Lord Firkraag Lord Firkraag
396
BLOG

Vi er Danske Dynamite

Lord Firkraag Lord Firkraag Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Kiedy tuż przed rozpoczęciem mistrzostw wertowałem "Skarb kibica", analizując składy poszczególnych drużyn, na moment zatrzymałem się nad składem Danii. Uderzała mnie duza ilość dat urodzenia, w których trzecią cyfrą w oznaczeniu roku była "siódemka". Do piłakrzy z siódemką w dacie urodzenia mam szczególny sentyment - bo to moje pokolenie. Co prawda dla mnie historia futbolu zaczyna sie tak około roku 1985  - ale piłkarskie wspomnienia z tamtego okresu są bardzo fleszowe - uśmiech Bońka na Heysel, ręka (i noga) boga, wolej van Bastena, poprzeczka Tarasiewicza, koszulka Terry Butchera. Pierwsza połowa lat 90 to z kolei igrzyska w Barcelonie, duński dynamit w Szwecji, płacz po Argentynie na mudnialu w 1994 roku. Wspomnienia nieco żywsze, ale też przykryte już sporą warstwą patyny i też niekompletne.

 Całkiem żywe to te datujące się od wypowiedzi mojego rówieśnika, urodzonego w roku Ognistego Smoka, udzielonej tuż po finale Ligi Mistrzów Ajax-Milan, w którym strzelił jedyną bramkę: "Nie mam żadnych idoli, nazywam się Patrick Kluivert". To jest w mojej percepcji futbolu granica między czasami historycznymi a współczesnością. Między bohaterami z pomników a żywymi ludźmi. Jednakże nieuchronnie zbliża się czas, kiedy ci, którzy starzeją się wraz ze mną, staną się pomnikami. Autor powyższego cytatu już nim jest. Ten mudnial to ostatnia wielka impreza, na której grają zawodnicy z siódemką na trzeciej pozycji w roku urodzenia.

Właśnie w druzynie Mortena Olsena tych "siódemkowców" jest szczególnie dużo - Tomasson, Rommedahl, Joergensen, Gronkjaer, Soerensen.  I wszyscy oni to zawodnicy podstawowego składu; nie siedzący na ławce za zasługi - jak Henry, nie powołani w-zasadzie-nie-wiadomo-dlaczego - jak Veron, nie prowokujacy swoją grą do złośliwej dygresji - czyż nie dobija sie koni - jak Cannavaro. Duńscy staruszkowie całkiem żwawo chasają po boisku i zostawiają nań nie mniej zdrowia niż młody wilczek Bendtner.

Ale kiedy czytałem "Skarb kibica", jeszcze nie wiedziałem, że duński dom starców będzie sie pięknie starzał na boisku. Pomyślałem sobie: Olsen zebrał kilku niewiele młodszych od siebie facetów i pojechali sobie na emerycką wycieczkę do Sun City. Uznałem, że z grupy E wyjdą Włosi i Kamerun - zapewne jako jedyna afrykańska drużyna. Pierwsza seria  spotkań zdawała się owo przypuszczenie dotyczące Danii potwierdzać - Holandia nie grała wielkiego meczu, a pyknęła "dynamit" bez większego wysiłku. Mecz z Kamerunem miał tylko przypieczętować smutny los gangu Olsena, który miała skwitować smutna konstatacja "trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść". Nawet już układałem sobie w głowie notkę o takim właśnie tytule. A tu starsi panowie zrobili mnie w wała. Z "Nieposkormionymi Lwami" stworzyli jak dotąd najlepsze widowisko na tym - póki co - dość nudnym mundialu. Mimo, iż zaczęli fatalnie - tak jakby chcieli tylko ten mecz odbębnić. Ale jak mówi pewien polski klasyk - "drużyna zareagowała pozytywnie na stratę bramki" i rozpoczął się mecz z gatunku "my atakujemy - a teraz my". Duńczycy energią i witalnością nie ustępowali młodszym przeciwnikom, natomiast wyraźnie górowali nad nimi kulturą gry. Obie duńskie bramki to w zasadzie materiał do filmików szkoleniowych "jak skutecznie przeprowadzić szybki atak". Rommedahl przy okazji błysnął techniką, jaką nie powstydziłby się żaden z latynoskich gwiazdorów. W dalszej fazie meczu co zrozumiałe, Kamerun osiągnał przewagę, ale w słabnących Duńczykach widac było ogromną determinację, aby nie tylko dowieść do końca wynik, ale - jeśli się da - nawet go poprawić. Oczywiście pewnie na nic by sie to zdało, gdyby Afrykanie wykazywali więcej zimnej krwi pod bramką Soerensena, niemniej zwyciezców się nie sądzi.

Zwłaszcza takich zwycięzców, których wcześniej się nie doceniało. Niech więc duńskie dziadki starzeją się na tych mistrzostwach jak najdłużej, zwłaszcza, że po wyjsciu z grupy trafią zapewne na równie geriatrycznych Włochów, a jeśli ich pokonają - w ćwiercifinale będzie czekać Argentyna. Jeśli Duńczykom starczy sił, to może być mecz, który będzie się pamiętało bardzo długo.

Ale zanim to nastąpi- cieszmy się, że duński dynamit znów odpalił, a my wszyscy urodzeni w połowie lat 70. powiedzmy sobie - kurczę pióro, jeszcze nie jesteśmy tacy starzy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości