elektryczny elektryczny
39
BLOG

Europa tnie - PO i PiS skolonizują kontynent?

elektryczny elektryczny Polityka Obserwuj notkę 9

Finansowy upadek Grecji sprawił, że przed wszystkimi państwami Europy stanął problem utrzymania, a właściwie uzyskania równowagi między dochodami a wydatkami.Skutkiem tego w ostatnich tygodniach zaczęto na całym kontynencie ciąć. Przykład dały najpotężniejsze kraje - Niemcy ograniczyły możliwość tworzenia deficytu federalnego do 0,35% PKB, a już za 10 lat landy w ogóle nie będą mogły się zadłużać. Francja, choć skromniej, również daje przykład słabszym. Tak więc pewną racjonalizację przeprowadzi nie tylko Grecja, ale i Włochy, Hiszpania, Portugalia. Główne pola oszczędności to administracja (np. jeden nowy urzędnik w miejsce dwóch odchodzących), emerytury (podniesienie wieku emerytalnego) i wydatki samorządów.

Nie chcę tutaj wchodzić w buty ekonomicznych fachowców, których analizy i przewidywania Czytelnik znajdzie bez trudu w sieci. Chodzi mi o zauważenie wielkiego znaczenia politycznego tych decyzji dla państw je podejmujących. Znalazłem gdzieś kiedyś opinię, że jedyną rzeczą, który każdy ustrój obiecuje ludności, jest dobrobyt. Przecież już w cesarstwie rzymskim rozdawano za darmo chleb biedocie... Zapewne ta reguła nie ma tak naprawdę aż tak uniwersalnego zastosowania, ale przecież zawsze dobra władza to była ta, za której żyło się dostatnio. W rzeczywistości jest to bodaj najważniejszy czynnik kształtujący społeczne nastroje, zostawiający daleko w tyle takie abstrakcje, jak wolność, równość, naród i tak dalej. Władza samowładna musi naprawdę ludzi wkurzyć, by wyszli na ulice robić rozróbę - władza demokratyczna jest kontrolowana co parę lat.

Co więc robi, by tę kontrolę przejść (czy też, według modnej dziś sztubackiej frazeologii, "zdać egzamin")? Ależ oczywiście, stara się zapewnić społeczeństwu dobrobyt. I oczywiście z państwowego budżetu. Taki jest (był) na Zachodzie system. Wyższe i wcześniejsze emerytury, niższe podatki, rozmaite przywileje - w zamian za głos.

Teraz tendencja się odwraca. Okazuje się, że obciążenia dla skarbu i podatnika nagromadzone od powstania państwa socjalnego gdzieś w drugiej czy trzeciej ćwierci XX w. stanowią już zbyt wielki balast w trudnych chwilach. A w dodatku zaczyna brakować porządnej siły roboczej, bo społeczeństwo się starzeje. Przynajmniej część balastu trzeba zrzucić, ale co wtedy? Odpowiedzi dostarczają Grecja i Francja, gdzie związki zawodowe wszczynają zadymy i dzikie awantury. Ani Sarkozy, ani Papandreu nie zachowają swoich stanowisk. Ich następcy będą musieli jakoś się na nich utrzymać- chyba, że w praktyce wytworzy się system wymiany co jedną kadencję, jak swego czasu w Polsce. W przeciwnym wypadku trzeba będzie wrócić do systemu nieodpowiedzialnego rozdawnictwa, co już za kilka-kilkanaście lat zaowocuje powrotem do stanu dzisiejszego.

Jedynym wyjątkiem jest póki co RFN, gdzie nawet związki zawodowe potrafią przystać na zamrożenie płac. To przede wszystkim zasługa specyficznej niemieckiej mentalności, instynktu państwowego i ogólnego bogactwa jednej z czołowych gospodarek świata. Berlin, a wcześniej Bonn tradycyjnie trzyma w swoich finansach porządek (choć w pierwszej połowie tej dekady nawet niemiecki deficyt przekraczał unijne normy!), a teraz chce narzucić ordnung wszystkim krajom UE. By np. za nietrzymanie się ustalonych wskaźników ekonomicznych nie dostawały pieniędzy ze wspólnej skarbony. Samym zainteresowanym się to rzecz jasna nie podoba.

Ale dotychczasowe praktyki skarbowe i tak trzeba będzie zmienić, bypaństwo się finansowo nie posypało. Z drugiej strony, gdyby jednak uczciwie podtrzymywać reformy, z kolei posypie się poparcie.

Pisałem niedawno, że być może partie zachodnie również odkryją, że można siebie ogłosić zbawcą kraju, a konkurenta zdrajcą i złem wcielonym, a w dodatku uczynić z tego podstawę polityki. I zabetonować system partyjny. Albowiem - jak wiemy z doświadczenia wojny PO i PiS - da się przykryć nagie konkrety, prawdziwe twarze problemów odpowiednią ilością zasłony dymnej, odwrócić uwagę wyborcy walką "dobra" ze "złem". Czy tak "dojrzałe" zachodnie społeczeństwa mogą się na coś takiego nabrać? Myślę, że jednak tak, przynajmniej w nieco dalszej perspektywie. Będzie się powiększać przepaść kulturowa między ichnim głównym nurtem liberałów idących ręka w rękę z libertyńską klasą średnią a socjalno-antyimigranckimi prawicowymi radykałami ("partie wolności" w Austrii, Holandii). Albo gdzieniegdzie komunistami. Stronnictwa proestablishmentowe skupią się w jedną siłę, z drugiej strony na skutek trudnej sytuacji wzrośnie moc antysystemowej kontestacji. To może być zalążek PO i PiS.

Snucie tak fantastycznych dziś wizji wymaga paru zdań usprawiedliwienia.Wydaje mi się co prawda, że przedstawiona argumentacja dowodzi, że to wszystko nie jest takim sobie moim majakiem. Nasza polityka z wytaczaniem najcięższych dział i sterowaniem partiami za pomocą SMS-ów wydaje mi się dopowiedzeniem do końca bajki o politycznym marketingu, z której gdzie indziej poznano tylko kilka pierwszych słów. Duopozalicja "rynku" demokratycznego to bardzo atrakcyjna wizja dla polityków. My, na skutek specyficznych okoliczności, pierwsi wkroczyliśmy na ten etap rozwoju i my pierwsi możemy wyjść. Mam nadzieję, że udamy się gdzieś w stronę systemu kłądącego nacisk na człowieka, nie partię i na realne działanie, nie doktrynę (trochę o tym pisałem na koniec tej notki). Najważniejsza konkluzja jest zaś taka, że powrotu do "zachodniej normalności", do której tak wzdychamy, nie ma.

elektryczny
O mnie elektryczny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka