eKurjer Warszawski eKurjer Warszawski
265
BLOG

Lwowska jest różna jak jej mieszkańcy

eKurjer Warszawski eKurjer Warszawski Kultura Obserwuj notkę 0

"Jaka powinna być Lwowska łatwo można sobie wyobrazić zwiedzając spokojne dzielnice położone w bliskości centrów Brukseli, Paryża, czy nawet Pragi. Zabytkowa, lecz nowoczesna, z wyremontowanymi i iluminowanymi dyskretnie fasadami, wypieszczonymi ogródkami w podwórzach, bez parkujących samochodów, które powinny pomieścić się w przerobionych na garaże kotłowniach każdej z kamienic. Zadbana, lecz żywa, z wypielęgnowaną zielenią, w tym roślinami w donicach chowanymi na zimę w budynku Architektury. Z prostymi chodnikami ze szlachetnego kamienia, latarniami-pastorałkami zamiast świecących trupim światłem lamp" o jednej z najpiękniejszych ulic Warszawy mówi jej znawca, architekt Tomasz Wituszyński.
 
 
ekjw : Jest Pan twórcą znakomitej strony internetowej na której jest mnóstwo informacji o historii i teraźniejszości ulicy Lwowskiej. Dla czego właśnie Lwowska, tyle pięknych ulic w Warszawie?
To po prostu moja ulica, mieszkałem tu od urodzenia i wróciłem po kilku latach przerwy. Mam potrzebę praktykowania patriotyzmu lokalnego, wydaje mi się to naturalne. A czy naprawdę jest tyle pięknych ulic w Warszawie? Jeśli odłożyć na bok typowe turystyczne miejsca, to okaże się, że wcale tak nie jest i ich wyliczenie nie zajęłoby dużo miejsca.
 
Lwowska jest unikatowym w Warszawie wnętrzem miejskim ukształtowanym w początkach XX wieku, choć z dającą się odczytać przeszłością sięgającą czasów stanisławowskich. W głównym odcinku ulicy zaledwie dwa domy pochodzą z czasów powojennych, a jeden utracił swą oryginalną fasadę. Gdy wchodzimy tu od Koszykowej, przechodzimy przez bramę otworzoną przez dwa imponujące budynki, należące do najpiękniejszych w mieście. A dalej jest wcale nie gorzej, trzeba tylko podnieść głowę i, ryzykując wdepnięcie w ślad po psim spacerze, poszukać na fasadach wytworów fantazji architektów sprzed 100 lat. Tak powinna wyglądać cała Warszawa! Niestety, niewielkiej uliczce przypadła rola przechowania charakteru pięknego przedwojennego miasta, którego już nie ma.
 
Czy możemy mówić o "złotym wieku" Lwowskiej?
 
Tak, ale te czasy są dopiero przed nami! Było kilka dobrych okresów w życiu tego kawałka Warszawy – kiedy egzystował tu pałacyk Koszyki z ogrodem, kiedy w latach trzydziestych zakończono zabudowywanie ulicy, albo moment w latach 60., kiedy uporano się już ze zniszczeniami wojennymi. Ale ciągle czekamy na zapowiedziane przez Miasto inwestycje, które mają nadać Lwowskiej rangę Mokotowskiej czy Wiejskiej.


Mówi się o Panu że wie Pan o Lwowskiej wszytko, Co jest kluczem do jej "poczucia" ?
 
O Lwowskiej nie wiem wszystkiego, ciągle mnie zaskakuje jakiś fragment jej historii albo odrywam nową perspektywę. Nie pretenduję do miana wieszcza tej ulicy, po prostu ją lubię i staram się przekazać to uczucie innym. Klucz do Lwowskiej? To trudne… Zapewne nie ma jednej odpowiedzi, Lwowska jest różna jak jej mieszkańcy. Od profesorów Politechniki, prawników, lekarzy, przez cudzoziemców o różnych odcieniach skóry, do swojskich meneli proszących o papierosa albo brakujące do wina 10 groszy. Dawniej sposobem na „poczucie” ulicy było odwiedzenie jej w sobotnie południe, leniwe i słoneczne, wejście do baru Fresco, zagadnięcie ekspedientki w sklepie na rogu. Dzisiaj baru już nie ma, a w weekendy trzeba przepychać się między zaparkowanymi byle gdzie samochodami studentów zaocznych, którzy przyjeżdżają na swe cotygodniowe sesje. Ale Lwowska radzi sobie nawet z tym, zachowując swój klimat i charakter. Podejrzewam, że tak samo było zaraz po wojnie, kiedy straszyły tu ruiny wypalonych domów. Jest po prostu dobrze wymyślona, ma swój naturalny początek i koniec, ma jednolitą wysokość fasad wzniesionych na warszawską skalę, ma mnóstwo detali, które cieszą oko przechodnia. Bardzo warszawska, przechowuje w jakiś nieuchwytny sposób klimat miasta, którego już nie ma. Zadziorna i kpiąca. Trochę o tych cechach mówi epizod z pierwszych chwil Powstania, kiedy to mieszkańcy obserwowali bitwę z nacierającymi od Pola Mokotowskiego niemieckimi czołgami stojąc na ustrojonych flagami balkonach, bijąc brawo, dopingując chłopaków i wiwatując, prawie jak na meczu piłkarskim. Nieco tajemnicza, ze swymi potrójnymi podwórkami i ukrytym pałacykiem Ursyn-Rusieckiego.


Czy może Pan coś powiedzieć o Arbeitserziehungslager który w drugiej połowie 1943 roku został przeniesiony na Lwowską z Gęsiej?
 
Nic mi nie wiadomo o takim obozie na Lwowskiej, wiem natomiast o Arbeiterziehungslager na Litewskiej, pod numerem 14. To jednak kilkaset metrów dalej na południe…


Nie ogranicza się Pan do propagowania wiedzy na temat przeszłości swojej ulicy ale również próbuje Pan aktywnie wpływać na jej współczesny kształt? Co udało się Panu osiągnąć- zmienić? Jak układa się współpraca z Miastem?.
Próbuję – to dobre określenie. Strona ulicy Lwowskiej powstawała „po godzinach”, zupełnie poza marginesem mojej pracy zawodowej i innych aktywności. Wolnego czasu wszyscy mamy coraz mniej, co widać choćby po stanie tej witryny – wrzucam tam czasem nowe treści, ale uporządkowanie i nadanie odpowiedniej formy ciągle przesuwa się w przyszłość. Moje działania „w realu” nie są z konieczności zbyt aktywne. Ale sformułowałem swego czasu list do Burmistrza Dzielnicy, przyznaję, nieco podkreślając znaczenie i liczebność „środowiska zebranego wokół strony internetowej ulicy Lwowskiej”, z prośbą o ujęcie gentryzacji i rewaloryzacji Ulicy w planach Śródmieścia. Uzyskałem pisemną obietnicę, że stanie się to faktem, niestety bez podania terminu. Ostatnio mówi się o roku 2012, ale kto to wie? Uczestniczę też w pracach zarządu mojej spółdzielni mieszkaniowej, a czasem zdarza mi się też próba doraźnej interwencji w jakiejś sprawie dotyczącej ulicy, czy szerzej – Osi Stanisławowskiej przy wykorzystaniu znajomych ze środowiska varsavianistów i obrońców zabytków.
 
Parafrazując Wyspiańskiego "Ulicę moją widzę ogromną",to znaczy jaką?  Jaka w Pana wyobrażeniu jest lub winna być ulica Lwowska?
Zostawmy Wyspiańskiego, on umarł raczej młodo. Jaka powinna być Lwowska łatwo można sobie wyobrazić zwiedzając spokojne dzielnice położone w bliskości centrów Brukseli, Paryża, czy nawet Pragi. Zabytkowa, lecz nowoczesna, z wyremontowanymi i iluminowanymi dyskretnie fasadami, wypieszczonymi ogródkami w podwórzach, bez parkujących samochodów, które powinny pomieścić się w przerobionych na garaże kotłowniach każdej z kamienic. Zadbana, lecz żywa, z wypielęgnowaną zielenią, w tym roślinami w donicach chowanymi na zimę w budynku Architektury. Z prostymi chodnikami ze szlachetnego kamienia, latarniami-pastorałkami zamiast świecących trupim światłem lamp. Z kilkoma przyjaznymi sklepikami i kawiarniami, kilkoma ekskluzywnymi „biznesami” i mnóstwem zaprzyjaźnionych mieszkańców plotkujących codziennie rano na spacerze oraz spotykających się całymi rodzinami na corocznym święcie ulicy. Z wystawą prac rysunkowych studentów Architektury na martwym dziś murze Wydziału. Moja wyobraźnia jest nawet w stanie poradzić sobie z futurystyczną wizją ścian bez graffiti i chodników bez psich kup. Dodajmy do tego darmowy internet dla wszystkich, ogrody i baterie słoneczne na dachach i – szczyt marzeń! – Straż Miejską reagującą na każde wyrzucenie niedopałka na trotuar. A wszystko to w równie pięknym otoczeniu zrewaloryzowanej Osi Stanisławowskiej i jej gwiaździstych placów, po rozebraniu nierespektujących perspektyw ulic budynków Zebra, IPC-Bussines Center, czy Fokus i po odbudowie hali na Koszykach. Jak określić to wszystko w kilku słowach? Chcę miejsca, gdzie ludzie nawet z dalekich dzielnic przychodzić będą na niedzielne spacery.
 
Tomasz Wituszyński jest z wykształcenia architektem. Stworzył stronę internetową o ulicy Lwowskiej http://nepomuki.pl/lwowska/

ekurjerwarszawski.pl Wydarzenia, imprezy, nieznana historia miasta, opinie, satyra obrazkowa - wszystko o Warszawie!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura