Lord Firkraag Lord Firkraag
796
BLOG

Śmierć Europy w "grupie śmierci"?

Lord Firkraag Lord Firkraag Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Kiedy los skojarzył w grupie D trzy drużyny, które łącznie zdobyły siedem mistrzowskich trofeów, okraszając je na dokładkę może nie mającą wielkich tradycji, ale zawsze solidną drużyną ze strefy CONCACAF, wiadomo było, że to będzie "grupa śmierci". Że między wielkimi walka pójdzie na noże, a któraś z drużyn, którą śmiało możnaby typować do strefy medalowej, a co najmniej do ćwierćfinału, opuści imprezę już po trzech meczach. Jakże niedorzecznie przy zestawie Anglia-Włochy-Urugwaj-Kostaryka wygląda grupa Belgia-Rosja-Algieria-Korea Pd. (przy całym szacunku dla klasy sportowej tychże). W tym tańcu gigantów Kostaryce przypisywano rolę co najwyżej "języczka u wagi" - drużyny, która któremuś z wielkich urwie dwa punkty i odeśle go do domu.

Ale nikt w całym futbolowym świecie (przynajmniej nikt poważny) nie przewidywał, że dyrygentem kapeli, krupierem, wajchowym, zawiadowcą stacji, kierownikiem wodopoju w grupie śmierci będzie właśnie Kostaryka. Że to ona jako pierwsza zapewni sobie awans do "round of 16", wycierając na początek murawę Urugwajem a potem ośmieszając Squadra Azurra i sprawiając, że Lwy Albionu mogą już dzisiaj pakować walizki. Co więcej - zapewniając, że 24 czerwca 2014 roku będziemy w Natal świadkami prawdziwej futbolowej wojny, w której nie będzie kunktatorstwa, brania jeńców i handlu buziakami od królowej brytyjskiej.

Kto by się spodziewał po drużynie, której zawodnicy grają co najwyżej w Levante, PSV, Olympiakosie, Kubaniu, FC Kopenhaga czy innej Valerendze.

Kto pamiętając z polskiej ekstraklasy sympatycznego, acz chaotycznego i pokracznego Juniora Diaza przypuszczałby, że facet zaliczy na mudnialu jedną z piękniejszych asyst w turnieju i skutecznie zniechęci do gry Candrevę a potem nie pozwoli na nic Cerciemu?

Kto by się spodziewał, że drużyna, która została ordynarnie okradziona przez sędziego z szansy na objęcie prowadzenia, nie tylko się tym nie załamie ale w kilkadziesiąt sekund później walnie takiego gonga, od którego cały piłkarski świat na chwilę wstrzyma oddech.

Kto by się spodziewał, że prowadząc 1-0 z czterokrotnymi mistrzami świata, Kostarykanie nie tylko nie zaparkują w szesnastce autobusu, ale będą cały czas w grze, co i raz wyprowadzając groźne ataki i nie pozwalając Buffonowi i Chielliniemu na zbytnie rozluźnienie.

Kto by się spodziewał, że to Kostarykanie będą wymieniać podania w rytm gromkiego "Ole" a dumni Włosi będą biegać za piłką jak ... kot z pęcherzem.

Bądźmy szczerzy - nikt nie snuł takich fantasmagorycznych scenariuszy. Ale właśnie za to kochamy piłkę nożną. Za nieprzewidywalność, za to że nawet lekceważony "słabeusz" może okazać się mocarzem, przed którym będą drżały nogi "gigantów". Być może kostarykański sen zakończy się już w 1/8 finału, choć przecież ani Kolumbia ani Iworyjczycy po wygraniu z Urugwajem i Włochami nie będą straszni i to raczej oni powinni się bać.

Smutno, że pięknie grająca Anglia jedzie do domu... ale za to świetnie, że grająca bez kompleksów Kostaryka uciera nosa faworytom.

 

PS. a tymczasem francuscy imigranci rozsmarowują imigrantów szwajcarskich...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości