Europa21 Europa21
114
BLOG

Sikorski szefem NATO czyli baśnie narodowe.

Europa21 Europa21 Polityka Obserwuj notkę 15

Minister Sikorski się obraził. Obraził się na cały świat i nawet na USA, którym wreszcie wypomniał że Polska od tylu lat jest w NATO i pomaga w amerykańskich misjach, a w Polsce nie ma nawet amerykańskich baz. Fatalnie, że minister Sikorski nie dostrzegł tego braku baz kilka miesięcy temu. Gdyby obudził się wtedy – nie musiałby się dziś obrażać, bo doskonale rozumiałby, dlaczego o fotelu szefa NATO nie ma co marzyć.


Przyczyną klęski nie jest bynajmniej antyrosyjskość Sikorskiego, ani większość podawanych oficjalnie powodów. Bo "rusofobia" jaką w trakcie kampanii wyborczej zademonstrowali obaj kandydaci do fotela USA (szczególnie poparcie dla Gruzji) biła na głowę rusofobię Sikorskiego. Przyczyna jest bardzo prosta – fatalna ocena którą należy wystawić polskiej polityce zagranicznej. Polska dyplomacja przez wiele lat prowadzona była lekko ku przepaści. Za czasów ministra Sikorskiego wykonała jednak zdecydowany krok naprzód. Problemem Polski jest absolutne niezrozumienie realiów dyplomacji i warunków jej skutecznego prowadzenia. Nawet Litwa, wymieniana w kuluarach jako państwo które może poprzeć Polskę ostatecznie stwierdziła, że najlepszym kandydatem jest Rasmussen.

Liczba katastrofalnych błędów polskiej dyplomacji jest rzeczywiście imponująca. Można zacząć od Iraku, który można przedstawić jako idealny przykład spartolenia wszystkiego, co tylko można. O Iraku powoli się już zapomina, a przecież jeszcze niedawno Polska, przynajmniej formalnie „miała własna politykę bliskowschodnią”. Byliśmy w Iraku kimś w rodzaju Francji w powojennych, okupowanych przez aliantów Niemczech. Polska rola faktycznie była bardzo zbliżona, bo polski wkład w wojnę był generalnie malutki. Jednak Francja potrafiła uczynić ze swojej polityki świetny użytek. Polsce de Gaulle’a zabrakło. A przypomnijmy – jeszcze na początku inwazji na Irak całkiem pokaźne grono państw stanowczo sprzeciwiało się polityce US. Ryczeli Chirac i Schroeder. Polska jako jedna z niewielu miała odwagę zabrać głos i stanowczo stanąć obok US. Potrafiliśmy nawet wysłać tam swoich żołnierzy. Potrafiliśmy być obściskiwani przez amerykańskich dygnitarzy i dziennikarzy, a George Bush krzyczał „You forgot about Poland”. I co? I nic.


Polskie zaangażowanie i polska wielka miłość do USA spotkała się z bardzo ciepłym i gorącym przyjęciem w USA. Murzyn pobiegał po irackich pustyniach, murzyn trochę pokrzyczał na europejskie środowiska antyamerykańskie doprowadzając do furii Chiraca i wywołując błogi uśmiech zadowolenia Rumsfelda. I co? I nic. Bo plan posiadany przez Polskę nie różnił się w niczym od planów posiadanych przez historycznych dowódców pospolitego ruszenia i wyglądał mniej więcej tak „rzućmy się kupą tam gdzie coś się dzieje, najlepiej u boku silniejszego a potem jakoś to będzie". Otóż okazuje się, że wcale nie będzie. Każdy dowódca armii ruszającej na bitwę powinien mieć przygotowany tak plan na wypadek klęski, jak i na wypadek zwycięstwa. Bo samo zwycięstwo to za mało – trzeba jeszcze być zdolnym je zagospodarować. Polska więc do Iraku wysłała się całkowicie gratis, z miłości. Kiedy już się okazało, że wybraliśmy właściwą stronę i już dostaliśmy strefę w Iraku (marzyły się nam przez chwilę nawet pola naftowe) okazało się, że tak naprawdę o Iraku nic nie wiemy. Wiedzieli trochę ludzie ze spółek z branży wojskowości, które zresztą z pewnością posiłkowały się wiedza zdobywaną w tym regionie jeszcze w latach PRL. Ostatecznie jak wyliczano, mogliśmy liczyć na 2,5 mld $. Ile dostaliśmy? 410 mln. A Brytyjczycy np. już postarali się o co najmniej 4,5 mld $ kontraktów i ta wartość z pewnością będzie rosnąć. Nic dziwnego, że brytyjscy żołnierze mogli po powrocie wyprawić parady zwycięstwa. Podsumowując – nasze wydatki wyniosły 800 mln $, nasze przychody 400 mln. Bilans jaki jest - każdy widzi.


Zabrakło oczywiście polskiego lobbingu w Waszyngtonie. Bo nagle okazało się, że sam dług wdzięczności jest niewiele warty, kiedy przychodzi do rozliczania gotówki. Ale żeby mógł istnieć sprawny lobbing, potrzebna była jeszcze organizacja i informowanie polskich przedsiębiorców, aby polskie firmy mogły przedstawić naprawdę dobrą ofertę. Polskie podejście do tych spraw było dokładnie odbiciem tej szczerej, chłopskiej i ufnej mentalności „małego polskiego krętacza”, o której doskonale słyszymy z coraz kolejnych doniesień o nepotyzmie i korupcji w najwyższych sferach władzy. Polak rozumował więc na zasadzie „ja wam zrobię przysługę, a potem wy mi zrobicie przysługę”. Problem w tym, że państwa koalicji antyirackiej to nie rodzinka Waldemara Pawlaka a Polska to nie Waldka bliski kuzyn.

Polski epizod w Iraku dobiegł już końca. Georga Busha już nie ma, Niemcy i Francja znów kochają USA (kochały jeszcze przed Obamą). Ostatecznie wszyscy są zadowoleni i wszyscy ostatecznie uznali, że najlepsze stosunki z USA są bardzo ważne. My tak uważaliśmy od razu . I co? I nic. Zapamiętałem z pewnego filmu taką kwestię – kiedy jeden facet mówi do drugiego „ Jak to jest, nie byłem z Tobą w łóżku a czuję się wy…ny”. Możemy powiedzieć to samo. Z tym, że podziękować możemy wyłącznie sobie.

To nie dotyczy tylko Iraku. Sprawa tarczy antyrakietowej, sprawa Afganistanu. Właśnie kilka dni temu rząd potwierdził, że Polska wyśle dodatkowych 400 żołnierzy na afgańską ziemię. To już kolejna misja (tym razem pod sztandarem NATO) gdzie wysyłamy naszych żołnierzy. Słusznie. Teoretycznie słusznie. Tylko że nie można zapominać – nawet będąc po właściwej stronie – ponosimy tego koszta. To nie Polska została zaatakowana przez Talibów. Jeśli Polska jest mało znaczącym sojusznikiem – nie wymagajmy od siebie więcej niż od „małego sojusznika”. Jeśli Polska jest sojusznikiem któremu płaci się „dobrym słowem” – nikt przecież nie powinien twierdzić, że zamiast wysyłać kolejnych żołnierzy do Afganistanu powinniśmy wysłać list do Baracka Obamy w którym gorąco poprzemy jego nową politykę wobec Afganistanu i przyznamy rację – liczbę żołnierzy tam trzeba zwiększyć. Małego sojusznika stać na słowa. I na nic więcej. Z tego powodu nie możemy się czuć gorsi – nie musimy udowadniać swojego zaangażowania. Kiedy Polska wysyła dodatkowych żołnierzy do tego rejonu świata – Litwa postanowiła zmniejszyć swoją pomoc dwukrotnie (udział Litwy dotyczył jedynie wsparcia odbudowy kraju, ale Czechy np. posiadają już kontyngent, tylko że…. dwukrotnie mniejszy). Jeśli USA są w stanie wycofać się z projektu tarczy antyrakietowej – dlaczego my nie mamy odwagi rewidować naszych założeń? Afganistan misją NATO? Tak. Ale fiasko tej misji byłoby przede wszystkim ciosem w USA – i to USA się gimnastykują żeby tej spektakularnej klęski nie zaliczyć.

Misje wojskowe to nie jedyny przykład błędnej polityki Polski. Kolejnym jest absolutnie nieprzemyślana polityka względem innych regionów świata, także regionów najbliższych. Polski sprzeciw wobec rurociągu północnego jest określany jako „przykład polskiej rusofobii”. Zaangażowanie w Gruzji wskazywane jest jako „wymachiwanie szabelką” i prowadzenie polityki bez uwzględnienia zdania „naszych przyjaciół z EU” – szczególnie Niemiec. Tymczasem Niemcy nie mają zamiaru się wstydzić – i w sprawie Rosji prowadzą politykę nastawioną nie na interes UE – tylko na interes własny. Jeśli Niemcy uznają, że priorytetem dla nich są dobre stosunki z Rosją – bo to oznacza dla nich konkretny zysk – my możemy bez ogródek prowadzić politykę nastawioną na Ukrainę. I nie obawiać się komentarzy. Mamy nie tylko prawo – ale nawet psi obowiązek prowadzić politykę zorientowaną interesem naszego kraju. Jeśli nie podoba się to niektórym naszym „przyjaciołom” z UE – trudno. Ich sprawa. Nam nie podoba się ich polityka w tej sprawie, im nasza. Nasza ugodowość w tej sprawie powinna być wprost proporcjonalna do ich ugodowości. Nasze nawiązywanie do sprawy Gruzji i Ukrainy było od razu komentowane jako „nieprzemyślane” (a szczególnie, jeśli robił to prezydent). Jeśli jednak dosłownie kilka dni temu kanclerz Merkel potwierdziła, że NATO musi być otwarte dla tych państw – to już jest inna para kaloszy. Kanclerz Merkel należy słuchać z nabożnością, a jak coś powie polski polityk to ex lege musi być to głupie i oparte na „nieracjonalnych podstawach” (do kuriozów ostatnich tygodni mogę zaliczyć wypowiedź Eriki Steinbach, która zarzuciała Polsce…. działania w duchu nacjonalizmu…). Stanowisko niemieckie jest także ciekawe w odniesieniu do tarczy antyrakietowej. No więc wg Niemiec (ostatnio wypowiedział się w tej sprawie nawet typowany na przyszłego szefa MSZ polityk FDP) tarcza w Polsce nie jest zbyt dobrym pomysłem, bo drażni Rosję i w ogóle wywołuje szereg niekorzystnych implikacji. Tymczasem te same krytykujące  tarcze Niemcy z radością goszczą u siebie wielkie bazy amerykańskie i dziesiątki ich żołnierzy. Szkoda, że polscy politycy nie powiedzą iż amerykańscy żołnierze w Niemczech drażnią Putina i wpływają niekorzystnie na stosunki UE - Rosja.

W polskiej polityce zagranicznej można odnaleźć od jakiegoś czasu niezrozumiały element „wstydu” – wstydu, który mielibyśmy czuć za posiadanie aktywnej i rozbudowanej polityki i wstydu, iż potrafimy upominać się o nasze interesy. Podobny „wstyd” pojawił się kiedy Polska otrzymała własną strefę w Iraku. Nawet w Polsce żartowano wtedy „co my tam robimy” – kpiąc z samych siebie. Uważając, że przecież Irak to tak odległe państwo, że w sumie sami nie wiemy jak się tam znaleźliśmy. Tymczasem się znaleźliśmy – a jeśli się tak stało – to nie był to efekt „cudu” ale polityki, którą prowadziliśmy. Państwo dysponujące sprawnymi kadrami i spójną wizją polityki zagranicznej – powinno natychmiast starać się wyzyskać wszelkie zaistniałe – jak i potencjalne korzyści. Polscy żołnierze znaleźli się więc w Iraku, polscy politycy w Kijowie i w Tbilisi nie jako „spadochroniarze” – ale na skutek podjętych wcześniej działań. Te działania należy więc intensyfikować, aby nasza rola w tych obszarach rosła – a nie odwrotnie.

Ale brak spójnej wizji polityki zagranicznej to nie domena obecnego rządu. Były wielkie plany współpracy polsko – litewskiej. Nie znam szczegółów (szczerze wyznając) ale w krążących legendach, jak to politycy PiS zrazili naszego północno – wschodniego sąsiada ziarnko prawdy musi być.

A przecież dla każdego liczącego się w polityce międzynarodowej gracza Polska będzie przedstawiała wartość jedynie jako kraj będący lokalnym liderem. Wtedy znacznie ważniejsze będzie zabieganie o nasze poparcie i nasz głos. Polska, jako kraj który sam wyrzeknie się bardzo aktywnej i przemyślanej polityki w Europie Wschodniej, straci 80% swojej wartości. I daleko mi tutaj od prawdziwego komplementowania stanowiska obecnego prezydenta, którego działania w dużej mierze są słuszne, ale pozbawione owej „drugiej płaszczyzny” którą jest „praktyczne wyzyskanie” właściwych (choć często emocjonalnych posunięć). Bez posiadania wielopłaszyznowego planu dla określonych rejonów polskiej aktywności, podjęte działania nie przyniosą nam żadnych długofalowych korzyści. Prawda jest jednak taka, że prezydent przynajmniej wie „że dzwonią w którymś kościele”. MSZ często nawet nie słyszy tych dzwonów.

Ostatnim przypadkiem o którym chciałem napisać jest Izrael. Rok temu miały miejsce wizyty polskich polityków (z prezydentem i premierem na czele) w Izraelu i polityków izraelskich w Polsce. Złożono wiele zapewnień, jak to Polska jest wielkim przyjacielem Izraela i jak to może „balansować” czasem stronniczą politykę niektórych państw członkowskich UE. A jeszcze kilka lat temu dało się słyszeć głosy (m.in. Teda Taubego), że Polska to najlepszy sojusznik Izraela w UE. I co stało się od tego czasu? Ano nic. Za deklaracjami nie poszły żadne konkretne działania. A Izrael, tak samo jak żadne państwo na świecie nie potrzebuje samych słów – bo słowa są wyjątkowo tanie. Pamiętam komentarze z tego czasu – jak to możliwa jest współpraca wojskowa, jak to ważna może być współpraca w sektorze High – Tech (co ciekawe – zupełnie rzadko wspomina się, jakimi solidnymi wykonawcami zawartych umów – choćby w zakresie offsetu – są Izraelczycy). I co? Była wojna w Gazie. Zbliża się konferencja Durban II w Genewie. I co? I polskiej dyplomacji po prostu nie ma.

Wracając jeszcze do tematu NATO. Premier Danii okazał się być dobrym kandydatem. I nie stanęła na przeszkodzie jego polityka wobec świata muzułmańskiego, któremu podczas swojego urzędowania pokazał wielką figę. Nie zraziła nawet postawa wobec sprzymierzeńca USA – Turcji w której szczerze Rasmussena nie znoszą. Gdyby, podobnie jak duński premier polski szef MSZ miał opinię tak świetnego eksperta i skutecznego na arenie europejskiej i światowej polityka – sympatie i antypatie Rosji naprawdę nie miałyby żadnego znaczenia… Jeśliby oczywiście miał…

Ale może wymagamy zbyt wiele? Bo przecież – jak wymagać inteligentnej polityki zagranicznej od państwa, gdzie zbudowanie kolejnych 20 kilometrów autostrad można uznać za kolejny cud nad Wisłą?

Michał Wiśniewski

Europa21
O mnie Europa21

Świat XXI wieku postawil przed spoleczeństwami Europy nowe problemy i ale nowe mozliwosci - staramy się znaleźć odpowiedzi na nadchodzące wyzwania i nie unikać trudnych problemów. Blog prowadzą osoby związane z Fundacją Europa 21 i portalem Europa21.pl. Michał Wiśniewski, Grzegorz Lindenberg. A także - Witold Repetowicz, Hubert Kozieł, Bartek Zolkos, Piotr Cybula, Piotr Górka Napisz do nas: redakcja@europa21.pl Polish citizenship and Polish passport

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka