e-mess e-mess
77
BLOG

Obama: kłamałem, zmiany nie ma

e-mess e-mess Polityka Obserwuj notkę 8

Dziś Obama publicznie potwierdził, że kłamał i obiecywanej zmiany nie ma. W stosunku do Iranu USA kontynuują politykę administracji Busha:

Wszelkie dowody wskazują, że Irańczycy próbują osiągnąć zdolność budowy broni jądrowej. Mając taką możliwość mogliby później zdecydować się nie wykonywać ostatniego kroku, by nie ściągnąć na siebie kolejnych sankcji.

Kiedy taką zdolność uzyskają, lekceważąc jednocześnie międzynarodowe rezolucje, będzie to wysoce destabilizujące dla regionu i wywoła wyścig zbrojeń na Bliskim Wschodzie. Zaszkodzi to bezpieczeństwu USA i będzie złe dla całego świata.

Barack Obama, 2 kwietnia 2010 (źródło:  "US to ratchet up pressure on Iran: Obama", Yahoo)

Ten krótki cytat porusza kilka wątków, które postaram się rozwinąć.

Po pierwsze warto napisać, co oznaczałaby ewentualna decyzja Iranu o niekonstruowaniu broni jądrowej. Otóż nie tylko pozwoli ona uniknąć sankcji, na co zwrócił uwagę Obama. Przede wszyskim, nie konstruując broni jądrowej, Iran pozostanie w zgodzie z Układem o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej (NPT). Pozostanie w zgodzie tak samo, jak pozostaje Japonia, która posiadając możliwość szybkiego skonstruowania setek głowic jądrowych, wybrała by tego nie robić. Pozostanie w zgodzie z NPT tak samo jak Brazylia czy Korea Południowa, które wzbogacają uran, które ukrywały część swojego programu atomowego, i które nigdy broni nie zbudowały. Podkreślmy raz jeszcze: irański program wzbogacania uranu jest w świetle NPT nie tylko legalny. Więcej - NPT gwarantuje Iranowi prawo do prowadzenia programu atomowego, dopóki nie ma on zastosowania militarnego i odbywa się pod nadzorem IAEA (Iran oba kryteria spełnia).

Pora tutaj przejść do punktu drugiego, a mianowicie "ignorowania rezolucji", co bardzo często w ustach Obamy i innych amerykańskich polityków przybiera jeszcze bardziej zawoalowaną postać "nieprzestrzegania zobowiązań wobec społeczności międzynarodowej". Chodzi tu oczywiście o rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ, wzywające Iran do zaprzestania wzbogacania uranu. Krótko mówiąc, Teheran ignoruje te rezolucje (nr. 1696, 1737, 1747, 1803 i 1835), które próbują odebrać mu prawa gwarantowane przez NPT. Mamy tu ciekawy konflikt dwóch aktów prawnych - interesujący temat dla specjalistów od prawa międzynarodowego. Iran odpowiada krótko: "program nuklearny jest naszym niezbywalnym prawem".

Trzecim interesującym tematem jest "destabilizacja" regionu. Chodzi o to, że Izrael nie będzie już w stanie bezkarnie zadać miażdżących strat każdemu potencjalnemu przeciwnikowi w regionie. Takie bowiem pojęcie stabilizacji Bliskiego Wschodu kieruje od lat amerykańską polityką. Również proamerykańskie rządy marionetkowe w Egipcie, Arabii Saudyjskiej i Jordanii znajdą się w kłopotliwej sytuacji. Bo jak tu wytłumaczyć swoim obywatelom, że jednak w regionie można coś osiągnąć nie oglądając się na Amerykę? Ulica może się wzburzyć, a w efekcie oddolnych ruchów może kiedyś nawet dojść do buntu kolonii przeciwko imperium. Choć to mało prawdopodobne, w ostrzeżeniu przed destabilizacją tkwi ziarnko prawdy.

Pora więc zadać pytanie: Czy Obama naprawdę uważa, że zmniejszenie izraelskiego potencjału zastraszania sąsiadów oraz osłabienie amerykańskiej struktury kolonialnej na Bliskim Wschodzie będzie "złe dla całego świata"? Wygląda na to, że prezydent uznaje tylko jeden punkt widzenia - amerykański. To dość naiwny i niedojrzały pogląd na świat, nie przystający przywódcy supermocarstwa i laureatowi (przed)pokojowej nagrody Nobla. I choć człowiek ten sprawia wrażenie inteligentnego, nigdy nie pokazał że może wychylić się poza te sztywne ramy. Czy to smutna prawda, czy jedynie gra? Jeśli gra, to w jakim celu?

Obecna polityka USA polega na stopniowym zwiększaniu presji na Iran, w nadziei że ugnie się on i w końcu dołączy do kolonialnej struktury na Bliskim Wschodzie. W tym celu używa się różnych narzędzi - od sankcji ekonomicznych i negowania praw począwszy, na krytykowaniu reżimu i wołaniu o demokrację kończąc.

Nie ma nic złego w krytykowaniu Teheranu za łamanie praw człowieka i we wzywaniu go do demokratyzacji. Są to działania słuszne. Niestety, w strumieniu ciągłej krytyki pod adresem Iranu kłuje w uszy cisza panująca w temacie innych państw regionu, a w szczególności Arabii Saudyjskiej - kraju, w którym nie ma nawet fikcyjnych wyborów, w którym kobieta nie może prowadzić samochodu, i w którym legalna jest tylko jedna religia, a sądy nadal wydają wyroki śmierci przez ukamieniowanie. No ale Arabia Saudyjska nie protestuje przeciwko apartheidowi na ziemiach palestyńskich ani nie buduje przeciwwagi dla sił zbrojnych Izraela, więc nie dąży do destabilizacji w regionie. Dlatego można przymknąć oko na drobne niedociągnięcia w wewnętrznych przecież sprawach kolonii.

e-mess
O mnie e-mess

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka