Amerykanie aresztowali 10 Ruskich nielegałów. Dziesięciu - nie jednego, ale całą dziesiatkę.
No niby zwykła informacja - ot przyswajamy, jakaś tam służba odpowiedzialna za neutralizowanie szpiegowskich zagrożeń spełniła swoje zadanie, informacja na pozór wagi wlepienia zasłużonego mandatku kierowcy popełniajacemu wykroczenie przez sumiennego policjanta.
Ale to tylko pozór. Przekleństwo niektorych umysłów polega na braku wyobraźni - widzą tylko to, co jest, ale nie widzą tego, co mogłoby być. Co wręcz powinno być.
A co powinno być? Tu sprawa przy odrobinie nosa jest prosta. Szpieg spalony jest bezużyteczny. Szpiega pali się tylko w ostateczności, a to dlatego, że znacznie większy pożytek jest ze szpiega przewerbowanego na podwójnego agenta. A co dopiero z dziesięciu szpiegów przewerbowanych na podwójnych agentów. Tacy podwójni agenci to skarb znoszący złote jajka przez lata, znacznie użyteczniejszy od jednorazowego spalenia. Przewerbowany agent może dostarczać informacji o zainteresowaniu Rosji przez lata, może prowadzić wobec swojej macierzystej agencji dezinformacyjny sabotaż, może siać niepewność, zamęt, wątpliwości.
Po co więc taka pokazówka? Czym ją wytłumaczyć? Może najzwyczajniej Amerykanie dają tym Ruskim jasno do wiadomości, że przegięli w Smoleńsku i chcą ich do szeregu przywołać, dając pokaz tego, że parę asów w rekawach przeciwko Ruskim jeszcze mają, skoro mogą się takich 'blotek' jak aresztowani nielegałowie niedbale wyzbyć.
Może - tylko może.
