Wzięli się w Salonie z pokraką pokraka
oceniać poetę Staszka Barańczaka.
Pętak mu przypieprzy, pętak go też broni.
Któż ma tytuł lepszy od tych podogoni?!
Taki tu już standard, taka tu kloaka:
Nogawki poety obszczywa sobaka.
Nogawki poety, nogawki tłumacza
obszczywa sobaka, ot, mać jej sobacza.
Sobaka zaś druga, wzburzona tym wielce,
w zad pierwszej zatapia żółtawe swe kielce,
w krąg łypiąc swym wzrokiem sobaczym, żółtawym,
czy dobrze wybrała podnóżek swej sławy.
Sobakom talentów Bóg nie dał niestety,
lecz co tam: ta obszcza nogawkę poety,
ta druga zaś uchla tę pierwszą, co znaczy
„być równym poecie” (w języku sobaczym).
Sobaka jest po to, by szczekać i szczać.
A druga - by uchlać, sobacza jej mać.
I bywa, pomylą ten z tamtym zas.ańce
sobacze kagańce - z oświaty kagańcem.
Poeta i tłumacz, cóż, umarł niestaro,
a dziś dwie sobaki go mierzą swą miarą,
w Salonie niezwykłym, na miarę swej ery,
a imię Salonu: Dwadzieścia i Cztery.