Może nie jest aż tak źle w Polsce jak myślę. Kilka poprzednich wpisów na blogu poświęciłem pracy w nauce w Polsce. Oparłem je na poszukiwaniu w internecie ofert w jakiś sposób "upubllicznionych" w Polsce i Niemczech. W końcu, w przypadku uczelni, chodzi o stanowiska publiczne.
W moich rozmowach padł argument, ze naprawdę intratne i ważne pozycje w sektorze prywatnym nie trafiają na rynek ogłoszeń. Firmy nie mogą sobie pozwalać na zgłaszanie się masy nieodpowiednich kandydatów. Stąd potrzeba bezpośredniego pukania do drzwi dyrektorów i innych ważnych ludzi, którzy podejmują decyzję o zatrudnieniu. Czyli to kogo znasz bardzo ułatwia życie (i poszukiwanie pracy). Na Zachodzie nazywa się to networking...
Pewnie jeszcze długo nie doczekamy się ogłoszeń w prasie o tym, że uniwersytet w X potrzebuje profesora dziedziny Y. Póki jest to praca w większości dożywotnia, pojawiające się wolne miejsca są bardziej związane z biologią człowieka niż rozwojem uczelni czy podnoszeniem poziomu uczelni. Na niższych poziomach kariery rządzi się to trochę innymi prawami. Mimo wszystko, znalazłem na UJ w Krakowie ogłoszenia. Potrzebni byli (strona nie aktualizowana od miesiąca) profesorowie zwyczajni i nadzwyczajni oraz asystenci i adiunkci w wielu dziedzinach. Podobną, bogatszą o prace nie naukowe, bazę ofert pracy na Uniwersytecie Warszawskim można zobaczyć tu.
W czerwcu bardzo krótko opisałem uruchomienie portalu Euraxess. Ma to być miejsce gdzie europejscy naukowcy będą wymieniali informacje związane z pracą w obszarze UE i poza nią. Wtedy była to tylko strona z aktami prawnymi UE i pustymi miejscami czekajacymi na wypełnienie przez kraje członkowskie.
Dwa miesiące później w zakładce "jobs" znaleźć można ponad 700 pozycji pracy w B+R. W tej liczbie ofert z Polski jest 17. Z tej liczby 13 to pozycje i stypendia Marie Curie z FP6. Niewiele...
Mam nadzieję na więcej takich niespodzianek. Niech to będzie zaledwie czubek góry lodowej.
23528