Fakt - Opinie Fakt - Opinie
601
BLOG

Prof. Witold Orłowski: Kryzys spowodowała chciwość, a nie wolny

Fakt - Opinie Fakt - Opinie Polityka Obserwuj notkę 46

Alan Greenspan, słynny były szef FED, przyznał w zeszłym tygodniu, że mylił się w swojej polityce. „Fakt” pyta ekonomistę, prof. Witolda Orłowskiego, czy ta wypowiedź, która odbiła się szerokim echem w świecie, oznacza ostateczne „pogrzebanie” neoliberalizmu gospodarczego, również w Polsce.

 

 

 

KRYZYS SPOWODOWAŁA CHCIWOŚĆ, A NIE WOLNY RYNEK

z prof. Witoldem Orłowskim (PriceWaterhouse Coopers, b. doradca prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego ds. gospodarczych) rozmawia Marcin Herman

Wieloletni szef amerykańskiego banku centralnego Alan Greenspan przyznał przed komisją Senatu USA, że popełnił błąd w swojej polityce deregulacji i zmniejszania kontroli nad rynkiem finansowym. Niektórzy komentatorzy, zwłaszcza ci o lewicowych poglądach, uznali, że to oznacza ostateczny krach neoliberalizmu, polityki wycofywania się państwa z gospodarki czy globalizacji i potrzebne jest nowe myślenie o gospodarce. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z krachem neoliberalizmu?
– Z powodu trudnej sytuacji w światowej gospodarce jest też dużo emocji i poczucia, że właśnie dzieje się coś przełomowego i niepowtarzalnego. A prawda jest taka, że powtarzające się cyklicznie kryzysy to normalna rzecz. I za każdym razem w reakcji dochodzi do debaty, a później jakichś zmian w relacjach między państwem a gospodarką. I tak będzie również tym razem, tyle że zmiany pójdą prawdopodobnie jeszcze dalej niż w ostatnich dekadach.

Skąd wziął się obecny kryzys?
- Przez ponad 20 lat dominowała doktryna, zgodnie z którą rynkowi należy w pełni zawierzyć i jego uczestnicy sami, we wspólnym interesie, wprowadzą odpowiednie regulacje. Ci nie spełnili jednak optymistycznych oczekiwań co do swoich decyzji. Nie zapewnili bezpieczeństwa, nie oceniali zbyt dobrze ryzyka. Nad instynktem samozachowawczym zwyciężyła nierozwaga i chciwość. Okazało się, że przynajmniej w odniesieniu do rynków finansowych neoliberalna doktryna zawiodła i jednak potrzebne są państwowe regulacje i kontrola. I Greenspan to właśnie przyznał. Ale twierdzenia, że to jest dowód na koniec wiary w wolny rynek, koniec gospodarczego liberalizmu to po prostu bzdury.

Na czym mogłyby polegać te regulacje, które powinno wprowadzić państwo?
- Przede wszystkim potrzebna jest polityczna zgoda. Na jej mocy należałoby wprowadzić generalnie regulacje dotyczące wyceny ryzyka.

Mówi się też o potrzebie nowego ładu w światowej gospodarce, czegoś na wzór umowy międzynarodowej z Bretton Woods zawartej w 1944 roku.
- System z Bretton Woods stał się anachronizmem już w latach 70. i 80., kiedy światowe finanse przestały być kontrolowane przez instytucje, które zostały powołane w Bretton Woods, a więc przede wszystkim Międzynarodowy Fundusz Walutowy. W latach 40., gdy system ten powstawał, na świecie nie było praktycznie przepływu prywatnego kapitału, prywatnych inwestycji w aktywa finansowe. To pomagało stabilizować globalną gospodarkę. Od lat 80. przepływ prywatnego kapitału stał się większy niż przepływ kapitału między państwami. Dlatego rzeczywiście potrzeba nowych międzynarodowych instytucji, które będą odpowiadać na nowe wyzwania nowego porozumienia międzynarodowego, który stworzy nowe zasady w światowej gospodarce.

Czy są na dziś w ogóle jakieś szanse?
- Trudno powiedzieć. Największą przeszkodą jest to, że dziś nie wiadomo, kto miałby być głównym inicjatorem zawarcia takiej umowy. Kilkadziesiąt lat temu wystarczyło, że rząd USA wprowadził u siebie odpowiednie regulacje i skłonił inne państwa oparte na gospodarce rynkowej do przyjęcia amerykańskich wzorców. Dzisiaj ani USA nie są już taką potęgą, jak były zaraz po II wojnie światowej, ani generalnie rządy państw świata nie odgrywają już tak wielkiej roli, bo  główną rolę w światowej gospodarce odgrywają prywatne kapitały. Gdyby dziś miało się odbyć „nowe Bretton Woods”, pewnie w spotkaniu musiałyby uczestniczyć nie tylko rządy, ale też np. insytucje finansowe.

Jakie z tego wszystkiego powinniśmy wyciągać wnioski w Polsce? Po 1989 r. też przyzwyczailiśmy się do myślenia, że trzeba jak najwięcej deregulować i wycofywać państwo z gospodarki.
- Polska gospodarka znajdowała się i znajduje w zupełnie innym punkcie niż gospodarka amerykańska czy inne rozwinięte gospodarki. Cały czas liberalizacja w wielu dziedzinach to po prostu „odwracanie” tego, co zrobił komunizm i gospodarka centralnie planowana. Amerykanie mogą sobie zadawać pytanie, czy w liberalizacji rynku nie poszli za daleko. To nie są jednak nasze dylematy, my do dziś w niektórych dziedzinach cierpimy właśnie z nadmiaru regulacji.

Polska gospodarka jest jednak częścią gospodarki globalnej...
- Problemy światowej gospodarki nie mają jednak obecnie bezpośredniego przełożenia na sytuację w Polsce. Oczywiście, musimy zrobić wszystko, by odegrać istotną rolę w tworzeniu tego nowego ładu, nowych zasad w światowej gospodarce. Ale nie oznacza to, że powinniśmy na przykład nacjonalizować banki. Trzeba po prostu, jak już mówiłem, wprowadzać regulacje, które będą obniżać ryzyko na rynku, na których prywatne banki działają.

Mówi pan, że kryzys finansowy na świecie nie ma obecnie bezpośredniego przełożenia na polską gospodarkę. Ale przecież w ostatnich kilkunastu dniach bardzo osłabiła się złotówka, co odczuli zwłaszcza spłacający kredyty w obcych walutach.
- Tak, to na razie największa nauka dla Polski. Myślę, że powinniśmy za nią podziękować tym „mędrcom”, którzy zdecydowali, że dotąd nie wprowadziliśmy ani nawet nie zaczęliśmy wprowadzać euro. W tym nowym, niepewnym świecie światowej gospodarki trzeba będzie trzymać się mocnych walut.

Dziś jest posiedzenie rady gabinetowej. Co w ogóle polski rząd, czy szerzej polskie władze, również NBP, prezydent czy parlament powinny i mogą zrobić, żeby kryzys w jak najmniejszym stopniu dotknął naszą gospodarkę?
- Dziś należy zadbać o uspokojenie rynku, o to, aby w Polsce nie doszło do żadnych przejawów paniki. Przecież nasze banki są zdrowe, wypłacalne. Jeśli nie dojdzie do irracjonalnych zachowań, np. zaprzestania udzielania sobie pożyczek przez banki, nie powinno być źle. Rząd i NBP powinny więc cierpliwie tłumaczyć i używać wszelkich dostępnych narzędzi, np. gwarancji depozytów i pożyczek. Co do dzisiejszej rady gabinetowej – jeśli miałaby być sposobem na sianie paniki i budowanie na tym kapitału politycznego, byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne. Mam jednak nadzieję i wierzę w to, że posłuży do rzetelnej wymiany informacji, ustalenia wspólnego stanowiska.

2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka