i której doświadczałem x razy. Dosyć. Jedziemy dalej. ASP...

... W sobotę Jerzy Buzek mówił o szansach dla Polski, płynących z Jej członkostwa w UE, natomiast w niedzielę Andrzej Wajda powracał do swoich pierwszych filmów ("Kanał", "Smuga cienia" i in.). Tego dnia o godz. 17:00 woodstockowicze uczcili minutą ciszy pamięć bohaterów Powstania Warszawskiego.

Z koncertów na scenie głównej najmilej wspominam występy Maleo Reggae Rockers (bodaj pięć razy płynąłem na rękach, gdy grali covery Boba Marleya), duetu Leszek Możdżer & Tymon Tymański prezentującego "Projekt Chopin", Armii, jamajskiej grupy Morgan's Heritage Peetah & Gramps oraz rzecz jasna Jelonka - zdobywcy Złotego Bączka - który na zakończenie XVI Przystanku Woodstock swoimi skrzypcami wykrzesał z publiczności multum energii.

[ Po stwierdzeniu wokalisty Morgan's Heritage Peetah & Gramps, że Woodstock amerykański nie może równać się z Woodstockiem w Polsce - poczułem się cholernie dumny z bycia Polakiem... :) ]

W poniedziałek z rana przyszedł czas na zwijanie manatków i powrót do Wrocławia. Woodstockowy klimat towarzyszył mi do momentu, gdy włączyłem telewizor. Wówczas niestety na dobre (nie tylko fizycznie) wróciłem z Polski alternatywnej, pozbawionej agresji i zapalczywości, a obfitej w radość, tolerancję i wzajemną życzliwość. Ale wskutek tego mogłem wyzbyć się wszelkich wątpliwości i właściwie zdefiniować pewne pojęcia. Hołota to nie ci, którzy taplają się w błocie na Przystanku Woodstock w Kostrzynie nad Odrą. Hołota to ci, którzy z nienawistnymi minami wymachują pięściami na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Motłoch nie poguje pod woodstockową sceną. Motłoch sprawia, że krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego nie uczestniczy w tegorocznej pielgrzymce akademickiej, mimo że tak zamierzali inicjatorzy jego postawienia. Oto Polska codzienna właśnie; Polska, do której powrót boli i męczy. Lecz wciąż istnieje w mojej świadomości coś pozytywnego, w czym znajduję pocieszenie...

... WOODSTOCK ZA ROK!!

 

chrześcijanin † rzymski katolik wolnościowiec, liberał klasyczny (nie lewicowy), libertarianin (prawe skrzydło), minarchista, zafascynowany konserwatyzmem wolnościowym za sprawą Nicolása Gómeza Dávili wyznawca zasady (której oczywiście nie da się określić na poziomie definicji, lecz na konkretnych przykładach - jak najbardziej), że wolność danej osoby kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innej - i to powinno być jedyne ograniczenie wolności patriota, antykomunista, antynazista, antysocjalista, antyfaszysta     Publikuję również na: www.radiownet.pl/republikanie/dziubkito       „[…] jeśli człowiek nie ma się na baczności, ludzie zmuszą go do robienia tego, czego chcą, albo – jeśli jest uparty – do robienia czegoś wręcz odwrotnego, po prostu im na złość” [Ken Kesey (1935––2001): „Lot nad kukułczym gniazdem” (1962 r.)]   „Pozwólmy ludziom być szczęśliwymi według ich własnego uznania” [Bolesław Prus (1847––1912)]   „Jeżeli jednostka obrabuje inną jednostkę, nazywa się to «rabunkiem». Jeśli czyni to grupa – «sprawiedliwością społeczną»” „Ten, kto domaga się równości, kończy, żądając, aby karać utalentowanych” [Nicolás Gómez Dávila (1913––1994)]   „Socjalizm to nowa forma niewolnictwa” [Alexis de Tocqueville (1805––1859)]   „Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu. Nie może być kompromisu w dziedzinie zasad podstawowych ani spraw fundamentalnych. Cóż moglibyście uznać za kompromis między życiem a śmiercią?” [Ayn Rand (1905––1982)]   „My, którzy umiemy mówić, musimy być głosem dla tych, którzy mówić nie potrafią” [Sługa Boży ks. abp Óscar Arnulfo Romero y Galdámez (1917––1980)]     Popieram i polecam:  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura