Ot stało się.
Coś, co przeszło wszelkie pojęcie Polaków o tym, że demokracja w naszym kraju, może być taka jaka obecnie jest – i wciąż jest demokracją.Do jej obecnego kształtu doszło w czasie wolnych wyborów. Pierwszy raz we współczesnej Polsce jedna partia wygrała je tak, że nie potrzebuje do rządzenia koalicjanta. Czy to automatycznie oznacza, że mamy do czynienia z systemem autorytarnym - rozsądni powiedzą - NIE - to się w demokracjach zdarza. U nas po raz pierwszy w ciągu ostatnich 25 lat i mamy kipisz ze strony tych, którzy demokracji nie rozumieją, nie akceptują, z jednej prostej przyczyny - nie rządzą.
Kamieniem węgielnym propagandy opozycyjnej jest właśnie ta drobna manipulowana w kolejnych wariacjach – niezgoda na fakt. Tak, jedna partia w demokracji liberalnej może wygrać tak, że rządzi sama i nie oznacza, że rządzi autorytarnie. A jeśli ktoś ma z tym problem, to znaczy, że nie zna różnych, niż dotąd w Polsce występujących - możliwości funkcjonowania ustroju demokrtycznego.
Na tej niezgodzie na fakt, że demokracji stało się zadość wskutek wyborów i że w demokracji rząd bez koalicjanta wciąż jest demokratyczny - kręci się kręci aż do absurdów propaganda opozycji - od histerycznych wystąpień w sejmie, przez teksty w mediach, po wiece KODu.
Przyjmując fakt (można ich oczywiście nie przyjmować), że jedna partia może w wolnych wyborach wygrać tak jak wygrał PIS, może mieć większość i rządzić i jest to wciąż demokracja, okazuje się, że propaganda opozycji o obronie demokracji przed „niedemokratycznym PISem” – bo przydarzyła mu się władza bez potrzeby koalicjanta - jest po prostu jawną niezgodą na demokrację.
c.d.n.