elektryczny elektryczny
36
BLOG

Wokół naszej wojny kolonialnej w Afganistanie

elektryczny elektryczny Polityka Obserwuj notkę 0

I gruchnęło, że Platforma chce nas wyprowadzić z Afganistanu. To dobre określenie: gruchnęło, więcej: gruchnęło znienacka. Komentatorzy (i opozycja) słusznie zwracają uwagę, że jeżeli mamy potraktować zapowiedzi jako decyzję, to jest to decyzja nieprzemyślana, podjęta pod wpływem emocji, a w dodatku w czasie kampani wyborczej. Niezależnie od tego warto sobie zadać pytanie, czy jest sens w tej nieszczęsnej środkowej Azji siedzieć.

Jeżeli dotychczas działają tam nasze wojska, to z jednego powodu.Jako członkowie NATO jesteśmy zobowiązani paktem północnoatlantyckim do wspierania Stanów Zjednoczonych, które zostały zaatakowane przez terrorystów 11 września 2001 roku. W zasadzie traktatów się dotrzymuje, choć my przekonywaliśmy się dotąd ze strony naszych sprzymierzeńców raczej o istnieniu zasady odwrotnej, jak we wrześniu 1939 roku. Jeżeli chcemy być sojusznikami USA, niestety musimy uczestniczyć w rozmaitych tego typu eskapadach. Na dodatek teraz w Afganistanie jest wdrażana przez gen. McChrystala nowa strategia, która ma ponoć zapewnić koalicji zwycięstwo.

 

Chociaż ja myślę, że po tym, jak się skończyła sprawa tarczy (Patrioty-straszaki na parę miesięcy w roku) należałoby w rewanżu wycofać wojska z Afganistanu. Łaski nam Stany nie robią, obecnie mamy do czynienia z pewną poprawą w stosunkach z naszym głównym przeciwnikiem, Rosją, a jeżeli nawet jest to poprawa złudna - przez najbliższe kilkanaście lat Putin może nam wejść zbrojnie do Gruzji, do Zagłębia Donieckiego, ale przecież nie za Bug. NATO, przypominam, to sojusz wojskowy. Możliwe jest sojusznictwo bliskie, tak jak nasze z USA w ostatniej dekadzie, albo luźniejsze, jak USA z Europą zachodnią. Na dzień dzisiejszy Waszyngton naszym rejonem Europy interesuje się mało, ważniejsza jest dla niego Azja. Tam w potęgę rosną Chiny i Iran, tam znajdują się gniazda terroryzmu. By sobie z tym wszystkim radzić, Obama potrzebuje przynajmniej życzliwości Kremla. Szczerze powiedziawszy, realia, układ sił, interesy pchają Polskę coraz bardziej w stronę Chin i RFN/Francji (zależnie od tego, jak się ustosunkują do azjatyckiej gry). Niezależnie od porywów serca do Ameryki, która nasze nieszczęśliwe zakochanie ma gdzieś.

Nie zapędzajmy się jednak za daleko. W skrócie: względy wielkiej polityki każą nam raczej oddalać się od USA. Myślę, że jeżeli nawet popchnie to Rosję do żywszego działania, to trochę strachu może wywrzeć ozdrowieńczy wpływ na niechętnych Polsce twardogłowych w byłych republikach radzieckich (Litwini...) oraz pewne nadwiślańskie koła naiwnej polityki zewnętrznej (pod hasłem miłości, dialogu i przytulania się). To jest argument zawycofaniem wojsk. Przeciwprzemawia poszanowanie dla traktatów, które jednak nie przeszkodziło wielu państwom wycofać się z Afganistanu.

Swoją drogą (to niepoprawne politycznie, wiem) wojna amerykańsko-afgańska ma charakter typowej wojny kolonialnej mocarstwa z tubylcami, tyle że w XXI wieku. Dysproporcje w uzbrojeniu (choć pamiętajmy, że talibowie mają sporo broni po wojnie z ZSRR w latach 80. ... którą otrzymali od USA), w organizacji są bardzo wyraźne. W bitwie pod El Teb - dane na szybko z Wikipedii, więc ręki sobie nie dam uciąć - zginęło 34 (z 4 tys. - oczywiście wygrali!) Egipcjan dowodzonych przez Brytyjczyków i ponad 2100 (z 6 tys.) islamskich powstańców. To był XIX wiek, Sudan, wojna z mahdystami, znana Polakom z "Pustyni i w puszczy". Podobnie w XXI wieku w Afganistanie, gdzie koalicja dysponuje najnowocześniejszym sprzętem, a śmierć każdego żołnierza to wydarzenie.

Afganistan to nie Irak, nikt nie ma zamiaru go podbijać ani dobierać się do złóż (zresztą nawet w Iraku mysię nie dobraliśmy, służąc z dobrego serduszka). Nie jestem wojskowym ekspertem, ale chyba nie bardzo jest sens w ogóle tam trzymać wojsko. To już rada dla USA. Wystarczyłoby latać samolotami z Indii, Pakistanu, Azji Środkowej talibom nad turbanami i zrzucać bomby na górskie kryjówki. Efekt byłby podobny, co teraz. Podobnie niegdyś nikt się nie fatygował na wyspy pacyficzne, tylko pływały niewielkie okręty wojenne i dawały ognia gdzieś w puszczę. Działając taką metodą, raczej nie ryzykowano zrobienia ze swojej głowy ozdoby namiotu jakiegoś wodza. Tubylcy obrywali i nie mogli nic agresorom zrobić. Czym się różni dzisiejsza sytuacja w Afganistanie? Pomijając to, że tubylcy mają trochę wyrzutni rakiet...

Ale jest jeden powód, dla którego warto byłoby w Afganistanie zostać. Żołnierz musi znać zapach prochu z pola walki.Tego nie zastąpią żadne ćwiczenia na niby, a już zwłaszcza w Polsce, gdzie z naszą armią nie jest najlepiej. W warunkach polowych nie da się wykręcić od rzeczywistości papierkologią. Nasi ludzie służący w Iraku i w Afganistanie w naturalny sposób stają się elitą sił zbrojnych, poza tym wojna wymusza zakupy i unowocześnianie sprzętu. Nasza wojskowa obecność jest więc dla armii jako takiej pożyteczna.

Podsumowanie? Ja bym się wycofał, ale na spokojnie i planowo. Być może(specjalnie w to nie wierzę) sama groźba wyjścia podziała na Waszyngton trochę trzeźwiąco, pokaże, że mamy ambicje przewyższające rolę czyjegoś popychadła i za darmo również u nas nic nie ma. Nie bez znaczenia jest fakt, że dzięki zakończeniu wojny zaoszczędzilibyśmy parę cennych miliardów.

elektryczny
O mnie elektryczny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka