Łukasz Warzecha w swoim wpisie TPPR bis dokonuje m.in. zwięzłej analizy możliwych motywacji, którymi kierują się zdeklarowani przeciwnicy pochylenia się nad wersją o przyczynieniu się Rosjan do katastrofy w Smoleńsku.
Mi przyszła do głowy jeszcze jedna kategoria zdecydowanie wypierających taką możliwość. Mianowicie wyobraźmy sobie, że okazuje się to prawda - że strona Rosyjska choćby przez nieudolność się do katastrofy przyczyniła. Co wtedy? To byłby przecież dopiero początek, a nie koniec sprawy. Przez tyle lat straszono nasz Kaczyzmem, wymachiwaniem przez PiS szabelką, rozmaitymi demonami immanentnie z patriotyzmem związanymi i innymi podobny bzdurami, że może jednak nie wszyscy, wzorem ludzi zdroworozsądkowych te brednie odrzucili, tylko są i tacy, którzy rzeczywiście się trzęsą ze strachu, iż niewykluczonej jest, że w takiej sytuacji PiS wygrałby wybory, ale co gorsza - Jarosław Fuhrer Kaczyński wydałby rozkaz ataku na Rosję! Niektórzy mogą reagować panicznie na możliwość udowodnienia jakiegokolwiek przyczynienia się strony Rosyjskiej do katastrofy, bo mniej, czy bardziej świadomie widzą siebie oczami wyobraźni, zmobilizowanymi i rzuconymi do atakowania Moskwy przez komiksowo wręcz maniakalnego Jarosława Kaczyńskiego! Wszak Ludwik Dorn kamaszami groził, czyż nie?
