. <Na naszych łamach nie ma miejsca dla antysemityzmu, nacjonalizmu, zaściankowości - ani też dla chamstwa i obscenów. Wszystko to będzie usunięte bez litości.> - wyczytałem na jednej z ciekawszych a niedawno odkrytych witryn publicystycznych.....
... niby normalne ale co poczać z taką enuncjacją... nie, żebym nie wierzył, wierzę, i owszem, że wytną co powiedzieli tylko co z tego wynika? że mają rację? dziś? własnie oni? po tylu zawirowaniach dni i lat ostatnich? wolne żarty... nie trawia antysemitów? ksenofobów też? małomiasteczkowych ciuli?? ale sa tolerancyjni, tak przynajmniej można sadzić z tekstów i postaci na stronie.... to ja proszę o prawo do tolerancji dla nietolerancji ..... i tyle.... i aż tyle, i tylko, q.... (wyciąc!!!!!) tyle...
...... powiem szczerze - od deklaracji niebycia nacjonalista, antysemitą, homofobem, antyfeministą, etc., etc., etc, wole zdecydowanie deklarację jakas taką pozytywną bardziej - np. że ktos jest , czy raczej stara sie być racjonalny czy relatywistyczny albo - jak woli - absolutystyczny w swych ogladach swiata i ludzi..... czemuż ach? ano temuż ach, że coraz mniej wiem, co znaczą te wszystkie nazwy ze słownika dorobku humanistycznego ludzkosci, oprócz kilku całkiem podstawowych. choc i to niekoniecznie.... nie zabijaj? ejże.... a co to znaczy, i kiedy znaczy to co znaczy a kiedy znaczy co innego??? bez sensu? to proszę zrobić sobie prasówkę.... i to z bardzo szacownych tytułów... są na sali pewni treści tego pojecia? to gratuluję dobrego samopoczucia i współczuję tępoty
..... tak sie bowiem składa, że wszelkie za(ś)wirowania materialne, duchowe czy społeczne niosa ze soba na ogół przemieszanie dotychczasowego rozumienia pojęc uznawanych za kardynalne z wersjami jakby nieco odświeżonymi....co czasem należy też jednak rozumiec jako odświeżanie patyną przeszłości... niszczą z trudem wypracowaną przez lata a czasem i wieki jednoznaczność; jednoznaczność tak bardzo demode na salonach ale tak niezbedną w praktyce.....
.....więc gdy ktos triumfalnie oznajmia, że nie jest nacjonalistą ,czy kimkolwiek innym, kim być jest nieładnie - zawsze - z głupia frant rzecz jasna i od rzeczy, bo gdzie pieluchom do spraw ważnych - przypomina mi sie biedaczysko dr Spoke i jego rzetelnie gorzkie "przepraszam" skierowane do Amerykanów po pokiereszowaniu psychiki kilkudziesieciu pokoleń wychowaniem tzw. bezstresowym.... (ostatnio przypomina mi się też dr Greenspan, z identycznym , tyle, że płaczliwym przepraszam).....
.... ludzie, ktorzy kategorycznie twierdza, iż są lub nie są jacyś - "kierunek " bycia jest mało istony - wydają mi sie dziś, u zarania tzw. epoki ponowoczesności, szczegolnie mało wiarygodni, choc nie oznacza to podważenia czy negowania ich prywatnie wyznawanych intencji.... traktowanie serio bagażu, jaki swiat doniosł czy raczej dodżwigał do dnia dzisiejszego jest niepoważne.... bo i bagaż miejscami tandetny, miejscami proweniencji jakby watpliwiejącej, ciagle ubezpieczany po najwyzszej stawce i z najwyższą sumą gwarancyjną choć coraz mniej funkcjonalny
"nie jestem nacjonalistą"..... hm... Unia się jakby pruje w fastrygach i szwie głównym, a tu ktos błyska w oczy takim tekstem.... a co , do licha , znaczy dzis, na ultimo 08.lipca to pojecie???? jezeli ktoś twierdzi, że wie......
"nie jestem homofobem".... tia.... oślizgła arogancka nachalność pederastów i lesbijek wypychajaca ich z prywatności w publiczność.... patrze na to i zastanawiam sie nad nową trescia słowa prozelityzm... i ogladam przerażające programy z mekki tej odmiany stosunków międzygenitalnych, Holandii... programy o cierpieniu, braku pomocy, samotności, wreszcie - wyzwoleniu przez kurację zdecydowanie odwykową.... czemu mam nie byc homofobem, przynajmniej czemu nie nieco innaczej niż przedtem ??
......tak można niemal w nieskończonośc, mniej lub bardziej wytwornie lub prostacko...... rzecz w tym, że aksjologia , rozważana z nieco dłuższej perspektywy czasowej staje sie ogromnie podobna nauce: też bazuje na paradygmatach ..... i jak w nauce - jest w aksjologii czas tworzenia paradygmatów i jest czas ich rozpadania się.... poszukiwania nowych desygnatów, eliminacji starych, przechodzenia od arystotelejskiegto "albo-albo" do weberowskiego "mniej-więcej"..... lub odwrotnie.... to niewatpliwie łamie kanon europejski... przez wieki przyzwyczajano nas, że nauka gubi błędy przez oczyszczenie trywialnie logiczne, promujące tzw. prawdę, natomiast świat wartości rozwija się przez gromadzenie i wzbogacanie dorobku, kierujac się szlachetna ideą tolerancji i uznawania wartości odrębnych.... i jedno i drugie okazało sie pomyłka...tyle, że do pomyłki w metodzie naukowej jakoś szybko, po paru klapsach Poppera, Wittgensteina i innych przywykliśmy.... być może negatywne skutki praktyczne za bardzo były kosztowne, largo i stricte sensu........
......do pomyłki w metodzie aksjologicznej przywyknąć nie możemy, ciągle nam sie zdaje, ze humanizm powstanie przez mnożenie wartości a nie przez ich eliminację... skąd wziął się ten pogląd - samo w sobie jest ciekawą zagadką natury człowieczej ale dlaczego wartości nie miałyby ulegać weryfikacji negatywnej? niech powie, kto odważny.... wiem, piekno swiata być może ucierpi, wolność myśli i czynów też.... ale może wzrośnie funkcjonalność struktur społecznych??? może niektóre wartości sa ślepą uliczką w ewolucji całego ich systemu? wiem, podejmując taki temat ściagamy gradowa chmure duskusji o wolności ale to naprawde nie powód by zamykac oczy na wieloznacznośc aksjomatów etycznych końca XX wieku
może żyjemy w czasach, w ktorych z mozołem wypracowane paradygmaty aksjologii humanizmu zaczynaja sie rozpadać a pierwszą tego oznaką jest niezbornośc znaczenia poszczególnch ich składników..... może???? wolne żarty....