Lord Firkraag Lord Firkraag
198
BLOG

Siedem kręgów Dantego

Lord Firkraag Lord Firkraag Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 Zostaliśmy oszukani! Wczoraj miał się odbyć półfinał mistrzostw świata. Spotkanie Brazylia-Niemcy. Rewanż za Jokohamę... Tymczasem realizatorzy transmisji z mundialu puścili nam jakiś kiepski fotomontaż z gierki treningowej reprezentacji Niemiec z jakimiś przypadkowymi chłopaczkami powyciąganymi z faweli i odzianymi w koszulki "Canarinhos". Ci chłopcy, którym kazano w tym treningu udawać Brazylię, widzieli się chyba po raz pierwszy w życiu a i piłkę chyba też wcześniej rzadko kopali. Nie wiem jak ta zbieranina, którą do Brazylii upodobniał jedynie kolor koszulek i spodenek miała "udawać" prawdziwą Brazylię. Jaki efekt szkoleniowy wyniósł z takiego sparingu Joachim Loew? W jaki sposób ma to mu pomóc wygrać w prawdziwym spotkaniu... które dopiero ma się odbyć. Czekam z niecierpliwością....

Naprawdę? To był ten mecz? Pólfinał mistrzostw świata w piłce nożnej? PÓŁFINAŁ????? W takim razie wnoszę o przeniesienie kolegów Brazylijczyków z sekcji gimnastycznej piłkarskiej do sekcji śpiewaczej aktorskiej. Po pierwsze będą robić coś, co umieją dobrze - odgrywać melodramatyczne scenki, a po drugie - co też jest ważne - przestaną grać w piłkę i obrażać widzów swoją nieudolnością. Dajcie spokój, to był półfinał mistrzostw świata - drużyna jedenastu kołków ubranych w koszulki piłkarskiej na takim poziomie nie ma prawa pozwolić sobie na taki blamaż, w dodatku na własnym terenie. Powiem więcej - taka zbieranina nie ma prawa nie tylko zagrać w półfinale, nie tylko nie ma prawa wyjść z grupy, ale nawet nie ma prawa przebrnąć eliminacji. Ach to byli gospodarze, nie musieli przechodzić eliminacji. To wiele tłumaczy...

Wyzłośliwiam się nie bez racji. Od zawsze denerwowały mnie w futbolowym anturażu w Polsce dwa społeczne przymusy: kibicowanie Brazylii na mundialach, bo przecież grają tak ładnie... i kibicowanie Barcelonie w piłce klubowej, bo przecież gra tak ładnie, bo "majestria", bo Romario, bo Rivaldo, bo Ronaldo, bo Ronaldinho... Wkurzało mnie to bicie piany... te zachwyty... to uwielbienie dla "prawdziwych artystów futbolu". Zawsze wolałem Argentynę, gdzie nie grali artyści, tylko bóg i jego pomocnicy, a potem boży pomazańcy i ostatnio Aniołowie od Marii. Zawsze wolałem Real gdzie nie było "majestrii" tylko Hugo Sanchez, Ivan Zamorano, Raul, Davor Suker. I na każdym mundialu jak kania dżdżu wyczekiwałem momentu aż Brazylia zaliczy gonga, pojedzie do domu i będzie można zająć się oglądaniem turnieju na spokojnie bez wylewającej się zewsząd brazylijskości. Niechęć do Brazylii spowodowała nawet że w 2002 roku po raz pierwszy w życiu kibicowałem Niemcom. I oto po 12 latach doczekałem się rekompensaty za tamto smutne wczesne popołudnie.

Brazylia nie tylko została pokonana, nie tylko doznała spektakularnej porażki ale została strącona w piekelną otchłań. Każdy gol perfekcyjnej niemieckiej maszyny to był kolejny krąg piekieł. Pierwszy... drugi... trzeci... siódmy... Jak u - nomen-omen - Dantego. Nie wiem czy Brazylijczycy zatrzymali się w siódmym... czy też dla nich mają tam jeszcze ósmy krąg... w którym nie ma już nic...

 A pomyśleć, że gdyby Pinilla przymierzył ciutkę niżej  Brazylia odpadła by w 1/8 po 0-1, które wielu nazywałoby zapewne przypadkowym. Nie byłoby wstydu na cały futbolowy świat. Nie byłoby końca piłki nożnej. Nie byłoby kuriozalnych głosów, że po strzeleniu trzeciej bramki Niemcy powinni byli przestać grać i oddać mecz walkowerem. Nie byłoby tekstów typu "wszyscy jesteśmy Brazylijczykami". Nie! Nie jesteśmy... Są tacy, którym wczorajszy wynik sprawił satysfakcję... Olbrzymią...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości