Piotr-Slowinski-elGuapo Piotr-Slowinski-elGuapo
315
BLOG

Fanatyzm

Piotr-Slowinski-elGuapo Piotr-Slowinski-elGuapo Polityka Obserwuj notkę 49

Biorąc na warsztat zagadnienie fanatyzmu napotykamy oczywiście na dyskurs osadzony w lewackim układzie współrzędnych. Mówimy partia, a myślimy Lenin: mówimy fanatyzm, a myślimy - religijny. Wedle lewackiego dyskursu fanatyzm jest głęboko związany z religijnością, polega (w pewnym uproszczeniu) na przekroczeniu pewnego stężenia przez religijność, pewnej żarliwości, temperatury religijności. OK - uzasadnienie sięga głębiej - do zasady, która do zaistnienia religii jest niezbędna, a mianowicie, iż dopuszczalna jest wiara w coś bez posiadania niezbitych dowodów. Fanatyzm jest przedstawiany wówczas jako efekt równi pochyłej konsekwencji przyjęcia takiej zasady, jako jej pewne ekstremum. Jeśli się przyzwoli na wiarę w coś bez dowodów, to zwykle taka wiara bez dowodów realizuje się pod postacią religii, zaś odpowiednia żarliwość takiej wiary to fanatyzm właśnie. Jednakże dyskurs się takimi subtelnościami nie za bardzo zajmuje, całkowicie wystarczające (i pożądane) jest zaszczepienie przeświadczenia, iż fanatyzm to wysoce skoncentrowana religijność. Wedle tego dyskursu także zachodzi wzajemne wykluczanie się fanatyzmu i racjonalizmu. Nie można zostać fanatykiem kierując się rozumem - to coś w rodzaju tautologii tego dyskursu. Fanatyzm i racjonalizm konstytuują wedle niego dychotomię.

Tutaj oczywiście pojawia się zonk w postaci komunizmu (czy też nazizmu), czyli fanatyzmu ideologicznego. Komuniści nie byli w najmniejszym stopniu religijni, zaś (przynajmniej we własnym mniemaniu) postępowali całkowicie racjonalnie. Komuniści byli przekonani, iż postępują zgodnie z rozumem, że ich działania są racjonalne w takim samym stopniu, jak gdyby były praktycznymi decyzjami wynikającym z przekształcenia wzoru, rozwiązania równania lub też dokonania pomiaru. Komunizm zaprzecza obu filarom lewackiego dyskursu o fanatyzmie. Zaprzecza temu, iż fanatyzm to skoncentrowana religijność, a także zaprzecza temu, iż fanatyzm i racjonalizm się wykluczają.

Czymże jest więc fanatyzm? Fanatyzm to miara ilości poczucia przekonania, moim zdaniem. Ale czy taka definicja nie dotyczyłaby po prostu słowa pewność? Fanatyzm to coś więcej. O fanatyzmie mówimy zwykle gdy mowa jest nie tylko o samym przekonaniu, ale o czynach do których owo przekonanie popycha, czynach ocenianych jako złe, bo przecież nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, iż określenia fanatyk jest stygmatyzujące, jest pałą, a pała służy do przywalania nią (i trudno wyobrazić sobie inne jej przeznaczenie).

Trochę już zapisałem o fanatyzmie licząc na własne i czytelników intuicje do niego się odnoszące, ale spróbujmy sięgnąć po formalne jego definicje. Słownik Języka Polskiego PWN definiuje fanatyzm jako: żarliwość w wyznawaniu jakiejś idei lub religii, połączona ze skrajną nietolerancją. Wikipedia odnośnie fanatyzmu jest bardziej rozwlekła, choć w swojej istocie sprowadza się do definicji z SJP. Obie zaś definicje potwierdzają nasze intuicje. Fanatyzm to żarliwość przekonań plus ‘coś'; plus nietolerancja wobec poglądów odmiennych. I właśnie ów dodatkowy element nietolerancji sprawia, iż obawiam się bardziej fanatyków ideologicznych, niż religijnych.

Oczywiście w kręgu naszej cywilizacji pod pojęciem religia rozumiemy Chrześcijaństwo, bo to ‘nasza' religia. Jest wielce wygodne lewakom wrzucić wszelkie religie do jednego wora, zrównując murzyńskiego szamana tłukącego  w bębenek, czy praktykujących krwawe obrzędy religijne Majów z osiągnięciami np. myślicieli chrześcijańskich, aby ochlapać smrodkiem barbarzyństwa wszelkie religie po równo. Jednakże istnieje oczywiście zasadnicza różnica pomiędzy religiami moralnymi i amoralnymi. Pomiędzy złożonymi systemami filozoficznymi i etycznymi, a zbiorami guseł i zabobonów wymyślonych na doraźny użytek. Relatywiści religijni wystawiają sobie samym świadectwo prymitywizmu, bo ich relatywizowanie jest analogiczne do relatywizowania twórczości Bayer Fulla i Beethovena ‘bo przecież i jedno i drugie to wydawanie dźwięków', czy wartości Jelenia na rykowisku i Giocondy, ‘bo przecież i jedno i drugie to malowidło'. No ale wątek za mocno się rozlewa na poboczności, trzeba się zdyscyplinować i trzymać głównej myśli, a mianowicie dlaczego bardziej obawiam się fanatyzmu ideologicznego, niż religijnego (chrześcijańskiego konkretnie).

Uważam, iż barbarzyństwo jest chorobą dziecięcą cywilizacji. Zanim cywilizacja osiąga pułap humanistycznej jest barbarzyńska, podobnie jak osobnik jest dzieckiem zanim stanie się dorosłym. Humanizm rozumiem tu jako pewne upodmiotowienie jednostki, powszechne uznanie pewnych przynależnych jej praw, które należą się jej z samego faktu bycia homo sapiens i których nie można jej pozbawić, bez należytego powodu. Taki humanizm wystąpił chyba tylko w kręgu podlegającym wpływom religii chrześcijańskiej. Oczywiście lewacy będą zaprzeczać, iż nastąpił on nie dzięki, ale wbrew wpływom Chrześcijaństwa, ale nie to jest przedmiotem niniejszego wpisu.

Jeśli czytelnik skłonny byłby się zgodzić z podziałem (oczywiście niedoskonałym i płynnym) na etap przedhumanistyczny i humanistyczny, to wówczas zbrodnie religijne chrześcijańskie z okresu średniowiecza zostały popełnione w erze przedhumanistycznej, w erze w której powszechnie panująca mentalność aprobowała barbarzyńskie środki. Taki też poniekąd był wówczas i Kościół, bo przecież składa się on z ludzi swoich czasów. Jednakże w Kościół zaszczepiony jest immanentnie pierwiastek humanistyczny i ów pierwiastek w końcu stał się dominujący. Po osiągnięciu przez cywilizację etapu humanistycznego (dzięki Kościołowi także) Kościół nigdy nie cofną się do poziomu barbarzyństwa, natomiast fanatycy ideologiczni owszem. To fanatycy ideologiczni - narodowi i komunistyczni - pomimo przebywania i wychowania w kręgu cywilizacji humanistycznej potrafili dokonać racjonalizacji swoich przekonań popychających ich do rebarbaryzacji. Dlatego właśnie - w dużym uproszczeniu - bardziej obawiam się fanatyzmu ideologicznego. Po osiągnięciu pewnego etapu religia stanowi przeszkodę dla barbarzyństwa, ale racjonalizm takiej przeszkody nie ma.

Fanatyzm religijny jest przelotny, może się pojawiać na wczesnych etapach rozwoju cywilizacyjnego - jak ‘fanatyzm' plemienny powiedzmy. Odkąd  religia osiąga poziom humanistycznej ów humanistyczny element staje się elementem konstytuującym ją i nie mamy przykładów na odejście do niego. Fanatyzm w Islamie, Afryce, Indiach itp. To de facto odpowiednik tego, co Chrześcijaństwo przechodziło w epoce przedhumanistycznej. Talibowie, pomimo używania komputerów i komórek, tkwią mentalnie na poziomie barbarzyńskim. Feudalizm panujący powszechnie w krajach islamu mówi sam za siebie o etapie, na którym Arabowie tkwią. O Afryce nie ma nawet co mówić, takoż o kastowych Indiach. W rejonach pozostających w erze przedhumanistycznej fanatyzm religijny może się pojawiać, ale to nie wynik religijności, tylko pozostawania na takim, a nie innym etapie cywilizacyjnego rozwoju. Na tym etapie tak się po prostu konflikty załatwia - krwawo i barbarzyńsko. Religia, podobnie jak plemienność, jest tylko pretekstem, katalizatorem ujścia energii przedhumanistycznej mentalności, rzec by można. Dlatego też pomimo jego spektakularnej krwawości uważam go za zło mniejszego kalibru, bo zło które wraz z rozwojem cywilizacyjnym i mentalnym zanika samoistnie. Jest to takiego samego charakteru zło, jak wysoka śmiertelność niemowląt, czy niska długowieczność wynikające z braku higieny powodowanej brakiem świadomości jej ważności. Wraz ze wzrostem świadomości wskaźniki te samoistnie się poprawiają, tak też wraz ze zbliżaniem się do etapu humanistycznego zanika krwawy fundamentalizm religijny, bo religie bądź to są awangardą owego postępu, bądź przynajmniej muszą za nim nadążać i przesiąkać humanizmem, aż do uczynienia go swoim fundamentem. Przykład Chrześcijaństwa, które jako pierwsza z religii osiągnęła poziom zinstytucjonalizowanego humanizmu, wróży dobrze - Chrześcijaństwo po osiągnięciu etapu humanizmu nie powraca do barbarzyństwa i nie ma żadnych przesłanek, aby przypuszczać, iż nie jest to trend trwały.

Rzecz ma się jednak zasadniczo odmiennie w przypadku fanatyzmu ideologicznego, bo ten sam element który stanowi o trwałości humanizmu religijnego stanowi o możliwości rebarbaryzacji fanatyków ideologicznych - rozum. Świadomy Chrześcijanin, posługując się rozumem, dochodzi do etapu, w którym rozumie, iż Bóg chce od niego czynienia Dobra i zaniechania Zła i że jest to najgłębszy nakaz religijny, którego przekroczenie wyklucza go z grona kandydatów do Zbawienia. Tan sam rozum zaś w przypadku ateistycznych fanatyków ideologicznych może ich popchnąć do czegoś przeciwnego - ku racjonalizowaniu rebarbaryzacji. I, o ile pewnym rzucającym się w oczy, bo wyprzedzającym swoje czasy, ekstremum był tu nazizm, czy komunizm, to w odpowiednio mniejszej skali obserwujemy to powszechnie także i współcześnie. Przecież jeśli takiemu Quasiemu*) ‘w obliczeniach' wyjdzie, że trzeba wymordować miliard ludzi, to przecież jest to naukowe, racjonalne, jest to wynik chłodnej kalkulacji, a przez to usprawiedliwione, a wręcz zalecane, czy może nawet niezbędne. Jego umysł pracuje w dokładnie taki sam sposób, jak umysły komunistów - im też wychodziło naukowo, że trzeba sięgnąć po rebarbaryzację, w wyniku (urojonych) naukowych prognoz. Chrześcijanin pozostający na pewnym poziomie intelektualnym, napotyka bezpiecznik przeciwbarbaryzacyjny - nie cofnie się do wtórnego barbarzyństwa, bo owo cofnięcie się zagrozi jego Zbawieniu. Natomiast racjonalista nic takiego nie ma, ba - co więcej jego największy autorytet - rozum - popycha go wprost do rebarbaryzacji, o ile tylko chłodna kalkulacja takie rozwiązanie mu podsunie: zabijemy miliard, to pozostałym tym samym utworzymy raj na ziemi. Co więcej - oni już takie sytuacje przewidują, jak np. przeludnienie. Z pełnego i Salomon nic innego nie wykombinuje, iż trzeba trochę ulać, żeby się zrobiło trochę miejsca.

Czynnikiem wzmagającym obawy przed efektami działalności racjonalistów jest skala, w której umieszczają oni swoje rozwiązania. To nie jest skala gminy, województwa, czy państwa. To jest skala totalna - całej ludzkości, całego globu. Równania które oni rozwiązują za dziedzinę mają całą ludzkość, bądź też całą planetę i co najwyżej zawężają tę dziedzinę do mniejszej grupy (np. pojedynczego państwa), gdy są z tego zmuszeni doraźnymi okolicznościami. Naturalną jednakże tendencją ich rozumowań jest obejmowanie nimi całej ludzkości, stąd też w przypadku popełnienia błędu w ‘równaniach' ich rozmiar jest także globalny.

Reasumując - nie straszny mi fanatyzm religijny, bo on zachodzi wyłącznie w sytuacji przed-humanistycznej mentalności, a w takiej sytuacji sednem problemu jest ogólny niski poziom mentalności akceptującej barbarzyństwo - można tak samo ucierpieć wówczas z powodu fanatyzmu religijnego, jak i plemiennego, czy barbarzyństwa konkretnej jednostki posiadającej władzę. Nie jest przyczyną barbarzyństwa religijność, a mentalność po prostu. Religijność, plemienność, czy inne są jedynie katalizatorami, wentylami przez które ma możność ujść energia biorąca się z samego przedhumanistyczej aprobaty na barbarzyństwa. Obawiam się natomiast fanatyzmu ideologicznego, bo on bierze się z racjonalizacji właśnie. Fanatyk religijny po osiągnięciu poziomu humanizmu nie cofnie się do barbarzyństwa, bo zagrozi tym swojemu Zbawieniu. Religia stanowi wówczas antybarbarzyński czynnik stabilizujący. Natomiast fanatyk ideologiczny, kierując się ‘rozumem' jak najbardziej może sięgnąć po dowolnie barbarzyńskie środki, jeśli tylko w wyniku ‘obliczeń' będzie otrzymywał, iż bilans jest korzystny - że tak właśnie postąpić należy. Fanatyzm religijny jest co najwyżej dziecięcą chorobą cywilizacji, która nie pojawia się w jej wieku dojrzałym, natomiast fanatyzm ideologiczny stanowi zagrożenie przez cały czas istnienia cywilizacji, dlatego uważam go za groźniejszy.

*) Oczywiście nie chodzi to konkretnie Quasiego. Stanowi on tylko reprezentanta klasy abstrakcji osobników pewnych siebie, aroganckich, szeroko emanujących swoją pogardą i nienawiścią (szalenie racjonalną oczywiście!), którzy są przekonani o własnej wyższości i predestynowaniu do bycia kierownikami kuli ziemskiej, co do których jestem przekonany, iż gdyby tylko w wyniku racjonalnego procesu myślowego doszli do wyniku, iż należy z miliard ludzi wymordować, to - z uwagi na moc racjonalności/kalkulacyjności  - otrzymanego wyniku nie zawahaliby się oni ani na chwilę przed realizowaniem wyników obliczeń w realu. Dla humanistycznego religianta wymordowanie miliarda ludzi nie ma prawa być racjonalne w żadnych okolicznościach, religiant nie przyjmie do wiadomości wyników ‘racjonalnych' obliczeń wskazujących na niezbędność popełnienia ogromnej zbrodni z tych, czy innych przyczyn, natomiast racjonalista musi je zaakceptować, bo dla niego wynik kalkulacji jest święty.

-- 
2008.11.09
NeG

Długoletni durny kuc po powrocie na ziemię.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka