Rząd ogłosił start kampanii informacyjnej, która ma wyjaśnić ludziom sprawę nowelizacji "reformy" emerytalnej. Dodatkowo ma na celu zdaje się przekonanie ludzi co do słuszności wprowadzania zmian.
Dobrze, ale jakich zmian?
Przecież jak do tej pory nic konkretnego nie wpłynęło pod głosowanie, pod analizę w parlamencie, słowem nic się nie dzieje. Dlatego mam wrażenie, że rząd chce przekonać obywateli do poparcia "reformy". Ale cóż to? Po co? Czyżby zbliżały się nowe wybory? Przecież wszyscy jak jeden mąż zapewniają, że koalicja trwa, że nie ma szans, by się skończyła, by były przedterminowe wybory: jedni boją się utraty cudownie otrzymanych stołków, inni argumentują to zbyt duzymi kosztami, których państwo objęte ślepymi cięciami nie powinno dziś ponosić.
WIęc po co poparcie? Żeby przekonać polityków zasiadających w parlamencie, by podnieśli rękę za poparciem? Przecież każdy wie, jak zagłosuje przy obecnym kształcie ustawy wedle przecieków prasowych.
Dlatego też dziwi, że rząd bawi się w kampanie informacyjną - jeśli nie do przekonania polityków tylko do przekonania Polaków, to można tylko się serdecznie uśmiechnąć. Przecież już kilka tygodni temu ten sam rząd odrzucił szansę rzeczywistej, a nie wizerunkowej, walki o przekonanie obywateli by wyrazili pozytywną opinię w referendum.
Ale zawsze jest szansa wywalenia dodatkowych pieniędzy na fanaberie rządu...
PS. Kto "zlubiał" premiera na Facebook'u?
