Lord Firkraag Lord Firkraag
235
BLOG

Żegnajcie nam dziś hiszpańskie dziewczyny...

Lord Firkraag Lord Firkraag Rozmaitości Obserwuj notkę 0

I stało się. Co nieśmiało jeszcze przewidywałem w poprzedniej notce i w dyskusji z blogerem Martinoff stało się faktem. Skończyła się epoka. Do historii przeszła kolejna wielka drużyna. Drużyna przez 6 lat panująca niemal niepodzielnie, wyznaczająca nowe trendy futbolu, której rodzima liga uważana jest za najlepszą na świecie.

Wszystko kiedyś ma swój kres. Maszynki do wygrywania kiedyś muszą się zaciąć... zwłaszcza jeśli nie dba się o stopniową wymianę poszczególnych trybików. Hiszpanie przyjechali na mundial obwieszeni medalami i przytłoczeni zdobytymi trofeami. Przyjechali bez świeżej krwi, praktycznie bez nikogo, kto na starcyh repów mógłby wywierać presję. Jeden Koke siedzący na ławce to było zdecydowanie za mało. Za mało by dać drużynie impuls, by przeciwstawić się nabuzowanej holenderskiej mieszance młodych wilczków z rutyniarzami głodnymi sukcesów, którzy do tej pory na dużych imprezach zawodzili. Za mało by powstrzymać zdeterminowanych i natchnionych Chilijczyków. Zapewne uważni obserwatorzy zauważyli przy telewizyjnej przebitce po pierwszej bramce miny hiszpańskich zawodników. Na każdej z pokazanych twarzy malowało się zniechęcenie i strach (szczególnie u Davida Silvy). Jeden jedyny Sergio Ramos wyglądał jak wojownik, dla którego gol Vargasa był tylko powierzchownym skaleczeniem. Cała reszta wyglądała jakby myślała "Dios Mio, y ahora lo que tenemos que hacer ?".

Pomysłu na przełamanie chilijskiej dominacji żaden z obecnych na boisku zawodników nie miał. Po przerwie jedynie Santi Cazorla stwarzał swoimi strzałami z dystansu jakiekolwiek zagrożenie. Pozostali snuli się po boisku i nawet klepanie tiki-taki im średnio wychodziło. Bez serc, bez ducha...

Parę dni temu abdykował król Juan Carlos... Dziś futbolowy tron opuściła Hiszpania.

Pretendentów jest kilku.

Niemcy, Holandia, Włochy (choć zapewne wpadą na siebie w ćwierćfinale),  Argentyna (bo mecz z Bośnią wyraźnie zagrali na zasadzie minimaksu - maksimum korzyści przy minimum wysiłku). Nie przekreślał bym też Anglii - przegranej w starciu gigantów u wrót dżungli - ale ze wszystkich pokonanych w pierwszej serii sprawiającej najlepsze wrażenie. Bo Hodgson był wstanie zrobić coś, czego nie potrafił del Bosque - nie tylko nie bał się powołać żółtodziobów ale jeszcze pozwolił im grać w pierwszym składzie. Brazylia?? Pewnie sędziowie pomogą jakoś doczłapać do półfinału (choć trzeba w 1/8 wygrać z szalonymi Holendrami lub równie szalonymi Chilijczykami, a potem pokonać synów Albionu. Francja - gra w grupie śmiechu, potem trafia na Bośnię... ale w ćwierćfinale będą już czekać Niemcy.  Z analizy drabinki - i po uwzględnieniu powyższych zastrzeżeń - wynika że nowy król wyłoni się z czwórki Brazylia, Niemcy, Włochy (wybitnie turniejowa drużyna, rozkręcająca się z każdym kolejnym meczem) i Argentyna. Czyli akurat ci, co prawie zawsze wygrywają w grze o futbolowy tron.

i tak gwoli podsumowania: http://www.youtube.com/watch?v=gh9jAkbgTus

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości