Moja radość ze zwycięstwa Lecha Wałęsy w walce o prezydencki fotel nie trwała jednak długo. Podziwiany i szanowany na całym świecie, zasłużony przywόdca związkowy w sprawach wewnętrznych kraju okazał się być dość miernym prezydentem. Chociaż przy ocenie jego prezydentury nie możemy zapominać o tym, że to podczas jej trwania sowiecka armia opusciła wreszcie - po kilkudziesięciu latach - terytorium Polski. Nie wykorzystał jednak szansy jaką dała mu historia, aby rozliczyć komunistyczny okres PRL. Dość szybko zresztą okazało się, że nie zamierzał on wcale wywiązywać się z danych nam wcześniej obietnic wyborczych dotyczących odnowy moralnej kraju. Więcej nawet, zamiast tego, czynnie zaczął zwalczać ludzi podejmujących prόbę przeprowadzenia lustracji i dekomunizacji w Polsce. Tak było w przypadku Antoniego Macierewicza, Jana Parysa i premiera Jana Olszewskiego. Jakie były tego powody? Czy czuł się zagrożony? A jeśli tak – to dlaczego? Wydaje się, że historycy odpowiedzieli już wyraźnie na te pytania. Obalenie rządu Jana Olszewskiego, styl w jakim to Wałęsa uczynił – tego było już za wiele, nawet dla tak gorącego zwolennika Wałęsy jakim byłem w tamtym okresie. W porozumieniu z pozostałymi byłymi mężami zaufania Lecha Wałęsy na Wschodnim Wybrzeżu Stanόw Zjednoczonych wydałem oświadczenie, w ktόrym domagaliśmy się ustąpienia Lecha Wałęsy oraz rozpisania nowych, przyspieszonych wyborόw prezydenckich. /patrz: Suplement: Czy Wałęsa mόwi prawdę…?/. Bowiem od 1989 roku, a więc od samego początku przemian społeczno-politycznych w Polsce byłem zwolennikiem ujawnienia zawartości esbeckich teczek, ponieważ uważałem, że bez wcześniejszego oczyszczenia politycznej atmosfery w kraju, budowa nowego, wolnego i demokratycznego państwa prawa jest wręcz niemożliwa. Wystąpiłem nawet wtedy z taką inicjatywą do Sejmu RP. Mając już dzisiaj wiedzę o skali problemu, ktόry dotyczył setek tyś.(!) tajnych wspόłpracownikόw (TW) Służby Bezpieczeństwa, a ktόrych wielu zasiadało wtedy w όwczesnym Sejmie RP, nie dziwię się, że inicjatywa ta pozostałaniezauważona. Bo kiedy pόźniej te teczki zaczęto wreszcie otwierać zrozumieliśmy jaki ogrom łajdactwa nas otaczał. Bo wśrόd TW SB można napotkać niestety nazwiska wielu autorytetόw. Okazało się też, że donosili na nas rόwnież nasi najbliżsi koledzy, ba, często nawet nasi przyjaciele. Tak więc, łajdactwa było dużo…Z racji mego zaangażowania w działalność przeciwko PRL, kontaktόw ze Służbą Bezpieczeństwa uniknąć oczywiście nie mogłem. Takie kontakty były: czy to podczas dość częstych zatrzymań w areszcie na 48 godzin, czy to w wyniku zwykłych wezwań na komendę RUSW dostarczanych przez milicję do mojego domu. Dlatego właśnie, mając własne doświadczenia z takich kontaktόw, ogarnia mnie dziś olbrzymie zdziwienie, gdy słyszę ludzi szukających usprawiedliwienia dla swej zgody na wspόłpracę ze służbami specjalnymi PRL, prόbujących nam teraz wmόwić, że innej opcji nie mieli. To nie jest oczywiście absolutnie zgodne z prawdą. Można było odmόwić, wystarczyła jedynie odrobina cywilnej odwagi. Jakże wielu jej niestety zabrakło…Ale przyzwoitości i heroizmu było jednak więcej. Musiało tak być. Bez nich nie byłoby przecież naszego pόźniejszego zwycięstwa, dzięki ktόremu zawalił się mur berliński, upadł komunizm w Europie, a my wprowadziliśmy Polskę na powrόt do rodziny wolnych narodόw. Dumny jestem dziś, że brałem w tym udział…