elektryczny elektryczny
85
BLOG

Obywatel jako babcia, czyli kryzys informacyjny

elektryczny elektryczny Polityka Obserwuj notkę 0

Żelazny ptak na ziemię spadnie z ważnymi osobami kraju niezwyciężonego, trzecia część wód ów kraj zaleje, trzecia wyparuje, trzecia w krew zmieniona zostanie, i też kraj ów zaleje. Potem huk wielki nastąpi i łomot i zgrzytanie zębów. I przyjdzie podmiot uprawniony sądzić żywych i umarłych.

Powyższe proroctwo to swobodny (i, przyznam, nieudolny) zlepek krążącego po sieci rzekomego fragmentu z Nostradamusa, sfabrykowanego po tragedii smoleńskiej, i biblijnej frazeologii. W każdym razie albo koniec naprawdę jest blisko, albo Polacy mają pecha. Zwłaszcza ci z nich, którzy będą głosować w najbliższych wyborach. Na listę ofiar kolejnych nieszczęść należy bowiem wpisać jeszcze jedną: konkret. Zamiast dowiedzieć się czegoś o planach kandydatów na najokazalszy urząd w państwie, raczeni jesteśmy materiałami o dzielnym premierze i nie mniej dzielnym marszałku w terenie, na wałach. Na wiecu PiS-u Kaczyński wygłasza parę okrągłych sformułowań o solidarności, po czym mamy koncert charytatywny. Powódź wygląda na dar z niebios dla obu kandydatów, z których jeden słynie z braku charyzmy, a drugi z poglądów i stylu bycia nieznośnego dla głównego nurtu.

Oczywiście, tak wielki kataklizm nie może w naszym życiu politycznym przejść zupełnie bez echa. A jednak wydaje mi się, że na dłuższą metę potrzebujemy zabezpieczeń, wałów, bardziej racjonalnej struktury osadnictwa (dalej od terenów zalewowych), a nieco mniej zdjęć polityków na pierwszej linii walki z powodzią. To raz.

Dwa, że o ile politycy w ostatecznym rachunku chcieliby może dobrze, bo istnieje nadzieja, że stworzywszy w kraju jakąś Arkadię łatwo zachowaliby w wyborach swoje stanowiska, to istnieje pewna siła wyznająca zasadę "im gorzej, tym lepiej" i bardzo na różnorodne klęski łasa. Chodzi rzecz jasna o media komercyjne. Tu najlepiej sprzedaje się najprostsze, a więc jakaś wielka woda, ktoś się zabił, ktoś ma wielkie serce, broń Boże by ktoś miał coś do powiedzenia o problematyce długoterminowej stabilności systemu emerytalnego, o sytuacji polityczno-gospodarczej za naszymi wschodnimi granicami czy o racjonalizacji budżetu. Kogo to zresztą obchodzi, zwłaszcza że obywatel może się dowiedzieć czegoś niemiłego. Złe wieści przed babcią ukrywamy, w ostateczności winien jest kto inny i babci sprawa nie dotyczy. Stan spadku wartości informacji staje się więc permanentny.

W tej sytuacji babcia może poszukać wiadomości u kogoś, kto nie informuje dla pieniędzy, lecz dla idei. Dla idei - i tu jest pies pogrzebany. Ten ktoś bowiem będzie dążył, by zarazić swoją ideą odbiorcę, w ten sposób tworząc szczekaczkę jakiejś opcji lub, w najlepszym wypadku, tubę propagandową.Do tej kategorii mediów zaliczyłbym takie, jak TVP czy ugrupowanie "salonu" - GW czy "Politykę".

No dobrze, powie ktoś, politycy kluczą, media fałszują rzeczywistość - czyżbyśmy już wcześniej tego nie wiedzieli? Być może, ale sprawa należy do podstawowych. Wniosek, że możemy na pewno wiedzieć tyle, że są dziury w drogach (bo widzimy je jadąc do pracy), ale już niekoniecznie rzetelnie znać mechanizm sprawiający, że one tam są, jest nie tylko smutny. On w ogóle podważa sens demokracji, przynajmniej w naszej formie ustroju parlamentarno-medialnego. Wrzucając głos do urny, strzelamy na oślep do ruchomej tarczy, wybory zaczynają przypominać grę losową, w której na dodatek wszyscy gracze oszukują.

Niektórzy pewną pociechę czerpią z sieci i obywatelskich inicjatyw. Amatorska publicystyka blogowa, z moją włącznie, może jednak wychwytać fałsze i wysuwać ogólniki, ale - powiedzmy sobie szczerze - w charakterze informatora jest mało przydatna i nie to ma być jej celem. Istnieją wprawdzie wartościowe blogi o gospodarce, o kwestiach międzypaństwowych. Jednakże, podobnie jak rozmaite inicjatywy, za mało koncentrują się (bo właściwie nie mogą) na całości spraw państwowych. Państwo jest targane grą rozmaitych sił o własnych interesach; to wynika z natury tego świata. Ale koniecznie musi istnieć jakaś siła najwyższa (nie będąca prostą wypadkową) pilnująca - wyświechtane określenie, niestety - dobra publicznego. Dbając o emerytury, nie możemy zabić młodego rynku pracy; dbając o środowisko (czego brak zaszkodził bardzo Chinom i teraz muszą się z tym zmagać) nie możemy zadusić infrastruktury. Mamy tymczasem ruchy np. JOW-owe, ale gdyby spytać: co dalej, co poza tym, nie otrzymamy odpowiedzi. Nie wspominając już o siłach otwarcie broniących jakichś interesów grupowych, zawodowych, płciowych. Nie wyobrażam sobie, byśmy mieli wrzucić te wszystkie buldogi pod dywan i czekali biernie, aż wypełznie spod niego najsilniejszy.

O tych wielkich problemach całego zachodniego świata w kampanii nie usłyszymy.

elektryczny
O mnie elektryczny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka