Na miejscu PiS żądałbym ponownego przeliczenia głosów oddanych w ostatnich wyborach samorządowych. Tego po prostu nie można tak zostawić, bowiem być może mieliśmy do czynienia z próbą generalną przed większym (i znacznie ważniejszym) fałszerstwem w przyszłym roku, co byłoby wiadomością straszną.
Skoro w jednej, przypadkowej komisji, po ponownym przeliczeniu głosów okazało się, że kandydatka, która zdaniem komisarzy dostała 0 (zero) głosów tak naprawdę otrzymała ich od wyborców 19, to co mogło się dziać w innych obwodach? Ta pani, pretendentka PiS dochodziła swoich racji tylko dlatego, iż w jej przypadku manipulacja była ewidentna, widoczna gołym okiem. Wiedziała bowiem iż głosowała na siebie, a w protokole mimo to głosów oddanych na nią nie było. Ale ile mogło zaistnieć przypadków, w których zastosowano metody fałszerstw bardziej subtelne? Tego bez sprawdzenia się nie dowiemy. W przypadku wyborów samorządowych, o ile nie podmieniono kart, sprawdzenie fałszerstwa będzie bardzo proste. Jeśli np. wśród głosów nieważnych - takich, gdzie dokonano więcej skreśleń niż to dopuszczalne będą się zawsze powtarzać, wśród skreślonych kandydaci PiS - to wniosek jest oczywisty i chyba nie muszę go tłumaczyć.
W normalnej sytuacji kwestionowanie wyników wyborów nie przeszłoby mi przez gardło i klawiaturę. Ale to co się obecnie dzieje w Polsce nie jest normalne. PO, jeśli nie ma nic na sumieniu nie powinna oponować.
