Erinti Erinti
463
BLOG

Demografia a absurdy

Erinti Erinti Polityka Obserwuj notkę 8

O tym, że grozi nam zapaść demograficzna wiemy do jakiegoś czasu. Wszystkie, no może w każdym razie, środowiska i lewicowe i prawicowe zgadzają się, że trzeba działać bo będzie źle. Niestety jak to zwykle bywa wiele jest gadania a jak przychodzi co do czego to każdy tylko się przekrzykuje.

Dzisiaj w mojej „ukochanej” radiostacji usłyszałam o jednym z większych absurdów. I o ile na ogół mam pogląd odmienny o 180% od prezentowanych na antenie tego radia tym razem podpisuję się pod tezami tam prezentowanymi. Tak, najlepiej określić sprawę o działaniu jak pies ogrodnika co sam nie weźmie a innym nie da. O co chodzi tym razem? (Cóż absurdów w naszym kraju mamy niemało). O znieczulenie przy porodzie.
Mogę zrozumieć, że takowa usługa nie wchodzi w standard płacony w składkach. Na zasadzie, że nie możemy refundować wszystkiego, koszyk świadczeń ma przecież ograniczenia itd. Zgoda. Ustalmy jakieś bazowe świadczenia i trzymajmy się tego. Ale nie mogę nijak zrozumieć dlaczego skoro znieczulenie nie jest refundowane przez NFZ, nie możemy legalnie dopłacić?  Nie może istnieć normalny, legalny cennik?

Owszem pozostaje opcja wybrania się do prywatnej kliniki. Tam z pewnością problemu nie ma. Ale co jeśli kogoś nie stać na takową placówkę? Dlaczego nie ma opcji by szpitale wykonywały odpłatnie podobne zabiegi? Czemu trzeba robić nie wiadomo jakie obejścia prawa, lub po prostu dać kopertę pod stołem? Czy u nas nie ma opcji by zrobić czegoś normalnie i prosto? Chyba zbyt wiele osób musi na tym zarabiać?

Chociaż jestem osobą o dość konserwatywnych poglądach w sferze obyczajowej pewnych rzeczy nie rozumiem. Nie wiem czemu niektórych konserwatystów tak oburza pomysł znieczulenia na życzenie, czemu kobiety nie mogą same decydować jak rodzić? Do śmiechu doprowadza mnie argument, akurat przeciwko „cesarkom”, że „gdyby kobieta miała rodzić przez cesarkę, to miałaby w brzuchu suwak”. Cóż polecam takim osobom wyrywać zęby u kowala na żywca, albo czekać aż wypadną, nie brać nic na przeziębienie, na ból głowy itd. Bo to przecież nienaturalne. Dla niektórych ból porodowy jest znośny, u innych powoduje traumę. Czemu tak ciężko zrozumieć, że ludzie się różnią, mają różną odporność, są jednostki słabsze i silniejsze?

I jak już jesteśmy przy sprawach demograficznej. W ostatnim „Uważam Rze” Piotr Skwieciński wysunął ciekawą hipotezę czemu młodzi Polacy nie chcą mieć dzieci. Zbytnio upraszczamy mówiąc o konsumpcjonizmie, hedonizmie, modzie na późne macierzyństwo. To co jest może prawdziwe dla bogatych singli z wielkich miast, ich stać na wakacje na Malediwach czy kosztowne hobby, nie ma zastosowania dla ich mniej zamożnych rówieśników. Owszem w modzie są celebrytki po 40stce z nienaganną figurą, silikonowym biustem i „słodkim bobaskiem”. Ale jak to zawsze było: moda modą, ale życie życiem.

  
(http://grafik.rp.pl/grafika2/892771,959084,3.jpg)

Piotr Skwieciński stawia odmienną tezę. Prostszą a zarazem idealnie pasującą i odpowiadającą na wątpliwość: skoro w PRL standard życia był niższy, czemu teraz jest mniej dzieci? Otóż fakt, w PRL nie mieliśmy kokosów. Wszyscy staliśmy na podobnej pozycji. Praca może była kiepsko płatna, może wakacje w Hiszpanii stanowiły nieosiągalne marzenie. Ale praca lepsza gorsza była pewna. Człowiek miał perspektywą bezpiecznego etatu do emerytury. Mieszkanie w bloku z wielkiej płyty: małe, ciasne, ale „własne”. Teraz zaś co: praca tymczasowa, niebotyczne ceny własnego M. Młody człowiek nie ma perspektywy długiego zatrudnienia. „Wielkie pany łekonomy” mówią o konieczności podnoszenia kwalifikacji, większej mobilności i kreatywności, bo „teraz nie przepracuje się w jednym miejscu do emerytury”. No a skoro praca może zniknąć bo „restrukturyzacja” o mieszkaniu nie ma co marzyć, gdzie tu miejsce na dziecko? Kiedyś przynajmniej ludzie wiedzieli, że o ile nie będzie Armagedonu na książki do szkoły i kurtkę na zimę starczy. Teraz nie ma pewności i nie ma stabilizacji. Za to mamy być przedsiębiorczy i kreatywni. Cóż „wielkie pany łekonomy” kreatywnie przejdą z jednego stołka prezesa na drugi. Ale taka kasjerka z hipermarketu, czy pracownik sieciowej kawiarni ma mniejsze możliwości.

W przyrodzie zwierzęta mają młode dopiero jak gniazdko bezpieczne i jedzenie pewne. W świecie ludzi, gdzie oczywiście potrzeby są inne, sprawa wygląda podobnie. Jak nie ma perspektywy stabilizacji, bezpieczeństwa ludzie nie chcą ryzykować. To nie hedonizm, nie wygodnictwo, ale instynkt samozachowawczy. Jedni podejmują ryzyko, bo wbrew wszystkiemu nie chcą ryzykować, bo tak wyszło. Ale drudzy wolą poczekać. I czasem czekają aż jest za późno. Dlatego powtarzam za autorem artykułu: „ustabilizujmy im świat”. Inaczej polityka prorodzinna będzie tylko gadaniem. A rozwiązanie sprawy ze znieczuleniem przy porodzie też może pomóc.

Erinti
O mnie Erinti

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka