Jarosław Kaczyński, szef najwiekszego ugrupowanie poza koalicją rządzącą w Sejmie prosi o możliwość rozmowy Prezydenta RP. Oczywiście nie osobiście tylko odpowiednie osoby z sekretariatu ustalają to z kancelarią prezydencką. Ta zgadza się, ustalona zostaje data i "zapomina" napomknąć, że będzie to przy okazji spotkania z większą liczbą polityków. To "zapomnienie" być może wynikało z tego, że w momencie ustaleń Prezydent nie zorientował się jeszcze, że tak naprawdę nie chce z Kaczyńskim rozmawiać. Odmówić, gdy się pretenduje do reprezentacji wszystkich Polaków było zapewne też niezręcznie. Wybrnieto z tego wybiegiem doproszenia po fakcie innych. Ale Kaczyński chciał rozmawiać z Prezydentem i przyjmuje to jako odmowę.
Wychodzi zatem Pan Prezydent Bronisław Komorowski i oznajmia wszem i wobec :
"- Jeżeli się mówi, że chce się spotkać, tak w ogóle, a potem raptem robi się przedziwną woltę i nie chce się spotkać w szerszym gronie, to ja czegoś nie rozumiem".
No to ja Panu Prezydentowi pomogę zrozumieć. Gdyby Jarosław Kaczyński chciał podzielić się czymś z Leszkiem Millerem, czy Januszem Palikotem, nie zwracałby się z prośbą o rozmowę z Bronisławem Komorowskim. To chyba jest oczywiste, nawet dla najmniej krytycznych wobec obecnych ośrodków władzy. Pora by Pan Prezydent też to zrozumiał.