Lord Firkraag Lord Firkraag
135
BLOG

This time for Africa

Lord Firkraag Lord Firkraag Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Ufff. co to był za mecz! Pojedynek bokserów wagi ciężkiej, piękne wymiany ciosów, ostra walka (acz bez przesadnej brutalności). Mecz którego naprawdę nikt nie chciał przegrać ani nawet zremisować. Kwintesencją tego niesamowitego pojedynku był rozcięty łuk brwiowy Mullera - widomy znak że w ostatniej akcji meczu jedni bardzo chcieli bramkę strzelić, a drudzy z całych sił chcieli temu zapobiec. Właściwie to chciałoby się - parafrazując Tomasza Zimocha -krzyczeć: Panie Brazylijczyk, nie kończ Pan tego meczu!!!

Powiem szczerze - mierziły mnie nieco na siłę wywoływane zachwyty nad afrykańską piłką, którym początek dał świetny występ Kamerunu na mudnialu we Włoszech. Owszem Kamerun wprawił wtedy piłkarski świat w osłupienie wygrywając w meczu otwarcia z broniącą wówczas tytułu Argentyną, i to grając długi czas w osłabieniu, owszem dotarł do ćwierćfianłu, gdzie w dogrywce musiał uznać wyższość Anglików, owszem pozostawił po sobie dobre wrażenie i miał tego fenomenalnego "dziadka" Rogera Milę, ale... No właśnie ... Ale datujący się od tego czasu "społeczny nacisk" aby na mudnialu kibicować drużynom afrykańskim był nie do zniesienia. Bo niby dlaczego? Że są czarni?  Że niektórzy grają w klubach o których się nigdy nie słyszało? Że mają fajne "cieszynki" po zdobytych bramkach? Że są świetni technicznie? A może są głodni? W imię czego należało dobrze życzyć drużynom, które może i grały czasem ładnie dla oka, ale strasznie naiwnie pod względem taktycznym. Piłka nożna to sport zespołowy, tutaj jesteś naprawdę dobry, kiedy twoje umiejętności dają coś drużynie. Jeśli jesteś największym nawet czarodziejem ale nie przekłada się to w żaden sposób na dobro drużyny, to jesteś graczem podwórkowym. A właśnie takich podwórkowych mistrzów Afrykanie mieli na pęczki. Stąd podbijanie afrykańskich bębenków przed każdym globalnym czempionatem naprawdę mnie wkurzało. I powiem szczerze: odczuwałem swoistą satysfakcję kiedy Afrykanie na kolejnych mudnialach dostawali w czapę od Europy lub Latynosów. Zresztą po tym ćwierćfinale Kamerunu Afrykanom trudno było nawiązać do tego osiągnięcia. Na 5 okazji udało się to tylko dwukrotnie: Senegalowi w 2002 i Ghanie 4 lata temu. Nigdy jednak po 1990 r. występy afrykańskich drużyn nie wryły się specjalnie w pamięć - nie powstawały wokół nich tak piękne i romantyczne opowieści jak o Kamerunie we Włoszech. Mogła mieć swoją legendę Ghana - jako pierwszy zespół z Afryki w strefie medalowej - gdyby 4 lata temu nie ukradł jej Suarez (choć przecież to Gyan nie strzelił karnego w 120 min dogrywki).

Ale być może Czarne Gwiazdy są na dobrej drodze do napisania swojej mundialowej opowieści. Po taaaakim meczu z Niemcami wszystko wydaje się możliwe. Ogranie niemrawych Portugalczyków, w dalszej perspektywie pokonanie chyba jednak troszeczkę za bardzo napompowanych Belgów... a potem ćwierćfinał z - jak dotąd - wybitnie nieprzekonywującą w tym turnieju Argentyną. No ale wybiegam za daleko w przyszłość, bo los drużyny ze Złotego Wybrzeża nie zależy tylko od niej. Właściwie dopiero po meczu Portugalii z USA można zaczynać jakiekolwiek dywagacje na temat szans na awans. Niemniej Ghana po dzisiejszym występie w Fortalezie zyskała sympatię na pewno wielu "niezaangażowanych" - oglądających turniej z pozycji "KDF" - kibica dobrego futbolu - obojętnie w jakim wykonaniu. Spojrzenie łaskawym okiem na Ghanę w tych mistrzostwach ma głębsze uzasadnienie niż tylko "bo to fajna drużyna z Afryki". Ghana to po prostu dobry zespół, zrównoważony, zdyscplinowany taktycznie, w każdej formacji mający przynajmniej solidnych rzemieślników. Nazwiska Muntari, Ayew, Gyan, Asamoah, Boateng zna oczywiście każdy, ale moją uwagę szczególnie przykuł grający na prawej obronie Harrison Afful. Dysponujący jak na obrońcę naprawdę nikczemnymi warunkami fizycznymi ale za to zadziora jakich mało. Świetny w obronie, niezwykle pożyteczny w ofensywie. Aż dziw bierze, że gra tylko w Esperance Tunis. Zresztą każdy z zawodników Czarnych Gwiazd zasłużył na pochwałę, bo też każdy zagrał w tym meczu na wysokim poziomie (no może tylko Jordan Ayew za bardzo chciał być bohaterem i przez swój egoizm pozbawił być może Ghanę trzeciego gola). Dziś naprzeciw Niemcom wyszła PRAWDZIWA DRUŻYNA przez bardzo duże "D". Jakże inna od zagubionej Portugalii szukającej jedynej nadziei w "kulawym" Ronaldo. I właśnie niedoceniani Afrykanie pokazali, że nie takie te Fryce straszne. Że można z nimi powalczyć.. baa sprawić, że przez moment pojawiło się na ich twarzach zwątpienie. Za samo to należą się Ghańczykom ogromne brawa. I niech im się wiedzie, niech cieszą nasze oczy jak najdłużej - co pisze człowiek, który uważa że poważną piłkę gra się tylko w Europie i Ameryce Południowej ;)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości