Lord Firkraag Lord Firkraag
328
BLOG

Die fantastischen vier

Lord Firkraag Lord Firkraag Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 Skończyły się harce czarnych koni i fuksów. Do fazy finałowej zakwalifikowały się uznane rumaki, które wygrały większość dotychczas rozegranych wyścigów. Kiedy do ostatecznej rozgrywki kwalifikują się drużyny które łącznie zdobyły 10 na 19 możliwych najcenniejszych trofeów, które mają w kolekcji 11 z 19 możliwych kompletów srebrnych medali (i srebrnych pozłacanych), które na własnym kontynentalnym podwórku wygrywały łącznie 26 razy... to znak że mamy doczynienia z wyścigiem najwyższej próby. Z futbolową Wielką Pardubicką czy inną  The Grand National. Bodaj po raz pierwszy od 1990 roku w półfinałach nie ma żadnej drużyny "okazyjnej", żadnego "fuksa", żadnego "czarnego konia', żadnej niespodzianki. Można oczywiście utyskiwać, że drużyny które budziły najwięcej sympatii i dostarczały najprzyjemniejszych wrażeń (Kostaryka, Kolumbia) poległy, choć przecież były o włos. Można marudzić, że animuszu Niemcom i Holendrom starczyło w sumie tylko na mecz otwarcia, a potem to wygrywali niejako rozpędem, w obu swoich starciach pucharowych balansując na cienkiej linie. Można zrzędzić, że Argentyna czołga się w turnieju niemiłosiernie nie pokazując choćby jednej czwartej swego potencjału. Można wybrzydzać, że Brazylia gra brzydko i jest holowana przez sędziów, że jedyny przyzwoity mecz zagrała w ćwierćfinale, a i tutaj pan z gwizdkiem troszeczkę im pomógł. Ale fakt pozostaje faktem - ostatni harcownicy polegli w środkowej fazie bitwy, do roztrzygającego boju zakwalifikowali się sami ciężkozbrojni.

I zastanówmy się przez chwilę - przy całej sympatii dla Kostaryki, czy ta drużyna naprawdę byłaby na właściwym miejscu gdyby zakwalifikowała się do półfinału. Czy sama ambicja i heroiczna obrona oraz wyczyniający cuda w bramce Keylor Navas to wystarczające zasoby by zasiadać do finałowej rozgrywki z grubymi rybami? Czy dobrze dla futbolu stałoby się, gdyby drużyna, która przez 120 minut przeprowadziła może jedną naprawdę groźną akcję wyeliminowała obijających słupki, poprzeczki i Navasa Pomarańczowych?

Zastanówmy się - czy koncentrujący się na artykułowaniu pretensji wobec kolegów z drużyny Belgowie bardziej zasługiwali na wejście do strefy medalowej niż potrafiący myśleć na boisku Argentyńczycy?

Czy pięknie do tej pory grająca Kolumbia nie za wcześnie przygotowywała się mentalnie do starcia z Niemcami (bo przynajmniej w pierwszej połowie sprawiali wrażenie, jakby ich awans do półfinału był tylko formalnością, bo przecież Brazylia jest taka słaba)?

Czy nie potrafiący zachować zimnej krwi Francuzi byliby lepszymi półfinalistami, niż solidni i konsekwentni Niemcy?

Odnoszę wrażenie, że wielu po głębszym namyśle stwierdzi, że na każde z tych pytań należy odpowiedzieć przecząco. Bo skład finałowej czwórki to tryumf taktyki nad improwizacją, solidności nad bezhołowiem, gry ofensywnej nad przegubowcem przed szesnastką i ducha zepołu nad zlepkiem indywidualności.

Argentyna. Męczy tzw "KDFów" swoim minimalizmem, nie pozwala głębiej odetchnąć swoim fanom (w tym piszącemu te słowa). Ale wygrywa. W bólach, po jednostkowych zrywach, sytuacyjnych strzałach, przebłyskach geniuszu. Wygrywa. Skojarzenie z mundialem we Włoszech narzuca się samo. Tam był genialny Maradona (ten prawdziwy, nie ten którego w sobotę imaginował sobie Szpaku) w środku pola, szybkonogi Cannigia na szpicy i fenomenalny Goycochea na bramce. Trzy diamenty w kupie szarych kamieni. 

I gol, który każdy kibic "albicelestes' pamięta nie gorzej niż, te z meczu z Anglią w 1986 r.

http://www.youtube.com/watch?v=wu0FfcdZQ18

Teraz jest dość podobnie: wybitny (acz nie genialny) Messi, chyżonogi di Maria, tylko odpowiednika Goycochei brak. Chyba, że uznamy, że Goycochea AD 2014 gra nie na bramce a wręcz przeciwnie. Gonzalo Higuain. Gol z Belgią pozwolił mu wreszcie przyjechać na te mistrzostwa i sądzę że w meczu z Holandią zobaczymy znowu El Pipitę w najlepszym wydaniu - znajdującego się tam gdzie będzie spadać piłka (bo ten facet tak po prostu ma).

Holandia. O niej pisałem już trochę przy okazji pożegnania z tiki-taką. Drużyna "wiecznie drugich". Stojąca przed szansą zrobienia czegoś wielkiego. Mająca na ławce faceta z niewyobrażalną wręcz intuicją. Bo chyba każdy zwrócił uwagę na jedną rzecz - Krul zawsze szedł za piłką, za każdym razem rzucał się we właściwą stronę. Owszem ta zmiana to nie był kaprys chwili, tylko przemyślana dużo wcześniej zagrywka taktyczna. W końcu van Gaal to cesarz taktyki - facet który każdy mecz rozgrywa na sto sposobów długo przed pierwszym gwizdkiem. Gość z notesikiem. Mający swoje wzloty i spektakularne upadki. Ostatnio zaliczył glebę w Bayernie, czy teraz - prawem sinusoidy  - czas na sukces?

Naprzeciwko niego staje człowiek potykający się o własny cień, o(b)lewany przez własnych piłkarzy.

Na pewno konfrontacje na przedpolu trenerskim Oranje wygrywają w przedbiegach. Ale Argentyna ma do wyrównania rachunek z 1998.  Mecz cwierćfinałowy, który pamięta się głównie ze względu na gola Bergkampa..

http://www.youtube.com/watch?v=uCafIDIhWjI

może trochę mniej za starcie Ortegi z van der Sarem...

a już na pewno nie za to, że strzelca tego cudownego gola z 90 minuty w ogóle w tym meczu nie powinno być na boisku.

polecam sytuacje z 4:55 z tego filmiku: http://www.youtube.com/watch?v=83q4G0CoKgk

To mecz 1/8 finału z Jugosławią. Pewnie gdyby trafiło na kogoś innego niż Sinisa Mihajlovic to sędziowie dopatrzyliby się jednak faulu, a tak pewnie uznano, że nosił koń po błoniach, ponieśli i konia.

Ale było minęło... w środę otwarty zostanie nowy rozdział w historii argentyńsko-holenderskich pojedynków z nowymi bohaterami (choć niektórzy z nich grali 8 lat temu w bezbramkowym spotkaniu we Frankfurcie (Messi, Mascherano, M. Rodriguez z jednej i Sneijder, van Persie i Kuyt z drugiej),

Drugi półfinał to z kolei rewanż za finał azjatyckiego mundialu. Gdzie Niemcy grali ładnie jak rzadko, ale nie potrafili powstrzymać Ronaldo. Wielkich fajerwerków w tym meczu nie ma się co spodziewać. Niemiecki mannschaft gra solidnie - jak niemal zawsze - ale bez tego polotu, który charakteryzował go na poprzednich imprezach. Tak, jakby wszystko co najlepsze pokazali w meczu z Portugalią... trochę zachowując jeszcze na starcie z Ghaną... a potem już tylko tradycyjny ordung.

Brazylia... Neymarem stała, tyle że Neymar z meczu na mecz był coraz słabszy i być może fakt, że teraz go zabraknie, sprawi że inni wezmą na siebie ciężar gry. Może do Davida Luiza, który poprowadził Canarinhos do tryumfu nad Kolumbią (i nie chodzi tylko o gola z wolnego, którego być nie powinno) dołączy któryś z pomocników - choćby Oscar albo Willian, może Marcelo przypomni sobie, że gra na pozycji, na której kiedyś szalał Roberto Carlos, a to zobowiązuje... Może Fred tudzież Hulk... a nie, ci to akurat na pewno nie ...

Finał?

Dla kogoś kto przygodę z piłką zaczynał podczas Mexico'86 a bardziej świadomie rozwijał na Italia'90 może być tylko jeden: Argentyna-Niemcy.

I niech Gary Lineker tym razem nie ma racji.

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości